35-latek w konwulsjach leżał w alejce jednego z największych parków w Zgierzu (woj. łódzkie). Była sobota, środek dnia - mijający go ludzie nie reagowali. Operator monitoringu wysłał tam patrol straży miejskiej. Chwilę potem mężczyzna przestał oddychać. Strażnicy rozpoczęli reanimację. - Szybka interwencja uratowało mu życie - mówią.
"Talizman Szczęścia" - opakowanie po takim dopalaczu miał przy sobie 35-letni mężczyzna, którego ratować musieli w sobotę strażnicy miejscy ze Zgierza (woj. łódzkie).
- Leżał w alejce, targały nim konwulsje. Wyglądało to jak atak epilepsji - mówi Dariusz Bereżewski, komendant zgierskiej straży miejskiej.
Obok 35-latka chodzili ludzie - tylko jedna z przechodzących osób zadzwoniła na numer alarmowy. Wcześniej zareagował operator miejskiego monitoringu, wysłał radiowóz straży miejskiej.
- Widok był przerażający. Tym człowiekiem rzucało, twarz miał w wymiocinach - mówi tvn24.pl strażnik Paweł Skowroński, który uczestniczył w akcji reanimacyjnej.
W ostatniej chwili
Strażnicy ułożyli 35-latka w pozycji bocznej bezpiecznej.
- Monitorowaliśmy jego stan oczekując na pogotowie. Po chwili zatrzymało mu się serce, mężczyzna nie oddychał.
Funkcjonariusze rozpoczęli masaż serca.
- Po kilkudziesięciu uciśnięciach "wrócił", serce znowu biło - tłumaczy i dodaje, że chwilę później mężczyzna był już w karetce.
Mężczyzna trafił wówczas do szpitala, z którego już wyszedł o własnych siłach.
Autor: bż/sk / Źródło: TVN24 Łódź
Źródło zdjęcia głównego: Straż miejska w Zgierzu