Nie wiadomo, czy zginęła na oczach własnego dziecka. Wiadomo za to, że oprawcą był człowiek, w którym 20-letnia Kaja była zakochana. Opinię publiczną w tej sprawie dodatkowo bulwersowała nieudolność policji, przez którą ciało Kai przez dziewięć dni leżało w wersalce. Dziś zakończył się proces. Mowy końcowe miały wyłączoną jawność. Wyrok zostanie ogłoszony 26 kwietnia.
Na ławie oskarżonych zasiada 31-letni dziś Artur W. Późniejszą ofiarę poznał przypadkiem. Uratował ją, kiedy została napadnięta przez dwóch agresywnych mężczyzn. Gdy 20-letnia Kaja zamieszkała z W., wybawca – według śledczych - zmienił się w kata.
Kaja zginęła 15 sierpnia 2017 roku około godziny 2 w nocy. Wcześniej para miała się kłócić przez dłuższy czas. Powodem awantury były - jak powiedział prokurator - zastrzeżenia Artura W. co do sposobu postępowania 20-latki. O co dokładnie chodzi, tego prokuratorzy nie chcieli zdradzić.
Proces toczył się w łódzkim sądzie okręgowym za zamkniętymi drzwiami. Wnioskowała o to m.in. rodzina pokrzywdzonej. Sąd uznał, że jej dobro jest najważniejsze.
Dziecko widziało?
W dniu tragedii w mieszkaniu, oprócz ofiary i sprawcy, był też 2,5-letni syn zabitej.
- Podejrzany powiedział, że chłopiec spał w czasie awantury. W nocy miał się obudzić. Artur W. twierdzi, że nie widział ani momentu zabójstwa, ani ciała matki - relacjonował jeszcze w czasie śledztwa Krzysztof Kopania z łódzkiej prokuratury.
Zastrzegał jednak, że śledczy od początku mieli "poważne wątpliwości" co do tej wersji. Kopania informował, że z zachowania chłopca (będącego obecnie pod opieką biologicznego ojca) wynika, że "co najmniej widział ciało zmarłej matki".
Oskarżony powiedział śledczym, że ciało zamordowanej partnerki ukrył dopiero następnego dnia. Nie miał pewności, czy na pewno nie żyje. Skrępował więc ciało sznurem, założył na głowę torbę i owinął kołdrą. Swoją ofiarę umieścił w wersalce, na wierzchu której położył jeszcze jedną wersalkę.
Motywem ciąża?
Artur W., w czasie śledztwa odniósł się także do informacji przekazywanych wcześniej śledczym przez rodzinę 20-letniej Kai, że była ona w ciąży.
- Mężczyzna zeznał, że partnerka powiedziała mu o ciąży. On jednak - jak wyjaśniał - nie uwierzył w to. Twierdził, że nie widział żadnych wyników badań, które by to potwierdziły - zaznaczył Kopania.
Najpewniej już nigdy nie uda się potwierdzić, czy 20-latka faktycznie spodziewała się dziecka. Odpowiedzi na to pytanie nie dała sekcja zwłok kobiety.
- Ciało zamordowanej w momencie ujawnienia zwłok było w znacznym stadium rozkładu. Podczas sekcji nie ujawniono co prawda objawów ciąży, ale niewykluczone, że poszkodowana była wtedy "na początku" ciąży - zaznaczał prokurator.
Policja szuka, żeby nie znaleźć
W. ostatni raz był widziany 16 sierpnia, kiedy pojechał do Zduńskiej Woli oddać 2,5-letniego syna zamordowanej pod opiekę jej siostry. Potem zniknął. Komenda Wojewódzka Policji w Łodzi wyznaczyła nagrodę w wysokości 5 tys. zł za informacje pomocne w zatrzymaniu 29-latka. Kilkadziesiąt minut później wysokość nagrody podniesiono do 15 tysięcy.
W trakcie śledztwa prokuratura ustaliła, że mężczyzna był karany. W 2011 roku w Wielkiej Brytanii za gwałt, a w 2015 roku - za uszkodzenie ciała w Niemczech.
- Został ujęty dzięki skutecznej akcji poszukiwawczej - mówił wtedy tvn24.pl rzecznik komendanta głównego policji Mariusz Ciarka.
Artur W. siedział na przystanku autobusowym, został zauważony przez funkcjonariuszy policji, którzy dysponowali jego danymi osobowymi i wizerunkiem.
- Z danych, które zostały nam przekazane, wynika, że mężczyzna był spokojny i nie stawiał oporu - mówił Krzysztof Kopania z łódzkiej prokuratury.
Rzecznik KGP Mariusz Ciarka mówił z kolei, że według jego informacji W. był zaskoczony tym, iż został rozpoznany przez policjantów.
Postępowanie w sprawie policjantów
W sprawie śmierci 20-letniej Kai w prokuraturze w Ostrowie Wielkopolskim toczyło się także odrębne postępowanie, które dotyczyło niedopełnienia obowiązków przez funkcjonariuszy z Łodzi prowadzących poszukiwania kobiety po zgłoszeniu jej zaginięcia przez rodzinę.
- Ostatecznie wysłany został do sądu akt oskarżenia przeciwko funkcjonariuszowi komendy miejskiej w Łodzi. Zebrany materiał wskazywał, że dopuścił się on niedopełnienia obowiązków służbowych, co skutkowało działaniem na szkodę publiczną, bo opóźniło się ustalenie, że doszło do zabójstwa - mówił Maciej Meler z ostrowskiej prokuratury.
Wcześniej komendant wojewódzki policji w Łodzi zawiesił w obowiązkach na trzy miesiące dwóch policjantów, którzy popełnili błędy w trakcie poszukiwań. Nie sprawdzili mieszkania W., choć poinformowali, że to zrobili. Po kilku dniach inna ekipa policji weszła do mieszkania i znalazła ciało.
Postępowaniem dyscyplinarnym objęto także dwóch innych funkcjonariuszy, który też mieli sprawdzić mieszkanie, ale w ogóle do niego nie weszli, dzień po zgłoszeniu zaginięcia kobiety przez jej rodzinę. W Łódzkiem zarządzono też kontrole dotyczące prawidłowości postępowania policji we wszystkich prowadzonych sprawach poszukiwawczych.
- Dwie osoby same odeszły ze służby. Pozostali zostali uznani winnymi i otrzymali kary dyscyplinarne. Było to wyznaczenie na niższe stanowisko służbowe oraz ostrzeżenie o niepełnej przydatności do służby - mówi mł. insp. Joanna Kącka z łódzkiej policji.
Autor: bż/i / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 Łódź