Oglądał ten film jak film nie o sobie. Wciągnął się i trochę wyszedł koło siebie, stanął obok. Ucieszył się, że to nie jest laurka, że jest pełnokrwistą postacią, bo i się złości, i jest zmęczony – mówiła na antenie TVN24 reżyserka filmu dokumentalnego "xABo: Ksiądz Boniecki" Aleksandra Potoczek.
Od 24 lipca w kinach zobaczymy "xABo: Ksiądz Boniecki" w reżyserii Aleksandry Potoczek. Film jest opowieścią o duchownym, publicyście, autorze wielu odważnych myśli, związanym od lat z "Tygodnikiem Powszechnym", w którym podpisując się, używa skrótu xABo. Jego reżyserka Aleksandra Potoczek ze studiem TVN24 połączyła się z Bydgoszczy, gdzie bierze udział w przedpremierowych pokazach filmu o księdzu Adamie Bonieckim.
- Przez pandemiczną sytuację był to mój pierwszy pokaz z widzami. Dużo emocji, skrajnych. Mimo pandemii pełna sala, więc bardzo się cieszymy – powiedziała reżyserka.
Aleksandra Potoczek przez wiele miesięcy towarzyszyła ks. Bonieckiemu z kamerą w jego zawodowym i prywatnym życiu. - Jest to powieść o życiu z punktu ciekawego człowieka. My sobie wymyśliliśmy, że będzie to dokumentalne kino drogi. Właściwie jest to film trochę o rozmowie, trochę o dialogu. O spotkaniu z drugim człowiekiem – opisywała.
- A ile w tym filmie jest dialogu, a ile monologu? – dopytywał prowadzący?
– Zaskoczył mnie pan tym pytaniem. Ale procentowo myślę, że siedemdziesiąt procent dialogu, trzydzieści monologu. Próbujemy łączyć, jedno się z drugim przeplata, jedno z drugiego wynika, tak że monologujemy i dialogujemy – odpowiedziała.
"Kameralna, osobista, intymna opowieść"
Ksiądz Adam Boniecki od dziewięciu lat, z niedługą przerwą, ma zakaz wypowiedzi w mediach. Nałożyły go władze Zgromadzenia Księży Marianów, do których należy.
- Nam udało się te kłopoty obejść, jednak film dokumentalny mógł być ścieżką nie tyle wypowiedzi, a filmowego pokazania portretu tej postaci. Tym bardziej się cieszę, że taka forma wypowiedzi może trochę odbiegająca od medialnego wizerunku księdza, bo to jest bardziej kameralna, osobista, intymna opowieść o tej postaci – tłumaczyła.
Jak przypomniała, przez pierwsze miesiące pracy ksiądz Boniecki próbował ją przekonać, że film o nim nie jest najlepszym pomysłem. - Ale kiedy się zaangażował, to zaangażował się na sto procent. Film powstawał trzy lata. Pierwszy taki etap dokumentacyjny to była dokumentacja bez kamery. Jeździłam po Polsce, w tę podróż księdza, nie do końca znaną w opinii publicznej. Od miasta do miasta, od wioski do wioski, bez kamery. I chyba stopniowo ksiądz się do nas przyzwyczajał. Nazywał nas "ekipą cieni" – opisywała.
Jak zaznaczyła, etap dokumentacji trwał pół roku. - Wypracowaliśmy sobie relację. Nam bardzo zależało, żeby nie przekraczać granic intymności, które będą niekomfortowe albo nieprzekraczalne dla bohatera. Szliśmy z rytmem jego charakteru, osobowości. Ksiądz nigdy nam nie powiedział: "tego ma nie być w filmie", "tego nie pokazujcie", mieliśmy całkowitą wolność – powiedziała i zaznaczyła, że ksiądz podczas kolaudacji filmu nie zażyczył sobie żadnych zmian.
- Oglądał ten film jak film nie o sobie. Wciągnął się i trochę wyszedł koło siebie i stanął obok. Ucieszył się, że to nie jest laurka, że jest pełnokrwistą postacią, bo i się złości, i jest zmęczony, i rozmaite emocje czysto ludzkie się tam pojawiają – dodała.
Ekipa przejechała z księdzem kilkadziesiąt tysięcy kilometrów. – Ksiądz jest ciągle w drodze – powiedziała.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: GutekFilm