- Założyli mi kajdanki i wrzucili do radiowozu. Nie wiedziałem co się dzieje - opowiada Maxwell Ngwe Uleh, student z Kamerunu na wymianie w Łodzi. Został zatrzymany, razem z kolegą, podczas obławy na innego czarnoskórego mężczyznę. - Zachodziła obawa, że oni również mogą być zamieszani w sprawę - tłumaczy policja.
Maxwell i Levi poszli do banku po zaświadczenie o tym, że mają pieniądze na koncie. To formalność, która jest wymagana w przypadku studentów przebywających w Polsce na wymianie.
Sprawy nie załatwili. Zostali za to zakuci w kajdanki, wrzuceni do radiowozu i spędzili noc w areszcie. Dlaczego? Bo w kolejce do bankowego okienka stanęli za czarnoskórym 31-latkiem, na którego policja przygotowała zasadzkę.
- Ten facet przed nami mówił po polsku. Dlatego poprosiliśmy go o pomoc przy rozmowie z kasjerką, która nie znała angielskiego - wyjaśnia Maxwell.
Kilka minut później do akcji wkroczyli policjanci.
- Krzyczeli na nas, kazali pokazać ręce. Po chwili miałem na nich kajdanki. Wołałem, że nie jestem przestępcą, że tylko przyszedłem załatwić papierkowe sprawy - kręci głową.
"Jak kryminaliści"
Po kilkudziesięciu minutach Maxwell i Levi wreszcie mogli dowiedzieć się, że zatrzymani są w związku z próbą wypłacenia pieniędzy pochodzących z oszustwa. Powiedział im to biegły tłumacz języka angielskiego.
- Proponowaliśmy, żeby policja zadzwoniła do doktora Bednarka, który się nami opiekuje. Myśleliśmy, że sprawa szybko się wyjaśni - mówią.
Policjanci jednak nie pozwolili mu nigdzie zadzwonić. Zamiast tego studenci zostali w kajdankach przewiezieni do wynajmowanych mieszkań.
- Mijałem ludzi, którym mówiłem niedawno "dzień dobry". Patrzyli na mnie jak na kryminalistę - Maxwell spuszcza wzrok.
Po przeszukaniu studenci trafili za kratki. W policyjnej izbie zatrzymań spędzili noc. Następnego dnia usłyszeli, że mogą wrócić do domu.
- Żadnego przepraszam, żadnych wyjaśnień. Ktoś burknął "you're innocent" (jesteś niewinny - red.) i wskazali nam drzwi - dodaje.
"Wyglądali, jakby byli razem"
Podinsp. Joanna Kącka z łódzkiej policji wyjaśnia, że zatrzymanie studentów było konieczne.
- Stali obok mężczyzny, podejrzewanego o przestępstwo. Rozmawiali ze sobą, wyglądało to tak, jakby przyszli razem - tłumaczy policjantka. - Ponieważ "istniało uzasadnione podejrzenie", że mogą działać razem - cała trójka została zatrzymana.
Zatrzymany 31-latek ma status podejrzanego. Pochodzi z Nigerii, ale ma też polskie obywatelstwo. Maxwell i Levi są młodsi i pochodzą z Kamerunu.
- Jedyne co nas łączy, to fakt, że jesteśmy czarni. Strasznie to przykre, że na tej podstawie trafiliśmy za kratki - mówią smutno.
"Nawet mamie nic nie mówiłem, żeby się nie martwiła"
Policja informuje, że wszystko odbyło się zgodnie z prawem.
- Jeżeli mężczyźni czują się poszkodowani, mogą złożyć zażalenie na nasze działania. Podkreślam jednak, że były solidne argumenty, które przemawiały za koniecznością sprawdzenia roli studentów - mówi Kącka.
Sami zainteresowani nie pisali żadnych pism, bo chcieli jak najszybciej zapomnieć o sprawie.
- Nawet mamie nic nie mówiłem, żeby się nie martwiła. Przecież jakby usłyszała, za co mnie zatrzymano, to żyłaby w ciągłym strachu - wzrusza ramionami.
O tym, co zaszło na swojej uczelni powiedział dopiero trzy tygodnie po zdarzeniu.
- Prowadziłem zajęcia o dyskryminacji. Wtedy Maxwell opowiedział swoją historię, byłem wstrząśnięty - mówi dr Adam Bednarek, prodziekan Wyższej Szkoły Studiów Międzynarodowych w Łodzi.
Rektor uczelni zapowiedział, że w najbliższym czasie wyśle pismo do Komendy Głównej Policji z prośbą o wyjaśnienia.
Jeśli chcielibyście nas zainteresować tematem związanym z Waszym regionem - czekamy na Wasze sygnały/materiały. Piszcie na Kontakt24@tvn.pl
Autor: bż/gp / Źródło: TVN24 Łódź
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 Łódź