Wybudowany i wyposażony za 6,5 mln zł oddział kardiochirurgii szpitala im. Biegańskiego w Łodzi może przez najbliższy rok być całkowicie bezużyteczny. Przyczyną jest brak kontraktu z Narodowym Funduszem Zdrowia, który stwierdził, m.in. że nowemu oddziałowi brakuje niezbędnego doświadczenia. Uznał także, że "już pacjenci mają gdzie się leczyć".
Sześć łóżek operacyjnych, pełne wyposażenie niezbędne do ratowania życia i osiem łóżek pobytowych - szpital im. Biegańskiego wydał na budowę nowego oddziału ponad 6,5 mln złotych. Na razie jednak wiele wskazuje na to, że będzie on stał bezużyteczny. Narodowy Fundusz Zdrowie zdecydował bowiem, że nie będzie refundować odbywających się tam operacji.
- Co roku ponad 400 pacjentów musi szukać pomocy poza regionem - w Warszawie czy na Śląsku. Wybudowaliśmy salę, dzięki której chorym chcieliśmy oszczędzić stresu i problemów. Niestety, NFZ nie ma dla nas pieniędzy - mówi Emilia Walas-Frankiewicz, rzeczniczka szpitala im. Biegańskiego.
"Łodzianie mają gdzie się leczyć"
NFZ nie przyznał szpitalowi kontraktu, bo doszedł do wniosku, że chorujący na serce mieszkańcy regionu mieli już wcześniej zapewnioną pomoc medyczną.
- Szpital Biegańskiego startował w konkursie na operacje wad serca u dorosłych, ale przegrał rywalizację ze szpitalem WAM. Placówka nie zapewniała bowiem całodobowej opieki transfuzjologa i nie zapewniał operacji na sali hybrydowej - tłumaczy Anna Leder z łódzkiego oddziału NFZ i dodaje, że fundusz nie ma obowiązku finansowania wszystkich nowo powstałych oddziałów.
- Zdarza się, że pacjenci chcą jechać do odległych placówek cieszących się renomą i mają do tego prawo. Nie zmienia to faktu, że mają też pomoc zapewnioną w Łodzi - informuje.
Co więcej, rzeczniczka NFZ zaznacza, że Centrum Kliniczno-Dydaktyczne, z którym fundusz ma podpisaną umowę, nie wykorzystuje w pełni przyznanego im kontraktu. - Oznacza to, że trafia tam mniej pacjentów, niż jest to możliwe - podkreśla przedstawicielka NFZ.
Tylko w tamtym roku łódzki szpital nie wykorzystał ponad 600 tys. złotych, które były przeznaczone na leczenie chorych na serce.
"Skąd wziąć doświadczenie?"
Łódzka placówka broni się, że specjaliści są w dyspozycji przez całą dobę, a salę hybrydową (która daje możliwość jednoczesnego leczenia serca i dużych naczyń - red.) planuje w najbliższym czasie wybudować.
- Dopóki jej jednak nie będzie, to możemy korzystać z pracownik hemodynamiki, gdzie można te zabiegi wykonywane na sali hybrydowej spokojnie przeprowadzać - zapewnia Walas-Frankiewicz.
Rzeczniczka szpitala dodaje, że NFZ wytykał placówce także brak doświadczenia w leczeniu pacjentów.
- Trudno tego od nas wymagać, skoro otwieramy nowy oddział. Na pewno jednak nie jesteśmy żółtodziobami, bo podpisaliśmy umowę z firmą prof. Romualda Cichonia, ucznia prof. Religi - podkreśla nasza rozmówczyni.
Fundusz odbija piłeczkę. - Nie kwestionujemy kompetencji lekarzy. Zależy nam jednak na ciągłości udzielania świadczeń, bo gwarantuje ona dobrą współpracę pomiędzy lekarzami a innym personelem, na przykład z pielęgniarkami - kwituje Leder.
Złożyli odwołanie
Łódzka placówka przeprowadziła pod koniec grudnia kilka operacji, za które zapłaciła z własnego budżetu. Kolejna operacja ma tutaj odbyć się w piątek.
- To były operacje wcześniej już zaplanowane. Liczyliśmy, że NFZ zwróci nam pieniądze, które musieliśmy wydać na ich przeprowadzenie - tłumaczy rzecznik szpitala im. Biegańskiego.
Niewykluczone, że do tego czasu szpital Biegańskiego będzie wiedział już, jaką przyszłość czeka nowy oddział. Placówka odwołała się bowiem od decyzji, która nie dała jej kontaktu. Dyrektorka łódzkiego NFZ ma odpowiedzieć na odwołanie do środy.
- Jeżeli Fundusz konsekwentnie nie będzie chciał finansować jego działania oddziału, to jego przyszłość stanie pod olbrzymim znakiem zapytania - podsumowuje Walas-Frankiewicz.
Jeśli chcielibyście nas zainteresować tematem związanym z Waszym regionem - czekamy na Wasze sygnały/materiały. Piszcie na Kontakt24@tvn.pl.
Autor: bż/b / Źródło: TVN24 Łódź