Popsuła się rura. Cała kamienica musi schodzić po wodę do prowizorycznego kranu przy wejściu. Najbliżej mają lokatorzy z parteru, ale płacą za to wysoką cenę. W ich zlewach wybijały ścieki. - Tak żyjemy od początku października - opowiadają. Sanepid twierdzi, że wszystko jest w porządku. A właściciel winą za taki stan rzeczy obarcza lokatorów.
Smród czuć po wejściu w bramę. Potem jest tylko gorzej.
- Czuję się, jakbym w ubikacji mieszkał - mówi Marian z parteru.
Ma ku temu powody. Metr od jego drzwi wejściowych, stoi blaszana miska. Ściekają do niej nieczystości z uszkodzonej rury kanalizacyjnej.
- Przez noc się zapełnia. Rano wylewam i tak w kółko - opowiada.
Mieszkający po sąsiedzku inny pan Marian miał jeszcze gorzej.
- Wstałem rano i poczułem straszny smród. Patrzę, a tu ścieki mi wybiły w zlewie i zalały kuchnię - opowiada.
Na parterze czteropiętrowej kamienicy przy ul. Sosnowej w Łodzi zajęte są tylko dwa lokale. Nieczystości już w nich nie wypływają, bo mieszkańcy parteru zatkali rury kanalizacyjne. Swoje ścieki wylewają do rynsztoku na podwórku kamienicy.
- Żyjemy w potwornym smrodzie. Ale w przeciwieństwie do ludzi z góry nie musimy tak daleko biegać do kranu z wodą. Takie luksusy - kpi pan Marian (ten, któremu nieczystości wybiły w kuchni).
Mieszkańcy opowiadają, że na początku października doszło do awarii. Popsuła się rura wodociągowa na paterze. Przyjechali pracownicy, którzy postawili kran - tuż przy wejściu do bramy kamienicy. Od tego momentu to jedyny kran działający w całym budynku.
"Jesteśmy jak robactwo, które trzeba wytępić"
- W latach 80. w kamienicy żyło około 50 osób. Zostało kilkanaście - Sławomir Przeździecki. Przy Sosnowej mieszka od 39 lat i nie pamięta, żeby kiedykolwiek było gorzej.
- Bez wody można wytrzymać godzinę, dwie. Góra dobę. A ten facet trzyma nas tak prawie od miesiąca. To jakiś koszmar - opowiada.
"Ten facet" to właściciel prywatnej kamienicy. Według Sławomira Przeździeckiego świadomie nie naprawia awarii, bo chce pozbyć się ostatnich lokatorów.
- Łatwiej mu będzie to sprzedać bez nas. Jesteśmy dla niego jak robactwo, co trzeba wytępić - opowiada.
Właściciel odpowiada
Udało nam się dotrzeć do właściciela. Nie zgodził się na rozmowę przed kamerą. Przez telefon odniósł się do zarzutów mieszkańców, że chce "wyczyścić" gmach z lokatorów.
- Myślę, że jest odwrotnie. Komuś bardzo zależy na tym, żeby tak mi utrudnić zarządzanie tym budynkiem, żebym się poddał. Mam wrażenie, że ktoś chciałby przejąć ten budynek za bezcen. A lokatorzy chcą temu komuś pomóc - twierdzi.
Kiedy pytamy o to, dlaczego awaria wody nie została dotąd naprawiona, odpowiada, że "nie może znaleźć wykonawcy".
- Brakuje u nas rąk do pracy. Firmy, którym proponowałem wykonanie zadania mówiły, że pierwsze wolne terminy mają w styczniu - opowiada.
- Czyli to oznacza, że w najgorszym wypadku lokatorzy będą mieli wodę w kranach w styczniu? - dopytujemy.
- Tego nie powiedziałem! Mówię tylko, że robię co mogę - odpowiada właściciel.
A co z zatkaną kanalizacją? Nasz rozmówca twierdzi, że lokatorzy zapchali ją świadomie. I to nie po raz pierwszy.
- Ostatnio rura była udrażniana. Teraz znowu są problemy. Wiem, że nieczystości wybijają w lokalach. Ale teraz niech z problemem radzi sobie ten, co go wywołał - tłumaczy.
- Czyli kto?
- Nie wiem. Ktoś, kto za to odpowiada - stwierdził właściciel.
Piekło po zapłaceniu wszystkich rachunków
Po wejściu do każdego z lokali można zaobserwować to samo: na podłodze stoją wiadra, miski i inne naczynia wypełnione wodą.
- Musimy coś pić, jakoś gotować. Potrzebujemy wody do utrzymywania toalet w czystości - mówi Anna Skuza z czwartego piętra.
Codziennie kilka razy musi wchodzić po schodach z wiadrami pełnymi wody. Potrzebuje jej więcej od sąsiadów.
- Mam chorego na stwardnienie rozsiane męża. Nie wstaje z łóżka, muszę mu spróbować zapewnić godne warunki. Przeżywamy piekło, chociaż na czas płacimy wszystkie rachunki - opowiada.
W równie beznadziejnej sytuacji jest też starsza kobieta z drugiego piętra. Nie ma siły wychodzić z domu. Wodę dostarczają sąsiedzi.
Takie mamy prawo
Lokatorzy szukali pomocy w sanepidzie.
- Mieszkańcy poinformowali nas o sytuacji 18 października. Tego samego dnia przeprowadziliśmy kontrolę w kamienicy - mówi Ewa Krawczyk, rzecznik Powiatowej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej w Łodzi.
Kontrola nie wykazała jednak żadnych nieprawidłowości.
- Prawo mówi, że lokatorzy mają mieć dostęp do bieżącej wody. Przepisy nie precyzują jednak, gdzie taki punkt poboru ma się znajdować - tłumaczy Krawczyk.
W czasie kontroli pracownicy nie zauważyli, żeby z kanalizacją działo się coś złego. W czasie kontroli mieszkańcy mogli spłukiwać toalety wodą z wiader. Na korytarzach nie było nieczystości.
- Mogę jednak mówić tylko o tym, co działo się w budynku w dniu kontroli. Kolejna wizyta naszych pracowników możliwa jest dopiero po kolejnym zgłoszeniu mieszkańców - podkreśla Krawczyk.
W czasie kontroli właściciel opowiadał, że kanalizacja była niedawno zapchana przez mieszkańców.
- Po wejściu do bramy znajdują się ślady wykopu, które mają być pozostałością po pracach wykonanych z inicjatywy właściciela - twierdzi rzeczniczka sanepidu.
Kolejna kontrola w budynku będzie możliwa po kolejnym zgłoszeniu mieszkańców. Lokatorzy zapowiadają, że tym razem zgłoszą się nie tylko do sanepidu, ale i do prokuratury.
Autor: bż/i / Źródło: TVN24 Łódź
Źródło zdjęcia głównego: tvn24