Wracam do środy i przesłuchań, których nie zdążyłam opisać. Zyta Gilowska przed komisją pozwalała sobie na dużo. Na więcej niż mógłby sobie zapewne pozwolić inny świadek. Posłowie z pokorą przyjmowali jej reprymendy. - Jak pan śmie! – mówiła do posła Urbaniaka. - To, że zeznaję pod przysięgą nie oznacza, że macie wtyczkę do mojej głowy – odpowiadała posłowi Arłukowiczowi. To tylko maleńka próba ciętych ripost byłej wicepremier. Ale ja nie o ciętych ripostach teraz…
O WIDEOLOTERIACH
Oburzenie Zyty Gilowskiej wywołało pytanie, jakimi argumentami przekonała ówczesnego premiera Jarosława Kaczyńskiego do tego, by - wbrew temu, o co zabiegał Totalizator Sportowy – nie obniżać podatków od wideoloterii. Jak mówiła, rozmawiała z premierem na ten temat wielokrotnie. I przekonała go do swoich racji. Jak? Zwłaszcza, że z dokumentów wynika, iż wcześniej był zwolennikiem rozwiązań proponowanych przez Totalizator Sportowy (na przykład z notatki ministra Banasia po spotkaniu z premierem 9 marca 2007 roku)... Tego Zyta Gilowska ujawnić nie chciała. Może zagroziła dymisją?
Gilowska zeznała przed komisją, że jej zespół nie zdecydował się na obniżkę podatku od wideoloterii, bo to byłaby duża inwestycja, a rząd potrzebował pieniędzy na Euro 2012, a poza tym "celem ustawy nie był rozwój hazardu w Polsce, bo Polacy nie potrzebowali powiększenia oferty hazardowej".
O PROJEKCIE TOTALIZATORA
O projekcie napisanym w Totalizatorze wiedziała, bo powiedział jej o nim minister Banaś. Ale, jak się wyraziła, "ten projekt dla niej nie istniał".
O ZESPOLE
W listopadzie 2006 powołała specjalny zespół, który miał opracować nowy projekt. Chciała, żeby prace nad projektem były przejrzyste. Szefem zespołu został minister Banaś. I to on zapraszał do prac, kogo uważał. Dlatego, jak mówiła Gilowska, nie miała świadomości, kto kogo w tym zespole reprezentuje. Tak mówiła odpowiadając na pytanie, czy wiedziała, że w zespole był reprezentant Totalizatora Sportowego Grzegorz Maj. Dopytywana, czy to oznacza, że Totalizator nadzorował prace w resorcie mówiła: "jeden człowiek delegowany przez TS nie jest w stanie wiele zmienić w funkcjonowaniu Ministerstwa Finansów. Podkreśliła, że dzięki temu Totalizator miał jedynie możliwość przysłuchiwania się i obserwowania, w jakim kierunku zmierzają prace nad zmianami w ustawie hazardowej".
ZAŁOŻENIA
Była minister finansów tłumaczyła śledczym, że zespół pracujący nad ustawą dostał wolną rękę. Pod warunkiem, że uwzględni cztery kwestie:
- wypracowanie zmian korzystnych dla budżetu państwa, czyli dających dodatkowe wpływy
- by zmiany nie naruszały równowagi sił, jaka się wytworzyła na rynku między sektorem publicznym i prywatnym
- zaprojektowanie takich zmian, które objęłyby rynek hazardowy systemem rejestracji i obrotu pozwalającym na kontrolę tego biznesu
- rozważenie możliwości zakazu prowadzenia gier losowych i zakładów wzajemnych w internecie
MILIARD NA EURO 2012
Z emocjami opowiadała posłom, że dla niej najważniejszą datą był wtedy 18 kwietnia 2007. 15 minut po tym, jak UEFA ogłosiła, że mamy Euro, Gilowska zaprosiła do siebie Banasia (wiceministra odpowiedzialnego za hazard). "Zaczęliśmy liczyć. I szukać pieniędzy. I znaleźliśmy. Potem zaprosiłam dziennikarzy i powiedziałam, ze znajdziemy miliard złotych".
Co się z nim stało? Co stało się z projektem? Dlaczego nie został przyjęty? "Miałam nadzieję, że w październiku Rada Ministrów ten projekt przyjmie. Potem wiedzieliśmy już, że idą wybory i straciliśmy zapał do dalszych prac. Wiedzieliśmy, że idzie zmiana. Pytano, które projekty chcemy, żeby przejęli następcy. Odpowiedzieliśmy, że nie ten o grach. Bo były pilniejsze. Jak ustawa o finansach publicznych."
