No tego to się naprawę nie spodziewałem. Co prawda w zeszłym tygodniu zadzwonili z Pressa i pytali o zdjęcie, ale niczego takiego nie podejrzewałem. - Zdjęcie? A po co zdjęcie? - zapytałem. - A, taki tam artykuł o blogach piszemy - powiedzieli. Zdjęcie wysłałem. Dziś patrzę sobie na nowe komentarze pod moim blogiem a tu pani Marta gratuluje sukcesu. I od tej pory puszę się jak paw. (Ale po kryjomu, żeby kolegów nie denerwować).
Pobiegłem więc rano w te pędy do kiosku i kupuję Pressa. Otwieram, patrzę a tu "Takie tam historie" na szóstym miejscu w rankingu dziennikarskich blogów. Oniemiałem. Ja, mały żuczek, cienias od tematów o niczym, na szóstym miejscu?! Świat się skończył... Albo może nie skończył, tylko czasem potrzebuje tematów o niczym - bo (kto wie) może właśnie te teksty i relacje pozornie o niczym są bliżej życia?
W przypływie szczerości wyznam teraz (choć już kiedyś podobne rzeczy pisałem, ale nie z szóstego miejsca) że czasem poważnie się obawiam, czy przypadkiem nie za dużo przygotowuję tych relacji z końca dziennika i czy może człowiek po trzydziestce nie powinien się zająć czymś poważniejszym? Tak po prostu, żeby się nie okazało, że jak przyjdzie zrobić kiedyś relację z pogrzebu, to wszyscy będą myśleli, że ten Mazur znowu robi sobie jaja. I że do niczego się nie nadaje poza coraz bardziej prostymi a czasem prostackimi relacyjkami pełnego samozadowolenia dyletanta? To pytanie naprawdę co jakiś czas do mnie wraca, dopada i trapi.