Anna Sikora, aktywistka Strajku Kobiet i działaczka partii Razem, stanęła we wtorek przed sądem w Sieradzu za to, że w listopadzie zeszłego roku na biurze posłów Prawa I Sprawiedliwości nakleiła kartkę A4 z hasłem: "Zaginęły prawa człowieka. Znalazcę prosimy o kontakt" oraz "tylko k... nie do PiS-u, bo je znowu dziady zgubią". Kobieta została za to ukarana mandatem, którego nie przyjęła. Sprawa ostatecznie skończyła się przed sądem – ten we wtorek umorzył postępowanie.
O tej historii na tvn24.pl pisaliśmy już wielokrotnie. Anna Sikora pod koniec listopada na drzwiach biura europosła Witolda Waszczykowskiego i posłanki Joanny Lichockiej w Sieradzu przykleiła kartkę.
Miał na niej - jak mówiła aktywistka - znajdować się napis: "Zaginęły prawa człowieka. Znalazcę prosimy o kontakt". Policja zaznaczała, że oprócz tego znalazły się wulgarne napisy. Jakie? Pytaliśmy o to rzeczniczkę sieradzkiej policji, aspirant sztabowy Agnieszkę Kulawiecką, ale nie chciała mówić o szczegółach.
Pełną treść przytoczył we wtorek sędzia sieradzkiego sądu rejonowego Maciej Leśniowski. Podczas uzasadniania decyzji o umorzeniu sprawy poinformował, że było tam jeszcze dziesięć prostopadle napisanych zdań: "Tylko k… nie do PiS-u, bo je znowu dziady zgubią".
"Bez społecznej szkodliwości"
Sędzia uzasadniał, że nad kwestią powieszenia kartki sąd nie będzie się już więcej pochylał, bo w czynie aktywistki nie sposób doszukać się cech społecznej szkodliwości:
- Sąd doszedł do wniosku, że chociaż obwiniona - czego nie kwestionuje - dopuściła się czynu zabronionego i powiesiła kartkę z napisem na drzwiach bez zgody zarządcy budynku, to jednak w realiach przedmiotowej sprawy cechy tego czynu ujawniają się jako tak daleko idące założonego przez ustawodawcę wzorca czynu, że nie pozwalają na przyjęcie, że czyn ten jest społecznie szkodliwy – podkreślał sędzia Leśniowski.
Anna Sikora nie kryła radości z decyzji sądu. Jeszcze przed opuszczeniem sali rozpraw, w kierunku obiektywów pokazała palcami znak zwycięstwa. Powiedziała, że czuje się "przeszczęśliwa".
- Czuję się przeszczęśliwa (...). Jestem bardzo zadowolona, ponieważ krytyka decyzji polityków czy tak zwanego Trybunału Konstytucyjnego za deptanie praw kobiet, niemal całkowitego zakazu aborcji to leży w moich prawach, które gwarantuje mi konstytucja – podkreślała na sądowym korytarzu.
Policja chciała kary
W tej sprawie Sąd Rejonowy w Sieradzu wydał już wyrok w trybie nakazowym. W marcu tego roku sąd uznał, że Anna Sikora jest winna popełnienia wykroczenia, ale odstąpił od wymierzenia jej kary. Decyzja sądu odpowiadała aktywistce, ale odwołała się od niej policja.
We wtorek w sieradzkim sądzie rozpoczęło się posiedzenie w przedmiocie umorzenia postępowania przed skierowaniem ją na rozprawę. Procesu na zasadach ogólnych, czyli rozpoczęcia rozprawy i orzeczenia o winie lub jej braku domagała się zarówno policjantka reprezentująca oskarżyciela publicznego, jak i obrońca Anny Sikory.
"Murem za Anną"
Pod sądem Annie Sikorze towarzyszyli działacze i posłowie Lewicy. Tomasz Trela jeszcze przed umorzeniem sprawy komentował, że jest ona próbą "zastraszenia aktywistów walczących o prawa człowieka w Polsce".
- Czy naprawdę policja w Sieradzu nie ma innych zmartwień? Dlaczego policji nie satysfakcjonowała wcześniejsza decyzja sądu? Dlaczego rządzący chcą, żeby obywatele walczący o swoje prawa mieli się bać policji? – dopytywał Tomasz Trela.
Źródło: TVN24 Łódź
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 Łódź