Niecały miesiąc temu na tvn24.pl przypominaliśmy historię, która od lat nie dawała spokoju wielu policjantom. Informowaliśmy wtedy, że tajemniczą śmiercią Henryka Stolarka, funkcjonariusza spod Sieradza, zajęli się specjaliści z policyjnego Archiwum X.
- Od ćwierćwiecza nie wiedzieliśmy, kto okrutnie zabił naszego kolegę. Wszystko wskazuje na to, że wreszcie mamy odpowiedź - mówi nadkomisarz Adam Kolasa z łódzkiej policji.
W zeszły piątek przy granicy z Niemcami policjanci zatrzymali 44-letniego dziś Janusza K. Wraz z dwoma kolegami wracał z Niemiec, gdzie pracuje od kilku lat. Kiedy ich samochód zjechał na stację benzynową, wokół auta zaroiło się od policjantów.
- Był zszokowany tym, co się dzieje. Nie zapomnę jego miny, kiedy usłyszał, w związku z jaką sprawą go zatrzymujemy. Nie stawiał oporu, zamurowało go - opowiada nam jeden z funkcjonariuszy prowadzących to śledztwo.
Zmiażdżyli czaszkę, zadali kilka ciosów nożem
Janusz K. był wcześniej wielokrotnie notowany, między innymi za pobicia. To on, według najnowszych ustaleń, miał być jednym z zabójców Henryka Stolarka. Policjant przed śmiercią był katowany.
Zabójcy zmiażdżyli mu czaszkę i zadali kilka ciosów nożem. Potem - jeszcze żywego - wrzucili do radiowozu i zatopili go w stawie w Brzeziu pod Sieradzem. Wystające z wody policyjne koguty świadkowie zauważyli po kilku godzinach.
Z kabury zniknął służbowy pistolet policjanta P-64 i dwa magazynki amunicji.
Janusz K. w momencie popełnienia zbrodni miał 19 lat.
Zarzut i aresztowanie
- Mężczyzna został przewieziony do prokuratury i usłyszał zarzut zabójstwa. Sąd zgodził się na jego tymczasowe aresztowanie - mówi nadkomisarz Kolasa.
Nieoficjalnie dowiedzieliśmy się, że Janusz K. nie przyznał się do winy.
25 lat temu, w czasie śledztwa, policjanci zabezpieczyli szereg materiałów dowodowych. - Między innymi wykonali oględziny, przesłuchiwali świadków i skrupulatnie zbierali materiał dowodowy w sprawie. Mimo zgromadzenia 21 tomów akt, przyjęcia kilku hipotez, śledczy nie zdołali przedstawić zarzutów żadnemu podejrzanemu - opowiada funkcjonariusz łódzkiej policji.
Zabójców mogło być dwóch
W jaki sposób udało się po latach powiązać kogoś z tą zbrodnią?
Policjanci informują, że w ostatnim czasie robili wszystko, aby przerwać zmowę milczenia wśród osób, które miały cenne dla śledczych informacje. W przekonaniu osób postronnych pomóc w tym miały publikacje medialne, w tym nasza.
- To była tylko część sukcesu. Janusza K. pogrążyły też ustalenia specjalistów z innych dziedzin - mówi nadkomisarz Kolasa.
Policjant nie chce informować o szczegółach, bo schwytanie jednego z podejrzanych nie kończy sprawy. Wszystko wskazuje na to, że zabójców było co najmniej dwóch.
- Dla nas jest to sprawa honorowa. Wierzymy, że w niedługim czasie zatrzymamy kolejnego sprawcę - mówi insp. Mariusz Ciarka z Komendy Głównej Policji.
Autor: bż//now