"Rzeczpospolita" publikuje obszerną rozmowę z marszałkiem Senatu Bogdanem Borusewiczem. Oto niektóre pytania i odpowiedzi.
"Rz": Nadal pan marszałek uważa, że Lech Kaczyński jest prezydentem jednej partii?
Bogdan Borusewicz: - Tak. Niestety, nadal tak jest. To problem, ponieważ prezydent, żeby dobrze spełniać swoją funkcję, musi być arbitrem, a nie stroną w konfliktach.
W sporze o ustawę ratyfikującą traktat lizboński nie był arbitrem?
- Wtedy był. Zachował się jak mediator. Ale teraz mamy kontynuację tego sporu, zaczyna się bój o kształt ustawy kompetencyjnej i znowu prezydent pokazuje tę złą stronę – ogłasza, że podpisze traktat, ale razem z tą ustawą. Źle się stało, że nie podpisał go od razu. Mimo że się starałem, aby Senat przyjął akt ratyfikacyjny jeszcze przed wyjazdem prezydenta do Bukaresztu na szczyt NATO. Sądziłem, że to zamknie sprawę. A co się stanie, jeśli PiS nie będzie zadowolone z ustawy kompetencyjnej i będzie się spierało o to z PO? Prezydent nie podpisze traktatu?
Nie sądzi pan, że rząd prowokuje trochę prezydenta do ostrych reakcji? To nie jest normalne, że listę kandydatów na nominacje generalskie dostarcza głowie państwa jakiś kurier.
- Każdą sprawę można omówić w ciszy gabinetów i dotychczas tak było. Jeśli prezydent miał zastrzeżenia do działań ministra obrony, to powinien był go wcześniej zaprosić do siebie i wyjaśnić sprawę. A odbył się publiczny spektakl odrzucania kandydatów na generałów. To była demonstracja niechęci do premiera i tego rządu. Tak jak wcześniejsze zamieszanie wokół powoływania ambasadorów. Brak ambasadorów powoduje obniżanie rangi naszych przedstawicielstw dyplomatycznych. Trzeba też omówić inne sporne kwestie. Jest np. problem kilku ambasadorów nominowanych wcześniej. Chodzi m.in. o Zdzisława Ryna w Argentynie, mianowanego na skutek sugestii polonijnego oligarchy Jana Kobylańskiego, który chce mieć wpływ na dyplomację w Ameryce Południowej, czyli na polską administrację. Już poprzedni minister spraw zagranicznych, dziś szef Kancelarii Prezydenta Anna Fotyga wyraziła opinię, że od Kobylańskiego należy się dystansować i być ostrożnym w kontaktach z nim. Cóż bardziej ostrego można powiedzieć w języku dyplomacji? A mimo to Ryn został mianowany i dziś prezydent Kaczyński broni go przed próbami odwołania.
Ale rząd mógł zadbać o dobrą współpracę z prezydentem.
- Współpracy muszą chcieć dwie strony, a tymczasem jedna ustawia się stale bokiem do wszystkiego i w kółko mówi „nie”. Sprawa ambasadorów dotyczy tylko kilkudziesięciu osób. Natomiast zapowiedź weta prezydenckiego do ustawy o dodatkowych ubezpieczeniach zdrowotnych dotyka milionów Polaków. Weto do tej ustawy nie pozwoli naprawić sytuacji w służbie zdrowia.
Sądzi pan, że prezydent nie robi tego z przekonania, tylko złośliwie?
Źródło: "Rzeczpospolita"