Zamiast na billboardy, plakaty czy inne ulotki pieniądze przeznaczają na obiady dla biednych uczniów, domy dziecka i operacje dla potrzebujących. Godne pochwały, ale - jak w rozmowie z tvn24.pl oceniają eksperci - czas i miejsce takich inicjatyw "to raczej nie gest serca, tylko wyrachowana gra wyborcza". Czy odejście od tradycyjnej kampanii może się opłacać?
Dobroczynność jest zawsze dobra, ale jak tu wierzyć w szczerość intencji, gdy dobroczyńca startuje w najbliższych wyborach, a o swoim geście informuje na specjalnie zorganizowanej konferencji prasowej albo podkreśla ją w czasie wywiadu?
Tradycyjne marnowanie pieniędzy
- Tradycyjna kampania to marnowanie pieniędzy. Zamiast jednego billboardu wyborczego można kupić 630 obiadów w szkole - wylicza w rozmowie z tvn24.pl Agnieszka Wojciechowska van Heukelom walcząca o fotel prezydenta Łodzi z list Kongresu Nowej Prawicy.
Przekonuje, że chce dać dobry przykład swoim konkurentom i poprzez pomoc społeczną podaruje jednej ze szkół 2 tys. złotych, które miała wydać na swój plakat wyborczy. Pieniądze te miałyby zostać przeznaczone na wspomniane wcześniej obiady.
W swojej "dobroczynnej kampanii" działaczka z Łodzi nie jest jednak odosobniona. Piotr Gulczyński z Kalisza chce zostać radnym tego miasta. Pieniądze, które zebrał na kampanię, wpłacił na rzecz 10-letniej Oliwii zmagającej się z białaczką.
- Uznałem, że zrobię w ten sposób lepszy użytek z tych pieniędzy. Kampania zaśmieca miasto, a ta dziewczynka po prostu potrzebuje pomocy - podkreśla kandydat Stowarzyszenia "Samorządny Kalisz", który na rzecz dziewczynki wpłacił 5 tys. złotych.
Taka sama kwota ma trafić na konto jednego z domów dziecka we Włocławku. Kandydaci startujący z list stowarzyszenia Włocławek Ponad Podziałami zadeklarowali, że wpłacą pieniądze na rzecz wybranej placówki.
- Chcemy pomóc. Apelujemy, żeby inni szli tą samą drogą - mówi nam Piotr Dombrzalski, prezes stowarzyszenia.
Wszystko pięknie, ale...
Nikt nie kwestionuje tego, że warto pomagać potrzebującym.
- Nie chcę jednoznacznie oceniać szczerości działań tych osób, ale może być tak, że za tymi pięknymi gestami stoi zwykły interes polityczny - mówi prof. Piotr Pawełczyk, specjalista ds. wizerunku politycznego z Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu.
I wylicza, że wydanie 5 tys. złotych na kampanię wyborczą może być mało skuteczne. Wszystko przez dużą konkurencję w okresie przedwyborczym. Skuteczniej można pokazać się dzięki dobroczynności.
- Jeżeli ktoś przekaże środki na zbożny cel, może liczyć na atencję mediów. A to z kolei podnosi jego popularność, czyli de facto jest kampanią - wyjaśnia specjalista tvn24.pl.
Politycy faktycznie dbają, żeby ich dobroczynność (albo jej zapowiedź) nie pozostała niezauważona. Kandydatka z Łodzi poinformowała o swoim pomyśle tvn24.pl podczas wywiadu, a polityk z Kalisza i stowarzyszenie z Włocławka informowała o swoich gestach na konferencjach prasowych. Informacje o ich inicjatywach znalazły się w większości lokalnych mediów. O kandydatach było głośno.
"Ja tu, oni tam"
Paweł Skuczyński z Instytutu Etyki Prawniczej podkreśla, że rezygnowanie z tradycyjnej kampanii i zamienianie jej w akcje dobroczynne może mieć jeszcze inny cel.
- Politycy nie mają dobrej prasy. Zwłaszcza na szczeblu samorządowym dobrze jest pokazać, że nie respektuje się zasad przyjętych w świecie polityki. Dotyczy to też samej kampanii wyborczej - mówi Skuczyński.
Zdaniem rozmówcy tvn24.pl ignorowanie tradycyjnej kampanii może skutecznie stawiać pod ścianą kontrkandydatów, którzy nie decydują się na "kampanię dobroczynną".
- W oczach wyborcy tacy politycy mogą wypadać po prostu blado w konfrontacji z osobami, które ostentacyjnie odcinają się od plakatów, ulotek czy kolorowych baloników - ocenia Paweł Skuczyński.
"Bo ludzie głosują sercem"
Teoretycznie kampania wyborcza to moment, kiedy kandydaci powinni rywalizować, przedstawiając swoje programy wyborcze. Politolog dr Jacek Reginia-Zacharski podkreśla, że rzeczywistość jest jednak mocno oddalona od tej idei.
- Kampania to teraz kolorowy festiwal. Mało mówi się o konkretach, dużo uwagi zwraca się na efekciarstwo. A dobroczynne gesty niektórych polityków to po prostu jeden z wielu gestów, które odwołują się do emocji - mówi Reginia-Zacharski.
To o tyle skuteczne, że - jak zaznacza politolog - ludzie przy wyborach od zawsze "kierują się sercem, a nie rozumem".
Jeśli chcielibyście nas zainteresować tematem związanym z Waszym regionem, pokazać go w niekonwencjonalny sposób - czekamy na Wasze sygnały/materiały. Piszcie na Kontakt24@tvn.pl.
Autor: bż/gp,i / Źródło: TVN24 Łódź
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock