Zamordował matkę, zabrał jej 100 zł. Żonie powiedział: pojechała na cmentarz

59-letni mieszkaniec Łodzi zabił matkę kuchennym nożem
59-letni mieszkaniec Łodzi zabił matkę kuchennym nożem
Źródło: sxc.hu

Wyjął z kuchennej szuflady największy, najostrzejszy nóż i zabił nim swoją matkę. - Chciał zabrać jej oszczędności. Liczył na kilka tysięcy złotych. Znalazł i ukradł jednak zaledwie stuzłotowy banknot - opowiada prokurator, który właśnie postawił mieszkańcowi Łodzi zarzut zabójstwa. 59-latek złożył obszerne zeznania i przyznał się już do winy.

Matka ciągle słyszała od syna: dokładaj się do opłat za wspólne mieszkanie. Ona zajmowała jeden pokój, drugi - on razem ze swoją żoną. W ich wspólnym mieszkaniu na jednym z większych łódzkich osiedli często dochodziło do sprzeczek o pieniądze.

- Mówił, że matka powinna dokładać się do czynszu. Chciał od niej 300 złotych co miesiąc - mówi Krzysztof Kopania, rzecznik łódzkiej prokuratury.

Kłócili się o pieniądze

Matka czasem dawała. Czasem jednak stawała okoniem, mówiła: nic ci nie dam, źle się mną opiekujecie. Miała już prawie 90 lat, była starsza, potrzebowała zainteresowania. Prosiła często: synu, zawieź mnie na cmentarz. Czasem ją zawoził, czasem mówił: dołóż się do czynszu.

O pieniądze kłócili się zwłaszcza od czasu, kiedy matka zablokowała synowi dostęp do swojego konta w banku. Wcześniej nie prosił, sam wpisywał hasło, wypłacał sobie pieniądze z jej emerytury na poczet mieszkania. Kiedy jednak się zorientowała, zmieniła zabezpieczenia. Wypłacać sam już nie mógł.

- Mówił więc: mama, daj mi 300 złotych na czynsz - powtarza Kopania.

Feralnego wieczoru też chciał do niej podejść, powiedzieć: mama, daj mi 300 złotych na czynsz. Zwłaszcza że wcześniej nakrzyczała na niego żona, która miała pretensje o to, że nie umie od własnej matki wyciągnąć pieniędzy na wspólne mieszkanie.

"Zasypiał z myślą: jutro ją zabiję"

- Planował porozmawiać, ale zrezygnował - mówi prokurator.

Położył się więc spać. - Zasypiał z myślą: jutro ją zabiję - relacjonuje Kopania.

Obudził się skoro świt. Jego żona właśnie wychodziła do pracy, on wyszedł zaraz po niej. W sklepie kupił małą buteleczkę nalewki. Wrócił do domu, wypił ją. A potem z powrotem do sklepu, po jeszcze jedną butelkę.

- Po raz drugi wrócił do domu koło 7 rano. Matka już nie spała, zobaczyła go i powiedziała: synu, zawieź mnie na cmentarz - opowiada prokurator. - Odmówił i powiedział: mamo, daj mi pieniądze na czynsz. Wtedy z kolei ona odmówiła. Powiedziała, że nie ma - dodaje.

Rozmawiali, matka stała w swoim pokoju, krzątała się do wyjścia. Chciała i tak pojechać na groby bliskich. - A on poszedł do kuchni. Otworzył szufladę z nożami, wyciągnąć największy, ostrze miało ćwierć metra. Wrócił z nim do pokoju. Matka stała do niego plecami - mówi Kopania.

To, co działo się później, nazywa "niezwykle brutalnym zabójstwem". - Najpierw pchnął ją dwa razy w plecy. Kiedy się odwróciła, trafił prosto w serce. Potem jednym cięciem zrobił jej na szyi ogromną ranę - mówi.

Chciał pojechać na grzyby

Jak później zeznał, myślał, że matka ma pochowane po szufladach pieniądze. Liczył, że znajdzie nawet kilkanaście tysięcy złotych. - Zaplanował, że je weźmie, pójdzie do pracy, a prosto z dyżuru pojedzie na grzyby. Chciał spędzić czas w ekskluzywnym ośrodku z basenem - mówi Kopania.

Mężczyzna rozbebeszył więc cały pokój. Przez kilka godzin szukał pieniędzy szuflada po szufladzie, szafka po szafce. - Szukał kilka godzin. Znalazł 100 złotych - informuje prokurator.

Zmęczyło go to szukanie. Położył się więc spać.

Obudził go dopiero szczęk kluczy w zamku. Po dyżurze do domu wróciła żona. - Ubrał się szybko, powiedział że idzie do pracy. Ona go zapytała: a gdzie mama? Odpowiedział, że pojechała na cmentarz - dodaje Kopania.

I wyszedł z domu. Wtedy jego żona zajrzała do pokoju matki. - Zobaczyła całe zakrwawione zwłoki. Była przerażona. Zadzwoniła po policję - tłumaczy prokurator.

"Zupełnie normalna rodzina"

Funkcjonariusze zatrzymali mężczyznę, jeszcze zanim ten dotarł do pracy. Przyznał się do morderstwa, opowiedział prokuraturze całą historię sporu z matką i zeznał, że był już "zmęczony ciągłym proszeniem o pieniądze". Usłyszał zarzut zabójstwa, na wniosek sądu jest też tymczasowo aresztowany.

- W opinii sąsiadów ta rodzina była zupełnie normalna, mieli bardzo dobrą opinię. Nikt się nie spodziewał, że może się tam wydarzyć coś złego - mówi Kopania.

59-latkowi za brutalne zabójstwo własnej matki grozi teraz dożywocie.

Autor: bieru/kv / Źródło: tvn24

Czytaj także: