Zmora kierowców autobusów wróciła. Właściciel sporo zapłacił za odzyskanie auta

Powrót zmory łódzkich kierowców
Powrót zmory łódzkich kierowców
Źródło: TVN24 Łódź

Od miesięcy auto bez koła skutecznie uniemożliwiało łódzkim autobusom wjazd na przystanek. Po interwencji, stare bmw zostało odholowane. Po kilku tygodniach jednak wróciło i stanęło kilka metrów dalej - już nie na zakazie. - Czyli jednak nie był porzucony - komentują mieszkańcy.

Stał na zakazie, tuż przed przystankiem autobusowym na ul. Kusocińskiego w Łodzi. Przez kilka miesięcy zielone bmw sprawiało wrażenie, jakby ktoś zostawił je "przed chwilą", z powodu awarii. Samochód nie miał jednego koła (ktoś pieczołowicie schował je do pokrowca i umieścił na fotelu pasażera). Za przednią szybą widniał trójkąt ostrzegawczy.

- Przez kilka miesięcy musieliśmy się wciskać na przystanek. Efekt był taki, że nie widzieliśmy, czy ktoś wsiada nam do pojazdu przez tylne drzwi. Było mocno niebezpiecznie - wspomina jeden z kierowców MPK Łódź.

Było, bo już nie jest. Pod koniec czerwca opisaliśmy tę sprawę. Jeszcze tego samego dnia straż miejska przyjechała na miejsce i odholowała pojazd. Koniec historii? Nie.

Zielony samochód niedawno wrócił w okolice przystanku. Tym razem mieści się w strefie, gdzie wolno parkować. Po dawnej awarii (niemal) nie ma śladu. Tam, gdzie dotąd była dziura, pojawiło - nieco szersze od pozostałych - koło.

- Spektakularny powrót, nie przeczę. Wygląda na to, że samochód nie został porzucony, tylko jego właścicielowi nie przeszkadzało, że zagraża bezpieczeństwu na przystanku - komentuje pan Janusz, mieszkaniec Łodzi.

Odholowanie wraku

Usunięciem pojazdu z ul. Kusocińskiego zajęła się nowa (funkcjonująca od maja tego roku) jednostka straży miejskiej. Do jej zadań zależy pozbywanie się wraków, które zalegają na ulicach i parkingach.

Rzeczniczka łódzkich strażników Joanna Prasnowska podkreśla, że pojazd trafił na miejski parking. Zanim właściciel mógł go odebrać, musiał sporo zapłacić.

- Właściciel został poinformowany o usunięciu pojazdu. Mógł go odebrać po uiszczeniu opłaty za holowanie, czyli 476 złotych oraz 39 złotych za każdy dzień postoju auta - wylicza rzeczniczka i wyjaśnia, że często po porzucone wraki zwiezione lawetą z ulic nie zgłasza się nikt.

- Po sześciu miesiącach przechodzą one na własność gminy - podkreśla.

Urzędnicy z reguły próbują do skutku namierzyć właściciela i wymusić od niego zapłaty za holowanie i półroczny postój. Maksymalna opłata to prawie 7,5 tysiąca złotych.

Autor: bż/mś / Źródło: TVN24 Łódź

Czytaj także: