Przykład współczesnego kina dokumentalnego, którego każdy z nas potrzebuje. Jego siła polega na uważnym i ostrożnym przyglądaniu się codzienności tych, których na co dzień nie chcemy dostrzegać. Nieważne, z jakimi zaburzeniami czy chorobami się mierzą - jak każdy z nas chcą być potrzebni, zauważeni i wysłuchani.
- Czy wy powariowaliście?! To przesada - zwrócił się do jury francuski twórca Nicolas Philibert, odbierając Złotego Niedźwiedzia 73. Międzynarodowego Festiwalu Filmowego w Berlinie za film dokumentalny "Adamant". To drugi filmowy dokument doceniony najważniejszą nagrodą Berlinale w historii tego festiwalu. Pierwszym - w 2016 roku - było "Morze w ogniu" włoskiego twórcy Gianfranca Rosiego.
Nicolas Philibert jest jednym z najwybitniejszych żyjących twórców kina dokumentalnego. A na pewno najbardziej empatycznym i uważnym w tym gronie. Karierę rozpoczął w latach 70. ubiegłego wieku. W latach 80. zrealizował kilka filmów o tematyce górskiej dla telewizji, w tym słynny "Trilogie pour homme seul" z 1987 roku. Międzynarodową sławę przyniósł mu "W krainie głuchych" z 1992 roku. Sportretował w nim kilka osób głuchych w różnym wieku, ukazując zarówno to, z czym się mierzą, jak i ich najróżniejsze źródła radości. Pięć lat później postanowił spojrzeć na pacjentów jednej z klinik psychiatrycznych. W "Każdej małej rzeczy" przedstawia osoby chore, które pracują nad letnim spektaklem na podstawie tekstu Witolda Gombrowicza "Operetka". Natomiast "Być i mieć" przyniósł Philibertowi nominację do nagrody BAFTA (najlepszy film nieanglojęzyczny), dwie nominacje do Cezara (najlepszy film i najlepsza reżyseria) oraz Europejską Nagrodę Filmową (Europejski Film Dokumentalny).
"Adamant" O czym jest film?
"Adamant" to kolejny dowód, jak niezwykle wrażliwym, ciekawym świata i uważnym Philibert jest obserwatorem. Tym razem przygląda się pacjentom dziennego oddziału psychiatrycznego jednego z paryskich szpitali. Nie jest to typowa placówka, gdyż mieści się na pokładzie specjalnie przygotowanej barki, zacumowanej przy prawym brzegu Sekwany w centrum francuskiej stolicy. Tu pomoc otrzymują dorośli pacjenci z pierwszych czterech dzielnic miasta. Tych, którzy przychodzą różni niemal wszystko: wiek, status ekonomiczny i społeczny, płeć, jednostka chorobowa czy wykształcenie. Łączy zaś to, że potrzebują pomocy i po nią sięgają, bo mają świadomość tego, że bez niej nie mogą funkcjonować.
Podczas konferencji prasowej w Berlinie Philibert zwrócił uwagę, że "Adamant" może sprawiać wrażenie utopii, ale nią z pewnością nie jest. To opowieść o zacieraniu granic, a Philibert robi to w sposób wyjątkowy.
Podobnie jak w przypadku "Być i mieć" czy "Każdej małej rzeczy" dokument ogląda się jak film fabularny. W paryskiej placówce zacierają się też granice między pacjentami a pracownikami medycznymi, opiekunami. Nie ma żadnych szpitalnych fartuchów czy innych form rozróżnienia, kto jest kim. Codzienny rytm funkcjonowania placówki, a także pokładowej kawiarni, w dużej mierze zależy od samych pacjentów. A i ci zostali przedstawieni w wyjątkowy sposób, bo nie dowiadujemy się wprost o ich chorobach czy zaburzeniach. W ten sposób Philibert pokazuje zwykłą, czasem ignorowaną ludzką potrzebę bycia dostrzeżonym, wysłuchanym i szanowanym. A przy okazji, jak wielka siła drzemie w ludzkiej kreatywności i potrzebie wyrażania siebie.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Aurora Films