No cheap thrills. Żadnych tanich sztuczek. Krew, masakra, garmażeria. Wczoraj wieczorem obejrzeliśmy wystąpienie Prezydenta RP, ale emocji nam było mało, więc poszliśmy (z żoną oczywiście) na Rambo IV.
To był emocjonujący wieczór w dwóch częściach. Pierwszą zafundowały nam trzy kanały telewizyjne emitujące przemówienie prezydenta. Nasz dom, Polskę w granicach sprzed 1939, napadli z ekranu homoseksualiści biorący ślub, rewizjoniści i wypędzeni Niemcy. Piąta kolumna rządowa podała sobie ręce w Sejmie i przyjęła zdradziecką uchwałę o prawach podstawowych. Emocje udzieliły się też operatorowi kamery, który raz po raz wykonywał jakieś dziwne ruchy kamerą – a to dojazdy do twarzy prezydenta, a to odjazdy a to podejrzane drgawki. Przykuty do ekranu i wstrząśnięty wyjaśnioną prawdą o Traktacie Reformującym, chciałem krzyknąć „Targowica!!!”, ale głos uwiązł mi w gardle. W dzwoniącej w uszach ciszy nagle rozległ się głos żony: „A może do kina?” Uff…
Aby więc odreagować przepotworności, niebywałe i nie mające precedensu traktaty, poszliśmy do kina. A tam do wyboru „To nie jest kraj dla starych ludzi” albo stary człowiek w obcym kraju, czyli „John Rambo”. Z szacunku dla muskułów i siwych włosów wybieramy to drugie. Udało mi się nagrać fragment ścieżki dźwiękowej: ratatatatata (ckm), bum – bum (moździerz), wiuuuu (strzał z łuku), klask (strzała w oko), pif-paf (dziewiątka), cyk (mina), pierdut (bomba z drugiej wojny), aaaaaa (umiera wróg), yyyyyyy (umiera kompania wrogów), auuuuuuuuu (batalion is dead) „Burma is a warzone” – to już burknięcie głównego bohatera. Od razu człowiekowi zrobiło się jakoś milej. Są jeszcze na świecie prawdziwi bohaterowie, nigdy się nie starzejący, którzy w razie czego przyjdą i nas obronią. Johnie Rambo! Bywaj tu! Polska zagrożona! Poland is a treaty zone! A jeżeli Pan nie wierzy, posyłam Panu kasetę z wystąpieniem telewizyjnym prezydenta.