Statystycznie co cztery godziny dochodzi do wypadku, w którym cierpi motocyklista. - Jazda motocyklem to zastrzyk adrenaliny. Nie chodzi o przyspieszenie, tylko ryzyko, że kierowcy będą chcieli cię zabić - mówią nam motocykliści. Czy na jednośladzie faktycznie łatwo o wypadek? Sprawdziliśmy.
- W tamtym roku wypadek miało trzech znajomych. Jeden popełnił błąd. Inni mieli przewalone przez kierowców, dla których byli niewidzialni - opowiada Jarek, motocyklista z Łodzi. Spotkanie z nim umówiła nam łódzka drogówka. Chodziło o to, żeby pokazać, jak łatwo o wypadek na motocyklu.
Wkładamy kask, wsiadamy.
- W swojej karierze "glebowałem" dwa razy. Za każdym razem drogę zajeżdżał mi inny kierowca. To jest największa masakra - tłumaczy Jarek.
Ma rację. W zeszłym roku motocykliści ucierpieli w 1024 wypadkach spowodowanych przez kierowców. Większość (766) to wymuszenia pierwszeństwa.
- Jesteśmy, cholera, niewidzialni dla niektórych. Tak jak teraz. Chcę zmienić pas... migamy i.... nic. Jakby nas tu nie było - mówi Jarek i pokazuje samochód, który ani myśli wpuścić nas na swój pas.
Trąb i módl się
Wjeżdżamy w al. Rydza Śmigłego - to jedna z głównych arterii łączących północ z południem miasta. Jedziemy buspasem - bo w Łodzi można.
- Po lewej mamy sznur pojazdów. Wszystko fajnie, ale pamiętasz co mówiłem o naszej niewidzialności? Musisz być gotowy, że ktoś zaraz wyjedzie ci przed kierownicę - tłumaczy kierowca.
Jak to wygląda w praktyce? Jakiś czas temu dostaliśmy nagranie z tego miejsca. Motocyklista jedzie (jak my) buspasem. Nagle samochód zjeżdża na pas nagrywającego. Skończyło się na nerwach i delikatnym uszkodzeniu motocykla.
- Dochodzi do absurdalnych sytuacji. Mamy łatkę wariatów i "dawców organów". A równie często jesteśmy ofiarami, co sprawcami - podkreśla Jarek.
Co na to statystki? Do 57,5% ubiegłorocznych wypadków, w których poszkodowani zostali motocykliści lub ich pasażerowie, przyczynili się inni użytkownicy dróg - najczęściej kierowcy samochodów osobowych.
Skręt - drugi z zabójców
Jedziemy dalej. Z Ronda Solidarności skręcamy w Wojska Polskiego. Główna arteria, którą co rusz przecinają niewielkie drogi osiedlowe. Jarek przestaje mówić. Skupia się. W końcu zatrzymujemy się na światłach.
- Jedenastu chłopaków zginęło w tamtym roku przez kierowców, którzy wjechali na główną drogę przed motocykl - opowiada.
A co na to statystyki? Do jedenastu zabitych trzeba dodać 83 rannych przez kierowców, którzy wyjechali z podporządkowanej na główną drogę - tuż przed motocykl.
Nie bez winy
Mijamy Wojska Polskiego. Potem Zgierską przejeżdżamy do Pojezierskiej, a stamtąd na południe - al. Włókniarzy. Tutaj do dyspozycji kierowców są miejscami nawet cztery pasy ruchu. Obok nas w pewnym momencie przejeżdża inny motocykl. Na tyle szybko, że nawet nie mogliśmy mu się przyjrzeć.
A prędkość to najczęstszy grzech motocyklistów. To ona ich najczęściej zabija. W zeszłym roku tak zginęło 90 osób. Pół tysiąca było rannych.
- Jest dużo chłopaków, którzy psują nam reputację. Wsiadają i gnają. Szkoda - mówi Jarek.
Na drugim miejscu wśród grzechów jest nieprawidłowe wyprzedzanie.
- Jak poniesie fantazja ułańska, to jadą na złamanie karku. Dosłownie. Niektórzy wyprzedzają tam, gdzie nikt normalny by o tym nie pomyślał. Często się za nich wstydzimy. Bo motocykliści czują ze sobą więź. Jesteśmy jedną rodziną - kończy.
Podjeżdżamy pod redakcję. Tam rozmawiamy z mł. asp. Marzanną Boratyńska. To ona umówiła nas z Jarkiem.
- Chcemy za pośrednictwem mediów pokazać, że koegzystencja między kierowcami i motocyklistami jest możliwa. Wystarczy zrozumieć swoje punkty widzenia - komentuje policjantka.
Autor: bż/gp / Źródło: TVN24 Łódź
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 Łódź