Za mało siedzimy na drzewach, porzuciliśmy je niepotrzebnie. Ludzkość z drzew schodzi w dzieciństwie; za młodu drzewa się zdobywa, prowokują samym istnieniem. Największym wyzwaniem są w wietrzne dni, kiedy kołyszące się konary potrafią imitować latanie. Takie doznania mogłyby się nie kończyć. A to tylko drzewa.
Nie brak Państwu takiej zgubionej perspektywy? Nowego spojrzenia na siebie, większego marginesu? I jak łatwo to odzyskać... Marzy mi się, aby na chwilę, może nawet w tym samym czasie, wszyscy wrócili na drzewa. Po zejściu z nich bylibyśmy chyba odmienieni. Taka rewolucja moralna, przy której wizje polityków wszelkiej maści i kolorów, ich nawoływania, straciłyby sens. Ruch społecznego... powrotu.
To mój komentarz na sobotę, po tygodniu hałaśliwych rewelacji, mniejszych i większych. Przeważnie mało istotnych. Przede mną wolne popołudnie, mam dziwne myśli i takie ulubione drzewo. Jeśli... Hmmm....