Niewykluczone, że Łódź straci 19 milionów złotych. Miasto procesuje się o te pieniądze z wykonawcą Trasy Górna, który musiał zastosować droższe niż wstępnie zakładano rozwiązanie. Przedstawiciele wykonawcy twierdzą, że miasto wzięło na siebie te koszta. Łódź płacić nie chce, ale sprawę komplikuje dokument podpisany przez dyrektora Zarządu Dróg i Transportu. Nieoficjalnie dowiedzieliśmy się, że sprawą zajmują się już CBA i prokuratura.
Wszystko zaczęło się w 2010 roku. Łódzki magistrat podpisał z firmą Mosty Łódź umowę na projekt i budowę ważnej arterii w południowo-zachodniej części miasta. Jednym z kluczowych elementów inwestycji był kolejowy wiadukt nad nową drogą.
Kolejarze zmienili plany
Plan przygotowany przez wykonawcę zakładał, że w czasie budowy ruch pociągów będzie odbywał się wahadłowo. Na to jednak nie zgodzili się kolejarze, argumentując, że to dla nich zbyt ważna trasa. Zażądali, by wiadukt powstał obok torów, a następnie został wsunięty na swoje miejsce. Przerwa w ruchu nie mogła być dłuższa niż 68 godzin.
Operację przeprowadzono wiosną 2014 roku. Udało się - 1 września 2015 roku trasą pojechały samochody. Narzucone przez PKP rozwiązanie okazało się jednak znacznie droższe. Konkretnie o 19 milionów złotych. O te pieniądze wykonawca procesuje się z miastem. Pod koniec września Mosty Łódź pozwały magistrat, bo ten nie chciał zapłacić różnicy.
Sprawy mogłoby nie być, bo to na wykonawcy spoczywał obowiązek uzgodnienia sposobu przeprowadzenia robót na terenie należącym do PKP. Komplikuje ją jednak jeden podpis. W 2013 roku dyrektor Zarządu Dróg i Transportu Grzegorz Nita podpisał tzw. polecenie zmiany w umowie, o którą - na prośbę wykonawcy - wnioskował inżynier kontraktu. Według wykonawcy, zgodnie z dołączonym do dokumentu kosztorysem, miasto nie tylko wzięło na siebie koszty zmian w projekcie, ale nawet zdążyło wypłacić pierwszą transzę. Mosty Łódź dostały 12 milionów złotych. Reszta miała być doliczona do końcowego rachunku. Wtedy magistrat uznał, że nie miał powodu by płacić i ostateczną kwotę, zamiast powiększyć o 7 milionów złotych, pomniejszył o wypłacone już 12 milionów.
Mosty Łódź domagają się teraz od urzędu całych 19 milionów. - Czekamy na nasze pieniądze. Miasto zobowiązało się do ich wypłaty, więc chcemy tylko to, co nam się należy - mówi tvn24.pl Wojciech Pater, prezes zarządu Mostów Łódź.
Nita: nie było wyjścia
Grzegorz Nita cały czas pełni funkcję dyrektora ZDiT. Nie zaprzecza, że w 2013 roku podpisał polecenie zlecenia zmiany. Przekonuje jednak, że wypłacenie w 2013 roku 12 milionów złotych nie oznaczało, że miasto zgadza się wziąć koszty na siebie. - Zmiany trzeba było zaakceptować, żeby inwestycja nie utknęła w miejscu, bo to mogłoby doprowadzić do utraty unijnej dotacji - tłumaczy.
I dodaje: - Wykonawca ma prawo domagać się zwrotu innych kosztów przed sądem, nie ma w tym niczego dziwnego. Tam będę wyjaśniał sprawę, a do tego czasu nie będę jej roztrząsał na forum publicznym.
CBA w urzędzie, urzędnicy w prokuraturze
Miasto zobowiązało się do ich wypłaty, więc chcemy tylko to, co nam się należy Prezes Mostów Łódź
W połowie października do siedziby Zarządu Dróg i Transportu weszli agenci CBA. Zgromadzone przez funkcjonariuszy materiały zostały przekazane prokuraturze apelacyjnej, a ta wszczęła śledztwo w sprawie niegospodarności jakiej mieli się dopuścić się urzędnicy.
- Podejrzewamy, niegospodarność na poziomie kilku milionów złotych - mówi enigmatycznie Jarosław Szubert, rzecznik łódzkiej prokuratury apelacyjnej.
Jak się nieoficjalnie dowiadujemy, wątek z wybudowaniem wiaduktu kolejowego jest jednym z głównych, analizowanych przez śledczych.
Jeśli chcielibyście nas zainteresować tematem związanym z Waszym regionem - czekamy na Wasze sygnały/materiały. Piszcie na Kontakt24@tvn.pl
Autor: bż/r / Źródło: TVN24 Łódź
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 Łódź