38-letni policjant jeszcze żył, kiedy został zamknięty w radiowozie, który ktoś zepchnął do stawu pod Sieradzem (woj. łódzkie). Zabójcy Henryka Stolarka byli nieuchwytni przez 25 lat. - Aż do teraz. Mamy jednego z nich - informują kryminalni z łódzkiego Archiwum X. - Nie stawiał oporu, zamurowało go - opowiadają o szczegółach zatrzymania 44-letniego dziś mężczyzny.
Niecały miesiąc temu na tvn24.pl przypominaliśmy historię, która od lat nie dawała spokoju wielu policjantom. Informowaliśmy wtedy, że tajemniczą śmiercią Henryka Stolarka, funkcjonariusza spod Sieradza, zajęli się specjaliści z policyjnego Archiwum X.
- Od ćwierćwiecza nie wiedzieliśmy, kto okrutnie zabił naszego kolegę. Wszystko wskazuje na to, że wreszcie mamy odpowiedź - mówi nadkomisarz Adam Kolasa z łódzkiej policji.
W zeszły piątek przy granicy z Niemcami policjanci zatrzymali 44-letniego dziś Janusza K. Wraz z dwoma kolegami wracał z Niemiec, gdzie pracuje od kilku lat. Kiedy ich samochód zjechał na stację benzynową, wokół auta zaroiło się od policjantów.
- Był zszokowany tym, co się dzieje. Nie zapomnę jego miny, kiedy usłyszał, w związku z jaką sprawą go zatrzymujemy. Nie stawiał oporu, zamurowało go - opowiada nam jeden z funkcjonariuszy prowadzących to śledztwo.
Zmiażdżyli czaszkę, zadali kilka ciosów nożem
Janusz K. był wcześniej wielokrotnie notowany, między innymi za pobicia. To on, według najnowszych ustaleń, miał być jednym z zabójców Henryka Stolarka. Policjant przed śmiercią był katowany.
Zabójcy zmiażdżyli mu czaszkę i zadali kilka ciosów nożem. Potem - jeszcze żywego - wrzucili do radiowozu i zatopili go w stawie w Brzeziu pod Sieradzem. Wystające z wody policyjne koguty świadkowie zauważyli po kilku godzinach.
Z kabury zniknął służbowy pistolet policjanta P-64 i dwa magazynki amunicji.
Janusz K. w momencie popełnienia zbrodni miał 19 lat.
Zarzut i aresztowanie
- Mężczyzna został przewieziony do prokuratury i usłyszał zarzut zabójstwa. Sąd zgodził się na jego tymczasowe aresztowanie - mówi nadkomisarz Kolasa.
Nieoficjalnie dowiedzieliśmy się, że Janusz K. nie przyznał się do winy.
25 lat temu, w czasie śledztwa, policjanci zabezpieczyli szereg materiałów dowodowych. - Między innymi wykonali oględziny, przesłuchiwali świadków i skrupulatnie zbierali materiał dowodowy w sprawie. Mimo zgromadzenia 21 tomów akt, przyjęcia kilku hipotez, śledczy nie zdołali przedstawić zarzutów żadnemu podejrzanemu - opowiada funkcjonariusz łódzkiej policji.
Zabójców mogło być dwóch
W jaki sposób udało się po latach powiązać kogoś z tą zbrodnią?
Policjanci informują, że w ostatnim czasie robili wszystko, aby przerwać zmowę milczenia wśród osób, które miały cenne dla śledczych informacje. W przekonaniu osób postronnych pomóc w tym miały publikacje medialne, w tym nasza.
- To była tylko część sukcesu. Janusza K. pogrążyły też ustalenia specjalistów z innych dziedzin - mówi nadkomisarz Kolasa.
Policjant nie chce informować o szczegółach, bo schwytanie jednego z podejrzanych nie kończy sprawy. Wszystko wskazuje na to, że zabójców było co najmniej dwóch.
- Dla nas jest to sprawa honorowa. Wierzymy, że w niedługim czasie zatrzymamy kolejnego sprawcę - mówi insp. Mariusz Ciarka z Komendy Głównej Policji.
Autor: bż//now