Do pięciu lat więzienia grozi dwóm weterynarzom, którzy mieli kontrolować pracę jednej z ubojni pod Białą Rawską (łódzkie). Zdaniem śledczych weterynarze nie badali zwierząt przed ubojem. Mimo to pisali w stosownych dokumentach, że nie mieli do mięsa żadnych zastrzeżeń.
To kolejne zarzuty w głośnej sprawie z 2013 roku. Wtedy to uwagę śledczych zwróciła ubojnia w pobliżu Białej Rawskiej, kiedy podczas kontroli policyjnej okazało się, że do zakładu mogło trafić padłe bydło. Śledztwo w sprawie właściciela trwa, na razie grozi mu do ośmiu lat więzienia, ale śledczy już zapowiadają rozszerzenie zarzutów, które mogą zostać ujęte w akcie oskarżenia.
Przy okazji badania sprawy ubojni na jaw miały wyjść nieprawidłowości, których dopuszczać się mieli dwaj weterynarze oddelegowani przez powiatowego lekarza weterynarii do kontrolowania zakładu pod Białą Rawską.
- Podejrzani mają 58 i 60 lat. Usłyszeli zarzuty niedopełnienia obowiązków i poświadczania nieprawdy w dokumentacji przeprowadzania badań przedubojowych - mówi tvn24.pl Krzysztof Kopania z łódzkiej prokuratury.
Śledczy ustalili, że podejrzani nie kontrolowali bydła, które miało zostać przerobione w ubojni. Mimo to w stosownych dokumentach mieli zaświadczać, że badania się odbyły i wszystko jest w porządku. Oprócz tego weterynarze mieli przymykać oko na to, że ubojnia nie miała prawa dziennie przerabiać więcej niż 20 sztuk bydła.
- Dla dobra prowadzonego śledztwa na razie nie informujemy, czy podejrzani przyznali się do stawianych im zarzutów oraz czy składali wyjaśnienia - mówi prokurator Kopania.
Śledztwo w toku
Skąd ta powściągliwość prokuratorów? Śledczy chcą w najbliższym czasie po raz kolejny przesłuchać właściciela ubojni pod Białą Rawską. Wtedy ma zostać rozszerzony zakres stawianych mu zarzutów.
- W toku prowadzonego śledztwa przeprowadziliśmy szereg specjalistycznych badań, zabezpieczyliśmy dokumentację związaną z pracą ubojni i przesłuchaliśmy około 700 świadków - wylicza prokurator Krzysztof Kopania.
Oprócz właściciela ubojni i dwóch weterynarzy status podejrzanego ma jeszcze dostawca mięsa, które trafiało do zakładu pod Białą Rawską.
"Ubój pozorowany"
W marcu ubiegłego roku przy wjeździe do jednej z ubojni w okolicach Białej Rawskiej policja skontrolowała transport bydła, które miało trafić do ubojni. Zgodnie z dokumentami przewożonych powinno być 25 sztuk bydła.
Jak się okazało, były 24 sztuki, z czego aż dziewięć zwierząt było martwych. Pozostałe zwierzęta, które przeżyły transport, były w bardzo złym stanie. Część z nich miała złamania; większość była poobijana, nie mogła samodzielnie opuścić części ładunkowej tira. Z dokumentów wynika, że bydło było zakupione prawdopodobnie od hodowców indywidualnych, a transport przyjechał z terenu województwa kujawsko-pomorskiego.
Potem policja zabezpieczyła samochód-chłodnię z 18 tonami mięsa, które prawdopodobnie zostało wywiezione z ubojni. Było w różnym stadium przetworzenia, ale po badaniach i identyfikacji mięsa przez inspekcję weterynaryjną stwierdzono, że było to mięso wołowe.
W ubiegłym roku Główny Lekarz Weterynarii Janusz Związek przyznawał, że po raz pierwszy spotkał się z sytuacją "uboju upozorowanego". Bo - jak mówił - tak trzeba nazwać tę sytuację, w której padłe zwierzęta wieziono na ubój.
Jeśli chcielibyście nas zainteresować tematem związanym z Waszym regionem, pokazać go w niekonwencjonalny sposób - czekamy na Wasze sygnały/materiały. Piszcie na Kontakt24@tvn.pl.
Autor: bż/kv / Źródło: TVN24 Łódź
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 Łódź