Zbyt wielu ludzi ginie na drogach, tylko dlatego, że inni kierowcy nie potrafią im pomóc. Tak uznali posłowie, którzy chcą, by praktyczny egzamin z pierwszej pomocy, był obowiązkową częścią egzaminu na prawo jazdy. Ośrodki szkolenia martwią się, skąd wezmą na to pieniądze, ale pomysłodawcy nie zamierzają się targować - WORD-y mają znaleźć środki i tyle.
Nawet 60 proc. Polaków nie potrafiłoby udzielić pomocy ofiarom wypadku – alarmują posłowie i przedstawiają projekt zmian w przepisach, który ma poprawić sytuację. Że nie jest dobrze potwierdza nasza sonda - zapytaliśmy kierowców, czy potrafią, czy pospieszyliby na ratunek - wielu wprost przyznaje, że... nie.
Decydują cztery pierwsze minuty
W weekend swój eksperyment przeprowadziła też katowicka fundacja „A widzisz”: razem z drogówką i strażą pożarną zatrzymywali kierowców i prosili ich o udzielenie pierwszej pomocy przy pozorowanym wypadku. Wynik? - Te osoby (poszkodowane w wypadku) miałyby marne szanse, żeby przeżyły do momentu przyjazdu pogotowia ratunkowego – mówi w rozmowie z „Faktami” TVN kpt. Janusz Samonek ze straży pożarnej w Tychach.
O życiu rannych w wypadku decydują minuty. Pierwsze cztery są kluczowe. Wtedy można podjąć skuteczną reanimację. Projekt nowelizacji ustawy o ruchu drogowym, który już wkrótce będzie miał pierwsze czytanie w Sejmie przewiduje, że każdy kierowca musiałby chociaż raz, pod okiem fachowca (lekarza, bądź ratownika medycznego), wykonać pierwszą pomoc na manekinie. Niemal wszyscy deklarują poparcie dla pomysłu. Ośrodki szkolenia mają jednak wątpliwości i pytają: kto za to zapłaci?
"I tak ledwo żyjemy"
- Warto się zastanowić, czy trzeba narzucać na nas kolejny ciężar - mówi Stefan Mierzejek, dyrektor skierniewickiego WORD-u. - Musimy zwalniać pracowników, bo nie ma chętnych na egzaminy. Nowe przepisy oznaczają dla nas dodatkowe koszty, na które po prostu nie możemy sobie pozwolić – dodaje.
Zaznacza jednocześnie, że sama idea zmuszania kursantów do praktykowania jest słuszna, - Ale mam poważne wątpliwości co do sposobu wprowadzania nowych rozwiązań. Autorzy zmian w prawie bowiem nie wskazują, skąd ośrodki miałyby brać pieniądze na egzaminy - mówi Mierzejek.
Koszty nie będą porażające?
Ministerstwo Infrastruktury na to odpowiada: projekt jest poselski, dlatego ministerstwo nie miało obowiązku wskazywania, skąd powinny pochodzić pieniądze.
- Pozytywnie zaopiniowaliśmy kierunek zmian, ale faktycznie w przesłanym do nas projekcie nie było informacji, skąd powinny pochodzić pieniądze na jego realizację - mówi tvn24.pl przyznaje Mikołaj Karpiński z Ministerstwa Infrastruktury.
Autorka projektu nowelizacji ustawy, posłanka PO Beata Bublewicz mówi, że wysokość kosztów uzależniona jest od tego, jak prace zorganizują sobie ośrodki egzaminacyjne.
- To będzie już wewnętrzna sprawa WORD-ów. Kwestia obecności specjalistów na egzaminie można rozwiązać w różnoraki sposób, m.in. nawiązując współpracę z Polskim Czerwonym Krzyżem - podpowiada Bublewicz. I przekonuje: - Koszty sprzętu też nie będą duże, bo WORD-y już posiadają fantomy. Kwestią otwartą pozostaje zakup defibrylatorów.
Korekta w cenie egzaminu? "I tak warto"
Jednak nie wszystkie ośrodki egzaminacyjne posiadają niezbędne manekiny.
- Musielibyśmy zakupić taki fantom. Jego koszt to 2 - 3 tys. zł. Dziennie przeprowadzamy ponad 100 egzaminów, więc trzeba by było się liczyć z koniecznością częstej wymiany takiego sprzętu - wylicza Tomasz Kacprzak z łódzkiego WORD. Poza tym - mówi Kacprzak - z powodu niżu demograficznego łódzki WORD nie jest w dobrej kondycji finansowej. W ostatnim czasie trzeba było zwolnić dziewięciu egzaminatorów. Aż 22 osoby musiały przejść z pełnego wymiaru godzin na 3/4 etatu.
Mimo to Tomasz Kacprzak (członek PO, były szef Rady Miejskiej w Łodzi) uważa, że proponowane przez partyjnych kolegów zmiany będą korzystne.
