Gorliwość władz komunistycznych w podkreślaniu odrębności NRD przybierała czasem trudne do zrozumienia dzisiaj rozmiary: jeszcze w 1988 roku drukowano atlasy drogowe Berlina Wschodniego i NRD, które w miejscu, gdzie znajdował się Berlin Zachodni, zawierały białą plamę, oznaczającą dziwaczną pustkę.
W 30. rocznicę upadku Muru Berlińskiego dla Magazynu TVN24 pisze Jacek Stawiski, redaktor naczelny TVN24 BiS.
Upadek Muru Berlińskiego, koniec rządów komunistycznych w Niemczech Wschodnich, wprowadzenie tam jako waluty zachodniej marki i wreszcie zjednoczenie Niemiec odesłały "na śmietnik historii" NRD – Niemiecką Republikę Demokratyczną (niem. Deutsche Demokratische Republik). Wschodnioniemieckie państwo istniało niewiele więcej niż 40 lat i właściwie można uznać, że było ledwie przypisem w wielusetletniej historii Niemiec.
Prawdziwi Niemcy mieszkają na Wschodzie
Po zakończeniu wojny w zamiarach Józefa Stalina początkowo leżało zjednoczenie całych Niemiec albo pod rządami komunistów, albo przynajmniej w taki sposób, aby były neutralne i przynajmniej wolne od wpływów Zachodu. To się nie powiodło i Moskwie zostało jedynie urzeczywistnianie utopii komunizmu we własnej strefie okupacyjnej, zamienionej w państwo o nazwie NRD.
Niemcy Wschodnie i Niemcy Zachodnie początkowo miały tę samą flagę i ten sam hymn. Po pewnym czasie we wschodniej części podzielonego kraju zaczęto jednakże podkreślać odrębność państwową: zaniechano śpiewania tradycyjnego hymnu, ponieważ słowa pieśni odwoływały się do "jedności", a na fladze dorysowano komunistyczne symbole. Aby jeszcze mocniej podkreślić odrębność np. w sporcie, wprowadzono niebieskie stroje narodowe, co nie miało w ogóle zakorzenienia w historii. Na początku lat 70. zlikwidowano oznaczenie samochodów literą "D" (Deutschland - Niemcy), a wprowadzono napis "DDR" (NRD).
Rządzący w Berlinie Wschodnim komuniści głosili, że to oni są prawdziwie "niemieckim państwem", a utworzona w zachodnich strefach okupacyjnych RFN jest niesamodzielnym, kontrolowanym przez imperialistów dziedzictwem III Rzeszy.
Odcięciu się od historii służyła likwidacja landów w Niemczech Wschodnich, przeprowadzona wkrótce po utworzeniu NRD. Z historii Niemiec wybierano i eksponowano te wydarzenia, które uznawano za zapowiedź utworzenia na obszarze Niemiec Wschodnich państwa socjalistycznego i które w znacznej mierze rozgrywały się na terenie NRD.
W enerdowskiej wersji historii Niemiec popularyzowano wystąpienia Marcina Lutra i Reformacji, opisywane jako walka z dominacją papieską, a także wojny chłopskie w XVI wieku, uznawane za pierwszą rewolucję socjalistyczną. Postacie, takie jak Jan Sebastian Bach, Wolfgang Goethe czy Fryderyk Schiller były dla władz NRD przykładem dobrych i postępowych Niemców, a propaganda enerdowska pokazywała ich jako prekursorów odrębności kultury wschodnioniemieckiej. Przez cały okres istnienia NRD kategorycznie odcinała się od III Rzeszy hitlerowskiej, oskarżając Niemcy Zachodnie, że są kontynuacją państwa nazistowskiego. Nawet Mur Berliński nazwano w Berlinie Wschodnim przewrotnie "zaporą antyfaszystowską".
