Leciał, by umrzeć z godnością. "Potraktowano go gorzej niż psa"

Fundacja "Gajusz": umierający chłopiec przez siedem godzin czekał na podłodze
Fundacja "Gajusz": umierający chłopiec przez siedem godzin czekał na podłodze
Źródło: TVN24 Łódź
Ciężko chory 15-letni Napu mieszkał z rodzicami w Polsce. Kiedy jego stan dramatycznie się pogorszył, rodzice zdecydowali się lecieć z nim do rodzinnej Argentyny. W Londynie mieli przesiadkę. - Spotkał ich tam koszmar. Chłopiec był trzymany na podłodze, bez wody, nawet bez koca - mówi zbulwersowana szefowa fundacji "Gajusz", która opiekowała się Napu.

Napu mieszkał razem z rodzicami i rodzeństwem we Wrocławiu. Od dwóch lat był pod opieką fundacji "Gajusz". Choruje na postępującą, śmiertelną chorobę neurologiczną.

- Stan chłopca ostatnio bardzo się pogorszył. Rodzina podjęła jedną z najtrudniejszych decyzji. Wracają do Argentyny, żeby chłopiec odszedł wśród najbliższych - mówi Tisa Żawrocka-Kwiatkowska, prezes Fundacji "Gajusz".

Podróż była planowana od kilku miesięcy. Bilety lotnicze dla Napu i opiekującego się nim lekarza zafundowała jedna z linii lotniczych. Oprócz ciężko chorego chłopca do Argentyny lecieli rodzice chłopca, młodsze rodzeństwo i sanitariusz fundacji "Gajusz". Nie był to transport medyczny, bo bliscy chłopca nie mieli na to pieniędzy.

- Podróż zakładała międzylądowanie na jednym z największych lotnisk w Europie, londyńskim Heathrow. Zamiast przesiadki, czekał tam na nich koszmar - kręci głową Żawrocka-Kwiatkowska.

Siedem godzin na podłodze

Jak opowiada nasza rozmówczyni, w Anglii Napu miał być przewieziony z jednego samolotu do drugiego specjalnym wózkiem.

- Okazało się, że wózek nie ma wymaganego wyposażenia, dlatego nie może jechać w autobusie przewożącym ludzi - tłumaczy Żawrocka-Kwiatkowska.

Chłopiec został zawrócony na terminal. - Zostawiono go na podłodze. Położono go na ubraniach jego bliskich - dodaje szefowa fundacji "Gajusz".

Tak umierający chłopiec spędził siedem godzin. Jego opiekunowie przez trzy godziny mieli walczyć o to, żeby Napu dostał coś do picia. W międzyczasie samolot do Buenos Aires odleciał. W środku były bagaże chłopca i jego rodziny. W walizkach była specjalistyczna żywność, podawana bezpośrednio do jelit chorego.

- Nikt na lotniskau nie chciał pomóc. Dopiero przedstawiciel linii lotniczych, którymi leciał Napu zorganizował rodzinie miejsce w hotelu. Nie głodował dzięki szybkiej interwencji firmy produkującej żywność medyczną - dodaje rozmówczyni tvn24.pl.

Finał w sądzie?

Napu do Argentyny wyleciał następnego dnia - we wtorek. - Chłopiec się rozchorował. Leciał by umrzeć z godnością, a potraktowano go gorzej niż psa. Niemal umarł przez nieudolność służb lotniskowych - załamuje ręce Żawrocka-Kwiatkowska.

Poprosiliśmy biuro prasowe lotniska Heathrow o odniesienie się do wersji przedstawionej przez fundację "Gajusz".

- Zrobimy to tak szybko, jak to będzie możliwe. Na razie gromadzimy wszystkie szczegóły. Stanowisko wyślemy w najbliższym czasie - usłyszeliśmy.

Fundacja "Gajusz" poinformowała, że będzie wspierać rodzinę w podjęciu kroków prawnych przeciwko lotnisku Heathrow.

Autor: bż/sk / Źródło: TVN24 Łódź

Czytaj także: