To prawdopodobnie najdroższe klamoty w Polsce. Od wiosny 2012 roku w magazynie Zarządu Dróg i Transportu w Łodzi leży 16 kamer. Miasto zapłaciło za nie milion złotych. Osoby odpowiedzialne za ten niefortunny zakup mają stanąć przed sądem, a pechowe kamery - wrócić na ulice. W nieco innej roli.
To miał być powiew przyszłości: pod koniec 2011 roku w Łodzi pojawiło się 16 kamer, które miały być batem na kierowców nielegalnie wjeżdżających na Piotrkowską. Po głównej łódzkiej ulicy mogą jeździć tylko samochody, którym zgody na to udzielili urzędnicy. System za milion złotych miał nie tylko nagrywać kto i kiedy wjeżdża na ulicę, ale też sprawdzać, czy dany kierowca ma do tego prawo.
System pracował tylko kilka miesięcy: od grudnia 2011 do kwietnia 2012 roku. Potem jego działanie postanowiła sprawdzić komenda wojewódzka policji w Łodzi. Wnioski były miażdżące: kamery nie miały stosownych atestów, a działanie monitoringu nadzorowała prywatna firma, która nie posiadała uprawnień do wdrażania postępowania wykroczeniowego.
- Kontrola wykazała, że de facto nie mamy prawa wystawiać mandatów na podstawie nagrań z kamer. Tym samym okazało się, że system jest bezużyteczny - rozkłada ręce Leszek Wojtas ze straży miejskiej w Łodzi.
Dwa lata w magazynie
System został wyłączony, a kamery trafiły do magazynu Zarządu Dróg i Transportu. W międzyczasie sprawę zaczęła badać prokuratura. Śledczy stwierdzili, że przetarg na zainstalowanie systemu od początku był ustawiony. Zarzuty usłyszeli m.in. ówczesny kierownik jednego z wydziałów ZDiT w Łodzi i dwaj kierownicy firmy, którzy dostarczyli monitoring (czytaj więcej na temat śledztwa w tej sprawie).
Śledztwo w tej sprawie wciąż trwa, a kamery dalej zalegają w miejskich magazynach. Niewykluczone jednak, że w przyszłym roku zostaną odkurzone i będą znowu pracować. I chociaż technicznie kamery pozwalają na odczytywanie danych z tablic rejestracyjnych, to będą miały dość proste zadanie.
- Chcemy je wykorzystać w celach statystycznych. Kamery będą sprawdzać natężenie ruchu na kilkunastu kluczowych skrzyżowaniach w Łodzi - wyjaśnia Piotr Grabowski z Zarządu Dróg i Transportu w Łodzi.
Pechowe kamery mają wspomóc działanie największego w Polsce systemu obszarowego sterowania ruchem (czytaj więcej na ten temat).
Ale co z mandatami?...
Co ciekawe, zanim straż miejska zorientowała się, że system nie ma atestu, zdążyła wystawić ponad tysiąc mandatów. Ich łączna kwota przekraczała 103 tys. złotych. Jak mówi tvn24.pl Leszek Wojtas ze straży miejskiej, pieniądze ostatecznie nie wróciły do ukaranych kierowców.
- Fakt, że mandaty zostały wystawione na podstawie nieatestowanego systemu nie oznacza, że nie doszło do wykroczenia - tłumaczy Wojtas.
I podkreśla, że żaden z ukaranych kierowców nie wystąpił o zwrot pieniędzy za wystawiony mandat.
Tym razem już zgodnie z prawem?
Na początku przyszłego roku na Piotrkowskiej ma zostać uruchomiony nowy system kamer. Tym razem miasto wydało ponad 3 mln złotych. Inwestycja ma poprawić bezpieczeństwo w centrum Łodzi. Elektroniczne oczy kamer zostaną umieszczone w 22 miejscach. W ramach inwestycji pojawi się tam łącznie prawie 90 tych urządzeń: stacjonarnych i obrotowych, podłączonych do sieci światłowodowej.
- Kamery będą alarmować w razie niecodziennych zdarzeń. System będzie np. wyczuwać ruch, reagować na bieg czy powstawanie zgromadzeń. Będzie też informował o przedmiotach pozostawionych na ulicy - zapowiada podinsp. Piotr Beczkowski, Komendant Miejskiej Policji w Łodzi.
Tu mają stanąć nowe kamery:
Jeśli chcielibyście nas zainteresować tematem związanym z Waszym regionem, pokazać go w niekonwencjonalny sposób - czekamy na Wasze sygnały/materiały. Piszcie na Kontakt24@tvn.pl.
Autor: bż/ec / Źródło: TVN24 Łódź