W NRD często nagłaśniano przypadki, gdy we władzach zachodnioniemieckich zasiadali członkowie hitlerowskiej NSDAP i władz III Rzeszy. Te oczywiście zdarzały się, ale i NRD nie miała czystego sumienia: wielu aparatczyków NSDAP wstąpiło do partii komunistycznej, wielu gestapowców weszło w skład bezpieki enerdowskiej, a wielu oficerów Wehrmachtu trafiło do armii NRD. Oficjalnie zaprzeczano temu i kategorycznie odmawiano wzięcia jakiejkolwiek współodpowiedzialności za zbrodnie III Rzeszy, przerzucając ją wyłącznie na zachodniego sąsiada.
Finalnie, mimo licznych błędów w procesie denazyfikacji, to Niemcy Zachodnie przeszły koniec końców głęboką i trwałą demokratyzację życia publicznego. W NRD, kraju drugiej dyktatury niemieckiej w XX wieku, rozliczenie z przeszłością przyszło dopiero po upadku władzy komunistycznej.
Gorliwość w podkreślaniu odrębności NRD przez władze wschodnioniemieckie przybierała czasem trudne do zrozumienia dzisiaj rozmiary - jeszcze w 1988 roku drukowano atlasy drogowe Berlina Wschodniego i NRD, które w miejscu, gdzie znajdował się Berlin Zachodni, zawierały białą plamę, oznaczającą dziwaczną pustkę.
Przy każdych sukcesach sportowców czy naukowców z Niemiec Wschodnich podkreślano, że jest to koronny dowód na trwałość enerdowskiego państwa i uznanie dla istnienia odrębnych, socjalistycznych Niemiec. Z lat 70. pamiętam doskonale, jak NRD głosiła, że jest jedną z największych potęg przemysłowych świata (podobnie zresztą jak PRL z epoki Gierka).
Uciekinier obywatelem
Jedną z największych osobliwości Niemiec Wschodnich była kwestia obywatelstwa. Władze w Berlinie Wschodnim dwoiły się i troiły, aby odrębność państwowa i odrębne paszporty były uznawane przez Niemcy Zachodnie, ale poniosły klęskę. Obywatelstwo NRD było w RFN automatyczną przepustką do obywatelstwa zachodnioniemieckiego. Każdy obywatel NRD z dowodem osobistym z napisem "DDR", jeśli znalazł się w RFN, włączając w to Berlin Zachodni, automatycznie stawał się obywatelem Niemiec Zachodnich.
Problemem dla obywateli enerdowskich było raczej wydostanie się z kraju "robotników i chłopów". Dla porównania obywatele polscy z paszportem PRL mogli nieporównanie znacznie swobodniej podróżować indywidualnie czy na wycieczki do krajów zachodnich niż obywatele NRD. Ale nawet jeśli obywatel polski wyemigrował na Zachód legalnie, np. z powodów politycznych, to musiał czekać nawet kilka lat na uzyskanie obywatelstwa RFN, Francji, Włoch, Wielkiej Brytanii, Stanów Zjednoczonych czy Kanady.
W przypadku NRD sprawa była i trudniejsza, i prostsza: dla jej obywateli wyjazd na Zachód był właściwie nieosiągalny, ale jeśli już udało im się uciec bądź jakoś legalnie wydostać z kraju, to obywatelstwo zachodnioniemieckie dostawali automatycznie. Fakt istnienia jednego obywatelstwa niemieckiego był koszmarem dla władz NRD. Zdawano sobie sprawę, jak silna w społeczeństwie enerdowskim jest tęsknota za Zachodem i jak wielką było to zachętą do ucieczki. Dlatego budowano mury, zasieki, bariery.
NRD, trochę obciach
W PRL-u na użytek propagandy wewnętrznej władze głosiły, że NRD jest normalnym, obok Niemiec Zachodnich, państwem niemieckim. Ale polscy komuniści mieli świadomość, że dla większości Polaków prawdziwe "niemiecka" jest tylko zachodnia część Niemiec. O NRD wypowiadaliśmy się pogardliwie. Gdy Polacy tam wyjeżdżali, to nie mówili, że jadą do Niemiec, ale "jedynie" do NRD. "Do Niemiec" znaczyło wyjazd do RFN.
