Niedawny prominent partyjny lewicy, Andrzej Pęczak, pracuje za 1200 zł miesięcznie - ujawnia "Express Ilustrowany".
- Zajmuję się wyszukiwaniem kontrahentów dla łódzkiej prywatnej firmy zajmującej się instalatorstwem elektrycznym. Nie zarabiam kokosów, ale najważniejsze, że pracodawca płaci za mnie ZUS - mówi gazecie Pęczak.
Były baron SLD, który z wykształcenia jest doktorem ekonomii (studia doktoranckie ukończył w Moskwie), znalazł pracę dzięki pomocy przyjaciół. Podaje, że zarabia około 1200 zł. Firma, w której znalazł zatrudnienie, zajmuje się m.in. instalacją systemów alarmowych i central telefonicznych. Do tej pory Pęczakowi nie udało się jeszcze pozyskać ani jednego kontrahenta, ale pracuje od niedawna.
- Pierwsze podsumowanie mojej pracy nastąpi dopiero po miesiącu - zaznacza. Andrzej Pęczak wyszedł na wolność na początku stycznia tego roku, po dwuletnim pobycie za kratkami i wpłaceniu 400 tys. zł kaucji. Zanim jednak trafił do aresztu, z jego konta, które chciała zająć prokuratura, zniknęło milion złotych. Konto, na którym ma zdeponowane 350 tys. zł, zostało zajęte przez komornika na poczet przyszłych kar.
Pęczak odpowiada przed sądem m.in. za pomoc w płatnej protekcji, przyjęcie 820 tys. zł łapówek, narażenie na stratę 42 mln zł Wojewódzkiego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej. Jest też oskarżony o wyłudzenie 40 tys. zł od braci Gałkiewiczów, biznesmenów ze Rzgowa, przyjęcie od nich ponad 15 tys. zł łapówki oraz nakłanianie innych osób do przekraczania uprawnień i poświadczania nieprawdy. Prokuratura Apelacyjna w Łodzi przedstawiła mu także zarzut pomocy w oszustwie.
Źródło: "Express Ilustrowany"