- Kłócili się. On w pewnym momencie oblał ją rozpuszczalnikiem. Potem podpalił - relacjonuje przebieg rodzinnej kłótni policja. Podpalona kobieta walczy o życie, jej partnerowi grozi dożywocie. - To byli normalni ludzie. Wychowywali siedmioletniego synka. Szok - nie mogą uwierzyć mieszkańcy Woli Moszczenickiej (woj. łódzkie).
Oczy niemal wszystkich mieszkańców Woli Moszczenickiej (woj. łódzkie) były w zeszły piątek zwrócone na pobliskie łąki. Ktoś je podpalił, w pobliżu domów trwała akcja gaśnicza.
- Nagle strażacy dostali inne wezwanie. Szokujące. Że kilka domów dalej pali się kobieta - opowiada Ryszard Sobala, sołtys miejscowości.
Dopiero później mieszkańcy dowiedzieli się, że 35-latka, która niedawno wprowadziła się na wieś została oblana rozpuszczalnikiem i podpalona przez swojego partnera.
- Na początku myśleliśmy, że to jakaś pomyłka. Przecież to normalna rodzina... mieli dziecko, pracowali... A tu dramat jak w najgorszej patologii - kręcą głową mieszkańcy wsi.
Od kłótni do dramatu
Policja informuje, że do zdarzenia doszło po godz. 14. - Para, siedząc w pomieszczeniu gospodarczym zaczęła się kłócić. Wzburzony 44-latek chwycił stojącą na półce butelkę z rozpuszczalnikiem i oblał ciało partnerki - mówi mł. asp. Ilona Sidorko z piotrkowskiej policji.
Rozpuszczalnik podpalił niedopałkiem papierosa. Kobieta stanęła w płomieniach a 44-latek uciekł.
Po chwili na miejscu byli już strażacy, pogotowie i policjanci. Kobieta trafiła do szpitala. - Mężczyzna został zatrzymany przez policjantów z Wolborza (8 km od miejsca zdarzenia - red.) - tłumaczy mł. asp. Sidorko.
Prokuratorzy: chciał zabić
Jak nieoficjalnie się dowiedzieliśmy, 35-letnia kobieta wciąż walczy o życie w szpitalu. Ma poparzone górne drogi oddechowe.
Jej partner usłyszał zarzut usiłowania zabójstwa. Sąd aresztował go na trzy najbliższe miesiące. Grozi mu dożywocie.
W momencie zatrzymania był trzeźwy. Podczas rozmowy ze śledczymi częściowo przyznał się do winy. Jak słyszymy od prokuratorów, zeznał, że po podpaleniu chciał ratować swoją partnerkę.
"Wychodzili na prostą"
Para wprowadziła się do Woli Moszczenickiej kilka miesięcy temu. Wcześniej wynajmowali lokal we wsi Gajkowice.
- Wprowadzili się do rodziców kobiety. Oprócz pary i siedmioletniego chłopca mieszkali z nimi dziadkowie i 19-letnia córka poszkodowanej z poprzedniego związku - tłumaczą mieszkańcy.
O nim mieszkańcy wiedzą niewiele. Mówią, że pracował "w budowlance". Był w więzieniu, ale nikt z naszych rozmówców nie wiedział za co.
- W sumie to był normalny facet. Z butami w życie mu nie wchodziłem, nie dopytywałem za mocno. Wiedziałem tylko, że utrzymuje rodzinę. Nie pił, nie bił. To mi wystarczało - twierdzi sołtys.
Walcząca dziś o życie 35-latka miała za sobą trudne chwile.
- Jej poprzedni partner popełnił samobójstwo. Niedawno nawet mówiłam, że jej życie się wyprostowało... a tu takie coś - kręci z niedowierzaniem głową jedna z mieszkanek wsi.
Jak słyszymy od policji, rodzina nie była objęta procedurą niebieskiej karty.
Jeśli chcielibyście nas zainteresować tematem związanym z Waszym regionem - czekamy na Wasze sygnały/materiały. Piszcie na Kontakt24@tvn.pl.
Autor: bż/kv / Źródło: TVN24 Łódź
Źródło zdjęcia głównego: policja w Piotrkowie