Stosunek Polaków do NRD był oczywiście dwojaki: dostrzegano, że jest bogatsza, dobrze zaopatrzona, nierzadko lepiej zorganizowana niż PRL i że warto tam jeździć na zakupy. Enerdowskie towary, w tym ubrania, artykuły AGD, aparaty fotograficzne, kamery filmowe, kasety i taśmy magnetofonowe czy płyty gramofonowe, były oceniane jako lepsze od produkowanych u nas. O tym, że wschodnioniemiecka marka jest silniejsza i nawet częściowo wymienialna, przekonałem się w 1987 roku, wymieniając w holenderskim banku 100 marek NRD na około 8 dolarów, a przecież wymienialność peerelowskiej waluty była wówczas fantazją.
W Polsce natomiast niespecjalnie ceniono enerdowską kulturę, przesyconą w powszechnej opinii duchem tępej marksistowskiej propagandy i służalczości wobec ZSRR.
Warto przypomnieć, że przez dekadę Gierka do NRD w dosyć łatwy sposób można było wyjechać, pokazując na granicy jedynie dowód osobisty. Ale powstanie Solidarności i polski sprzeciw wobec socjalizmu stał się dla naszego sąsiada w pewnym momencie szalenie niebezpieczny. Dlatego Berlin Wschodni zamknął granicę, utrudniając Polakom przyjazdy, władze rozpętały antypolską kampanię, a z enerdowskiej strony groziła Polsce realna interwencja zbrojna (dywizje Narodowej Armii Ludowej były szykowane do wkroczenia do PRL).
Z czasów licealnych pamiętam kolegów i koleżanki, którzy rozpoczęli naukę w klasie z poszerzonym językiem niemieckim. Nikt nie uczył się pilnie niemieckiego, aby wyjeżdżać do NRD, choć takie wyjazdy były oczywiście organizowane. Wszyscy "szli do klasy niemieckiej" z nadzieją na udział w wymianie szkolnej z RFN. Paradoks tamtych lat polegał między innymi na tym, że wymiana z RFN była łatwiejsza do zorganizowania - obie strony jej po prostu chciały. W wypadku wymiany szkolnej z NRD utrudnieniem były ideologiczna fasada oraz ogromna obawa władz enerdowskich przed zaszczepieniem ducha polskiego oporu wobec socjalizmu wśród młodzieży wschodnioniemieckiej.
Popularność RFN wśród Polaków wzrosła dodatkowo po tym, gdy Niemcy Zachodnie zaczęły akcję pomocy humanitarnej dla Polski po wprowadzeniu stanu wojennego. Tymczasem przejawy poparcia dla Solidarności w NRD były jednostkowe i znane właściwie jedynie wąziutkiej grupie opozycjonistów polskich i wschodnioniemieckich.
To koniec
Lata 80., gwałtowny skok rozwojowy na Zachodzie, choćby komputeryzacja gospodarek i społeczeństw, szybki rozwój azjatyckich tygrysów, czyli Korei Południowej, Tajwanu i brytyjskiego wówczas Hongkongu, obnażyły słabość NRD. "Państwo robotników i chłopów" pogrążyło się w stagnacji i zadłużeniu, z którego ratowały go jedynie specjalne zastrzyki finansowe od "klasowego wroga", czyli z RFN. Te jednak nie wystarczyły i Niemiecka Republika Demokratyczna szybko zbankrutowała wraz z postępującym upadkiem całego systemu komunistycznego.
W nocy z 8 na 9 listopada 1989 roku władze NRD skapitulowały: otwarto przejścia graniczne do Berlina Zachodniego i całej RFN. Dni "Niemieckiej Republiki Demokratycznej" były policzone.
Autor: Jacek Stawiski, TVN BiS
Źródło zdjęcia głównego: Jacek Stawiski/Shutterstock