Kierowca wjeżdża na duże skrzyżowanie na pasie służącym do jazdy na wprost. Na środku się zatrzymuje i włącza migacz po to, żeby wcisnąć się na pas do skrętu w lewo. Stojący za nim kierowcy trąbią, złorzeczą i rozpaczliwie zmieniają pasy ruchu - nierzadko w taki sposób, że niemal dochodzi do kolizji. Takie sytuacje są codziennością między innymi na rondzie Solidarności w Łodzi. Policja zapowiada, że z problemem planuje się jak najszybciej rozprawić.
Rondo Solidarności rondem jest tylko z nazwy - to kilka oddalonych od siebie skrzyżowań, które na co dzień są źródłem stresu osób przygotowujących się do egzaminu na prawo jazdy. Przejazd przez to kluczowe dla ruchu samochodów na północy Łodzi miejsce może kosztować wiele emocji również doświadczonych kierowców - zwłaszcza tych, którzy aleją Kopcińskiego chcą jechać dalej w kierunku Zgierza. Dlaczego? Bo w tym miejscu regularnie dochodzi do tamowania ruchu.
Czytaj też: "Były ścięte tak, żeby runęły na jezdnię". Śmiertelna pułapka zastawiona po tragicznym wypadku
Auta, które chcą z Kopcińskiego skręcić w lewo ustawiają się na wyznaczonym do tego pasie. Niemal na każdej zmianie świateł można jednak zaobserwować kierowców, którzy ani myślą ustawiać się w kolejce.
Do jazdy na wprost są dwa pasy. Na tym przylegającym do lewoskrętu regularnie pojawiają się auta, które zatrzymują się na środku skrzyżowania i próbują mimo wszystko skręcić w lewo. Stojąc na skrzyżowaniu z włączonym migaczem blokują samochody znajdujące się z tyłu. Ci, którzy nie mogą jechać dalej, trąbią, wykrzykują przez okno albo starają się jakoś zjechać na drugi z pasów do jazdy na wprost. Niestety, czasami robią to na tyle nerwowo, że dochodzi do niebezpiecznych sytuacji.
- Tamowanie ruchu i wydłużanie korków w mieście to jedno. Inną kwestią jest fakt, że nieumiejętne uciekanie na inny pas może zakończyć się tragicznie - opowiada młodszy aspirant Jadwiga Czyż z łódzkiej drogówki. - Stojące auto wjeżdża pod koła pojazdów, które jadą swoim pasem i mogą być już rozpędzone - opowiada policjantka.
Tamowanie ruchu
Jadwiga Czyż podkreśla, że kierowcy, którzy na środku skrzyżowania zatrzymują się, żeby wcisnąć się na pas do skrętu dopuszczają się blokowania ruchu. - Za to wykroczenie grozi do 500 złotych mandatu - mówi policjantka.
Podkreśla, że pracownicy drogówki reagują na sygnały o tym, że gdzieś regularnie dochodzi do łamania przepisów. - Niestety, opisany przez państwa proceder widoczny jest w wielu miejscach, to swego rodzaju plaga. Otrzymaliśmy w ostatnim czasie wiele sygnałów z ronda Solidarności, które będzie bardzo uważnie monitorowane przez naszych funkcjonariuszy - zapowiada policjantka.
Kierowcy, z którymi rozmawialiśmy twierdzą jednak, że nie wszyscy blokują ruch na skrzyżowaniu przez cwaniactwo.
- Czasami sznur aut do skrętu w lewo jest tak długi, że po prostu nie można ustawić się na końcu kolejki oczekujących i trzeba szukać innych rozwiązań - mówi Sebastian, kierowca łódzkiej taksówki. Jego zdaniem, zamieszanie na rondzie Solidarności jest konsekwencją "złego planowania". - Pasy do skrętu w lewo powinny być dwa - podkreśla.
Czy to tłumaczenie przekonuje policję? Nie.
- Jeżeli nie jesteśmy w stanie ustawić się na pasie do jazdy w naszym kierunku, musimy przejechać przez skrzyżowanie tak, jak to jest możliwe i poszukać innej drogi. Nic nie usprawiedliwia tamowania ruchu i generowania zagrożenia dla innych użytkowników - kończy policjantka.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: tvn24.pl