- Wydaje mi się, że trzeba będzie dokonać drobnej korekty w cenie egzaminu na prawo jazdy. Wydaje mi się, że to będzie kosmetyczna zmiana i cena wzrośnie o około 10 złotych. Za taką cenę warto wprowadzić rozwiązania, które sprawią, że będzie bezpieczniej - mówi tvn24 Kacprzak.
Pogotowie: Gra warta świeczki
Pozytywnie projekt zmian ocenia też szef łódzkiego pogotowia, Bogusław Tyka.
- Jak znam życie, skończy się na tym, że tnąc koszty skończy się na tym, że egzaminować będą niedoświadczeni ratownicy tuż po zakończonym kursie - mówi Bogusław Tyka, dyrektor łódzkiego pogotowia. - Nie zmienia to faktu, że gra i tak jest warta świeczki, bo potrzeba wprowadzenia zmian jest olbrzymia - ocenia Tyka.
Na życiu nie wolno oszczędzać
- Mówimy o ludzkim zdrowiu i życiu, a na tych wartościach oszczędzać nie wolno - przekonuje autorka inicjatywy zmian w prawie.
Obecnie zdający egzamin na prawo jazdy mają odpowiedzieć na kilka pytań dotyczących udzielania pierwszej pomocy na egzaminie teoretycznym.
- Kierowcy często panikują w sytuacji zagrożenia i niestety nie potrafią się odpowiednio zachować - przyznaje Marzanna Boratyńska z łódzkiej drogówki. - Nie chcę komentować zmian w prawie, ale z pewnością osoby, które kiedykolwiek praktycznie udzielały pierwszej pomocy będą bardziej przydatne niż ci, którzy tylko o tym czytali - dodaje policjantka.
Pierwsza pomoc to rzadkość
O tym, że poszkodowani w wypadku nie zawsze mogą liczyć na szybką pomoc przekonuje sytuacja po wypadku w centrum Bełchatowa. W połowie września cztery osoby ucierpiały podczas zderzenia dwóch samochodów. Jak informuje policja - było wielu świadków wypadku, ale z pomocą ruszył tylko 15-letni chłopak.
- Nastolatek wezwał karetkę i udzielił pierwszej pomocy. Strach pomyśleć co by było, gdyby zdrowie i życie poszkodowanych było uzależnione od biernych świadków wypadku - zastanawia się kom. Adam Kolasa z łódzkiej drogówki.
W ostatnim czasie nie brakowało przypadków, gdzie kierowcy nie tylko nie udzielali pierwszej pomocy, ale też uciekali z miejsca wypadku. Tak było m.in. pod Wrocławiem, gdzie sprawca potrącił 19–latka i uciekł z miejsca wypadku pozostawiając porzucony samochód. Z kolei na „zakopiance” życie stracił 16–letni chłopak potrącony na przejściu dla pieszych. Samochód prowadziła… pielęgniarka, która również nie udzieliła pierwszej pomocy i odjechała z miejsca zdarzenia. Kobiecie grozi do 12 lat więzienia.
"Czas na zmiany"
Instruktorzy w auto szkołach przyznają, że takie przypadki mogą być spowodowane obawą przed udzieleniem pierwszej pomocy. Dlatego podkreślają, że zmiany w przepisach są niezbędne. Jeżeli wejdą w życie - nie będą oznaczać rewolucji w punktach nauki jazdy.
- Od pięciu lat mamy fantoma, na którym uczniowie mogą ćwiczyć pierwszą pomoc. Do teraz nie było to sprawdzane na egzaminie, a szkoda. Myślę, że przyszedł czas na zmiany - mówi Adam Wota, właściciel jednej z łódzkich auto szkół.
Zmian w prawie nie boi się też Jagoda Janecka, właścicielka auto szkoły dla kobiet. Tutaj również kursantki uczą się już teraz na fantomie.- Praktyka to nie teoria, dlatego zdecydowaliśmy się na zakup fantoma jakiś czas temu - podkreśla Janecka.
Zmiany od przyszłego roku?
Projektem zmian w najbliższym czasie zajmą się posłowie. Jego autorzy chcieliby, by zaczął obowiązywać już od 2014 roku. - Nie ma czasu do stracenia, musimy działać sprawnie - mówi posłanka Beata Bublewicz z PO.
W projekcie zmian zawarta też jest inna ważna zmiana w przepisach ruchu drogowego. Pieszy ma mieć pierwszeństwo jeszcze zanim wejdzie na pasy. W świetle nowych przepisów, samo znalezienie się pieszego w pobliżu przejścia dla pieszych będzie oznaczało, że jadący samochód będzie musiał zatrzymać się przed pasami.
Autor: bż, iga / Źródło: TVN24 Łódź
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 Łódź