Wczoraj świętowała znakomity wynik w wyborach, dzisiaj przed ósmą stawiła się w pracy. Bój Hanny Zdanowskiej o mandat dopiero się rozpoczyna, bo o nielegalności jej rządów jeszcze przed głosowaniem mówił wojewoda. - Suweren przemówił - kwituje Zdanowska. Biuro wojewody na razie odmawia komentarza, czeka na oficjalne wyniki.
- Jestem pełna wdzięczności. Przystępuję do pracy - mówiła Zdanowska w rozmowie z reporterem TVN24 dzisiaj rano.
Podkreślała, że "suweren zadecydował" o tym, kto ma rządzić w magistracie przez kolejne cztery lata. Tyle, że dla prawomocnie skazanej za poświadczenie nieprawdy prezydent Łodzi najtrudniejszy bój dopiero się rozpoczyna.
- Normalnie obejmuję urząd. Jeżeli wojewoda będzie chciał wszcząć jakieś kroki, to będzie się ciągnęło - tłumaczyła Zdanowska.
Te "jakieś kroki" to procedura zmierzająca do odsunięcia Hanny Zdanowskiej od władzy w związku z faktem, że ustawa o pracownikach samorządowych zabrania pracy w samorządzie osobom po wyrokach.
Zbigniew Rau jednoznacznie zapowiadał, że taka procedura zostanie wszczęta w razie zwycięstwa Hanny Zdanowskiej. Obowiązujące przepisy wskazują, że w takiej sytuacji sprawa najpewniej skończy się w sądzie.
A zdanie wojewody jest tutaj kluczowe. To potwierdził w poniedziałek Wojciech Hermaliński, szef Państwowej Komisji Wyborczej.
- Jeżeli się potwierdzi, że Hanna Zdanowska została wybrana, to wówczas wchodzą w grę przepisy ustawy o pracownikach samorządowych. To jest decyzja wojewody, tutaj nam jest trudno o tym mówić, co do zasady to te przepisy to regulują, natomiast jaką decyzję wojewoda podejmie (...), to tego nie wiem - mówił na konferencji prasowej poświęconej wynikom wyborczym Hermeliński.
Dzisiaj ani wojewoda, ani jego zaplecze nie chce jednak odnosić się do wyborczego wyniku Hanny Zdanowskiej.
- Z urzędu wojewódzkiego dowiedzieliśmy się, że wojewoda czeka na ostateczne wyniki i nie będzie odnosił się do wskazań sondażowych - tłumaczy Piotr Borowski, reporter TVN24.
Spór po łacinie
Tuż po ogłoszeniu sondażowych wyników wczorajszych wyborów, przedstawiciele Prawa i Sprawiedliwości oraz Platformy Obywatelskiej prześcigali się w łacińskich cytatach. "Dura lex sed lex" (twarde prawo, lecz prawo) - mówił w studiu wyborczym TVN24 Jacek Sasin, szef Komitetu Stałego Rady Ministrów.
- To nie jest kwestia interpretacji. Prawo jasno wskazuje, kto może, a kto nie może pełnić funkcji - mówił Sasin.
W podobnym tonie, też po łacinie odpowiedział mu Cezary Grabarczyk, były minister sprawiedliwości i człowiek, który wciągnął Hannę Zdanowską do wielkiej polityki:
"Vox populi, vox dei" (głos ludu głosem Boga) - napisał na Twitterze Grabarczyk.
Wolni i dumni Łodzianie wybrali. Vox populi, vox Dei! https://t.co/nloksCeFpt
— Cezary Grabarczyk (@c_grabarczyk) 22 października 2018
Nerwówka wyborcza
To, że Hannie Zdanowskiej towarzyszą bardzo duże emocje można było się przekonać w punkcie wyborczym przy ul. Jaracza w Łodzi, gdzie oddawała swój głos.
Prezydent Łodzi towarzyszyły ekipy telewizyjne i fotoreporterzy. Kiedy chciała odebrać kartę do głosowania, ustawiła się w kolejce dla mieszkańców ul. Jaracza. A powinna do innej, dla zameldowanych przy ul. Narutowicza. Pomyłkę uświadomili Zdanowskiej pracownicy komisji wyborczej.
Kandydatka z całego zajścia żartowała już po oddaniu głosu:
- Zestresowałam się. Zastanawiałam się, jak dojechać na Jaracza, bo tak to moje kochane miasto rozkopałam, że zastanawiałam się jak tu dojechać. No i tak mi się to zakodowałam, że koniecznie chciałam mieszkać na Jaracza - tłumaczyła dziennikarzom.
Autor: bż / Źródło: TVN24 Łódź, PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 Łódź