Po lawinie krytyki, która spadła na łódzkie pogotowie po akcji ratowniczej na drodze ekspresowej S8 ruszyła lawina kontroli. Dotarliśmy do pierwszych wyników - NFZ sprawdzał, czy w momencie przeprowadzenia akcji w gotowości był odpowiedni sprzęt i specjaliści. Okazało się, że w tym zakresie nie ma zastrzeżeń
Jak czytamy w protokole pokontrolnym, do którego dotarł portal tvn24.pl, kontrola Narodowego Funduszu Zdrowia dotyczyła wyłącznie tego, czy pogotowie w czasie akcji dysponowało sprzętem i personelem, do którego zobowiązywał je kontrakt z NFZ.
Fundusz nie sprawdzał tego, czym obecnie zajmuje się prokuratura, czyli wyjaśnieniem, czy akcja była prawidłowo zorganizowana.
Wstępne ustalenia?
Protokół kontrolny trafił w czwartek do Wojewódzkiej Stacji Ratownictwa Medycznego w Łodzi. Łódzki NFZ oficjalnie informuje o tym, że w piśmie zawarte są "wstępne ustalenia pokontrolne".
- Jest zdecydowanie zbyt wcześnie, żeby formułować jakiekolwiek oficjalne komunikaty w tej sprawie. Mogę jedynie potwierdzić na tym etapie, że na razie faktycznie nie stwierdziliśmy żadnych nieprawidłowości - ucina w rozmowie z tvn24.pl Anna Leder z łódzkiego NFZ.
"Bez zastrzeżeń"
Kontrolerzy z funduszu sprawdzili m.in., czy feralnego dnia, kiedy doszło do karambolu na drodze S8 w Kowiesach na dyżurze było wystarczająco dużo ratowników medycznych i czy mieli oni wystarczające kwalifikacje.
"Personel udzielający świadczeń w kontrolowanym okresie (...) jest zgodny z ustawą o Państwowym Ratownictwie Medycznym" - czytamy w protokole.
NFZ nie miał też żadnych zastrzeżeń, co do stanu i ilości sprzętu wykorzystanego w akcji: "Stwierdzono, że przedstawione do kontroli ambulanse posiadają aktualne przeglądy techniczne i wyposażenie określone (...) w sprawie określenia warunków zawierania i realizacji umów o udzielanie świadczeń opieki zdrowotnej w rodzaju ratownictwo medyczne".
Kontrolerzy nie dopatrzyli się błędów w systemie łączności używanym przez pogotowie ani w kwalifikacjach dyspozytorów, którzy w czasie karambolu mieli dyżur.
Śledztwo po koszmarze na S8
W karambolu, do którego doszło 3 maja na drodze ekspresowej S8 w miejscowości Kowiesy (woj. łódzkie) zginęły trzy osoby, sześć innych trafiło do szpitali. Łącznie pomocy medycznej wymagało aż 25 osób. Prokuratura w Rawie Mazowieckiej wyjaśnia, dlaczego i jak doszło do wypadku. Oprócz tego śledczy badają sposób przeprowadzenia akcji ratowniczej po karambolu.
Wątpliwości, co do sposobu przeprowadzania akcji ratowniczej pojawiły się po opublikowaniu przez dziennikarzy fragmentów rozmów dyspozytorów podczas akcji. Słychać na nich m.in. jak dyspozytor z łódzkiego pogotowia odwołuje wezwaną wcześniej karetkę. Kilkadziesiąt minut później znowu prosi o pomoc.
Po akcji przedstawiciele firmy Falck, która oprócz łódzkiego pogotowia brała udział w akcji ratowniczej zarzucali, że na miejscu wypadku panował chaos. Firma informowała m.in., że w pewnym momencie z miejsca wypadku „zniknął” lekarz koordynujący działania ratunkowe w miejscu wypadku. Falck zaznaczał też, że poszkodowani nie byli posegregowani na podstawie odniesionych obrażeń.
Jeśli chcielibyście nas zainteresować tematem związanym z Waszym regionem, pokazać go w niekonwencjonalny sposób - czekamy na Wasze sygnały/materiały. Piszcie na Kontakt24@tvn.pl.
Autor: bż/i / Źródło: TVN24 Łódź
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 Łódź