O "UWIKŁANYM" DEPARTAMENCIE
Gilowska przyznała, że to ona była inicjatorem rozwiązania Departamentu Gier i Zakładów Wzajemnych i przeniesienia tematu hazardu do Departamentu Służby Celnej, bo znała "ustalenia protokołu Najwyższej Izby Kontroli z kontroli w MF obejmującej nie tylko departament gier losowych (…) Wiedziałam, że dwa departamenty, w tym departament gier, niespecjalnie popisały się, nie najlepiej wypadły w ocenie kontrolerów, a także we wnioskach pokontrolnych, które otrzymałam w grudniu 2006 roku (…) Wiedziałam z różnych innych źródeł, że departament gier jakoś tak być może niepotrzebnie skupia uwagę wielu osób i podmiotów, jak swego rodzaju piorunochron".
Podobnie jak minister Banaś oświadczyła, że do części urzędników tych departamentów najzwyczajniej nie miała zaufania. "Dlaczego? – dopytywał poseł Arłukowicz. I usłyszał: Nie miałam zaufania i już. Premier mówi dziś, że ma zaufanie do swoich ministrów, a przerzuca ich na inny front. Ja nie miałam zaufania. I już. Ale Pani zeznaje pod przysięgą… - nie poddawał się Arłukowicz. Odpowiedź była krótka, To, że zeznaję pod przysięgą nie oznacza, że macie wtyczkę do mojej głowy".
Było jeszcze o spowiedzi powszechnej: że przesłuchanie to nie spowiedź, a poseł Urbaniak nie jest księdzem. I że ma przed sobą karierę inkwizytora… Nawet posłowie Platformy mówili potem poza protokołem: "żałujemy, że tak się stało, że nie mamy jej dziś po swojej stronie".
Przed Zytą Gilowską zeznawał Marek Wagner, były szef Kancelarii Premiera (Leszka Millera). Było kwieciście. Od początku. Wagner pytany o tzw. swobodną wypowiedź, odpowiedział, że swobodnie "wypowiada się w domu i to jak żony nie ma".
Zeznał, że na posiedzeniach komisji i podkomisji, kiedy omawiano projekt ustawy hazardowej, więcej było lobbystów niż posłów. Jan Kubik (były poseł PSL, szef takiej podkomisji) zeznał następnego dnia, że to nieprawda, "bo by się nie pomieścili. Sala mieściła góra 10-12 osób". Pytany o Macieja Skórkę (asystenta społecznego Jerzego Jaskierni, powiązanego z branżą hazardową) odpowiedział: "koło Skórki nie stałem".
Przypominał, że podczas prac nad ustawą w 2002 i 2003 roku poseł Chlebowski zgłaszał najwięcej poprawek. I że z notatek urzędników ministerstwa finansów wynika, że to właśnie poseł Chlebowski jako pierwszy zgłosił notatkę obniżającą podatek dla automatów o niskich wygranych z 200 euro do 50 euro miesięcznie.
Był pytany także o spotkanie 22 stycznia 2003 roku, które zorganizował w Kancelarii Premiera (już po tym, jak na posiedzeniu komisji finansów przyjęto zapis o podatku w wysokości 200 euro). Uczestniczyli w nim posłowie SLD Anita Błochowiak i Marek Wikiński, ówczesny wiceminister finansów Wiesław Ciesielski i poseł PSL Jan Kubik (który nie pamięta, że brał udział w tym spotkaniu).
Wagner zeznał, że "na tym spotkaniu pani poseł Błochowiak poinformowała, iż mimo przyjęcia przez komisję stawki 200 euro, posłowie z PSL zamierzają w drugim czytaniu zgłosić poprawkę obniżającą opodatkowanie do 50 euro. Obecny na spotkaniu pan poseł Kubik nie zaprzeczył i nie ustosunkował się do tego. Pani poseł Błochowiak zaznaczyła, że nie można również wykluczyć, iż wniosek taki poprze PO, z uwagi na wcześniejsze jego zgłoszenie przez posła Chlebowskiego." Warto zaznaczyć, że i tego Kubik nie pamiętał.
Wagner przyznał, że "także w klubie SLD nie było chęci uchwalenia podatku 200 euro (…) Woli na uchwalenie podatku 200 nie było u nikogo". Na spotkaniu w Kancelarii Premiera padła propozycja stawki progresywnej - od 50 euro miesięcznie. Potem podwyższać ją co roku.