Starał się od co najmniej roku, co wieczór psując elegancką fasadę hotelu Marriott jarmarcznym napisem. Wszystko, żeby tylko przyciągnąć klientów. No i się udało – teraz pewnie od klientów opędzić się nie może. Bar Panorama na 40. piętrze.
Miałem się odezwać dopiero w poniedziałek, ale po pierwsze – poprzedni wpis był słaby, a po drugie – oj, dzieje się. Późnym piątkowym wieczorem jechałem przez centrum Warszawy. Konferencja w prokuraturze z filmami dokumentalnymi o korytarzach w hotelu Marriott skończyła się godzinę wcześniej. Warto przy okazji zauważyć, że – w przeciwieństwie do innych znanych korytarzy – te na filmie z hotelu nie są ani poziome, ani pionowe. Wszystkie są ukośne. Ale do rzeczy. Przejeżdżam obok Marriotta – i co widzę? Na kilku najwyższych piętrach dookoła budynku tańczy świetlny napis – cytuję z pamięci: „Wyluzuj się… Wstąp na drinka. Bar Panorama na 40 piętrze zaprasza”. Jasne. Ty się wyluzuj, a prokurator oceni poziom wyluzowania. Czy "zafrasowany" chodzisz bez sensu, czy może "pewnym krokiem zmierzasz do celu". Pomyślałem, że świetlna reklama zapomina dodać o możliwości spaceru tymi ukośnymi korytarzami wokół apartamentu 4020 no i kariery w mediach – wystarczy z odpowiednią osobą wsiąść do windy. Za kilka lat Bar Panorama mógłby być świetnym ukoronowaniem wycieczki Miejscami Pamięci IV RP. Zaczynamy w Gdańsku – tam, gdzie stało ZOMO, potem grunty orne w Mrągowie, peron Włoszczowa Północ, Kraków i niedoszły premier, Gorzów i premier najukochańszy, następnie nocleg w Warszawie w hotelu sejmowym i w pokoju nocne przemeblowanie - stołek za stołek, na koniec Bar Panorama i spojrzenie z góry z pamiątkowym zdjęciem w windzie. W następnych rankingach na „kultowe” czy „magiczne” miejsce Warszawy Bar Panorama wygrywa w cuglach – chyba, że popularnością przebije go Rakowiecka*. A co robiłem po nocy w okolicach hotelu Marriott? Jak to, co – proszę pobawić się w prokuratora. Na odpowiedzi czekam pod blogiem. „Podjechałem od Alej i zszedłem na dół. Potem jeszcze niżej, nie na czwarty, tylko odwrotnie. Sprawdziłem w rozkładzie, że ma zmieniony czas dotarcia, bo normalnie był u nas pół godziny wcześniej, niż teraz. A było za piętnaście sześć po przedostatniej. W końcu przyjechał.
Wysiadła z niego dama, nie ta teraz ale ta najpierwsza, najwcześniejsza. Jechała z miasta Kazika. Zabrałem czemadan na kółkach i w drogę schodami ale nie wchodząc. Odwiozłem ją do domu. Oczywiście nie swojego.” Dobrej zabawy i tym razem to chyba już naprawdę do poniedziałku.
* - dla osób niezbyt biegłych w historii najnowszej: „Rakowiecka”, czyli areszt śledczy i więzienie na warszawskim Mokotowie kojarzące się wybitnie politycznie.