Miał przyjść do sądu i zapłacić grzywnę - i przyszedł. Ale kwotę przyniósł w bilonie: pieniądze były w wiaderku i puszkach po piwie. Pracownicy kasy sądu w Świdniku na widok kilogramów pieniędzy zareagowali niemałym zdziwieniem. Doszło do - jak informuje rzecznik sądu - "nieporozumienia". Skończyło się interwencją policji.
Jak najłatwiej zapłacić grzywnę w wysokości 200 złotych? Przelewem. Albo - jak informuje Barbara Markowska, rzeczniczka sądu okręgowego w Lublinie, pod który podlega sąd w Świdniku - gotówką: na przykład jednym banknotem.
- Mężczyzna, który w tym tygodniu pojawił się w świdnickim sądzie, wybrał inną metodę, dużo bardziej problematyczną - przyznaje sędzia w rozmowie z tvn24.pl.
Pracownica kasy zobaczyła bowiem człowieka, który miał ze sobą plastikowe wiaderko pełne monet. Na nim widniał napis: "grzywna 200 złotych".
- Bilon był w jedno-, dwu- i pięciogroszówkach. Monety, które nie zmieściły się w wiaderku, były wrzucone do puszek po piwie. Po zważeniu okazało się, że pieniądze ważyły 27 kilogramów - dodaje sędzia Markowska.
Awantura
W świdnickim sądzie pieniądze przyjmowane są przez okienko. Okazało się, że wiaderko wypełnione pieniędzmi nie przejdzie.
- Mężczyzna został poproszony o posegregowanie monet, żeby usprawnić ich liczenie - mówi sędzia Barbara Markowska.
Opłacający grzywnę jednak odebrał całą sytuację inaczej: zadzwonił na policję z informacją, że pracownica sądu nie chce przyjąć opłaty w obowiązującym w kraju środku płatniczym.
- Wysłaliśmy na miejsce patrol. Policjanci usłyszeli, że pieniądze będą przyjęte. Pracownica sądu stwierdziła, że doszło do nieporozumienia - mówi asp. Elwira Domaradzka, rzecznik świdnickiej policji.
Słysząc, że zgłaszany problem nie istnieje, funkcjonariusze opuścili sąd.
Godziny
Został w nim mężczyzna - jak donosi portal spottedlublin.pl - musiał on tego dnia opłacić grzywnę, żeby uniknąć kary pozbawienia wolności oraz pracownica sądu.
- Mężczyzna został poproszony o zdezynfekowanie monet. W sądzie obowiązują rygorystyczne procedury sanitarne, nawet dokumenty poddawane są kwarantannie. Ponieważ monet było tysiące, pracownica kasy nie mogą sama zadbać o niezbędne odkażenie - dodaje sędzia Barbara Markowska.
Skończyło się tak, że płacący grzywnę segregował monety i je odkażał wespół z pracownicą sądu. Ostatecznie grzywna została opłacona w taki - dość niecodzienny - sposób.
- Cała procedura zajęła dwie godziny. W tym czasie kasa nie mogła obsługiwać innych interesantów. Można spodziewać się, że opłacający grzywnę chciał w ten sposób coś zamanifestować. Zamiast tego utrudnił pracę osobie, która w żaden sposób nie zrobiła mu krzywdy oraz innym osobom, które chciały tego dnia skorzystać z sądowej kasy - kończy sędzia.
Źródło: TVN24 Łódź
Źródło zdjęcia głównego: spottedlublin.pl