Ma kilka tygodni i połamane łapki. W łódzkim schronisku twierdzą, że ktoś kotem musiał rzucić o ścianę. Mruczuś nosi charakterystyczny, pomarańczowy gips i na razie mieszka u pani weterynarz, ale pracownicy schroniska chcą mu znaleźć "docelowy" dom.
Miałczał tak głośno, że mieszkańcy kamienicy przy ul. Gdańskiej musieli go usłyszeć.
- Dostaliśmy informacje, że na klatce schodowej leży kotek i zwija się z bólu - mówi nam Marta Olesińska z łódzkiego schroniska.
Jak małe dziecko
Podczas badania okazało się, że Mruczuś (bo takie mały kot dostał imię) ma połamane obie przednie łapki.
- Mieszkańcy mówili nam, że ktoś musiał rzucić nim o ścianę. Sporo na to wskazuje, bo upadek ze schodów nie skończyłby się tak poważnymi obrażeniami - podkreśla nasza rozmówczyni.
Mruczuś nie może sam chodzić, dlatego wymaga ciągłej opieki. Na razie przebywa w domu pani weterynarz z łódzkiego schroniska.
- Jest jak małe dziecko, trzeba go karmić co trzy godziny. Również w nocy - opowiada Marta Olesińska.
Szukając domu
Dom pani weterynarz musi być dla kota przejściowy, bo pracownicy schroniska co rusz biorą kolejnych podopiecznych do siebie.
- Niektóre zwierzaki potrzebują całodobowej opieki. A że praca w schronisku to bardziej dla nas misja niż praca, to zajmujemy się zwierzakami po godzinach - opowiada Olesińska.
Jeżeli ktoś jest zainteresowany adopcją Mruczusia, może napisać na adres pomozzmienicschronisko@onet.eu.
W schronisku tłumaczą, że potencjalni nowi właściciele kota będą musieli być bardzo dokładnie sprawdzeni przed adopcją. Jeszcze dokładniej, niż przy okazji innych, podobnych wniosków.
- Zwierzę, które zostało skrzywdzone w swoim życiu musi trafić do szczególnie wyrozumiałych i cierpliwych ludzi. Takich, którzy będą w stanie odbudować poczucie bezpieczeństwa zwierzęcia – zaznaczają pracownicy.
Jeśli chcielibyście nas zainteresować tematem związanym z Waszym regionem - czekamy na Wasze sygnały/materiały. Piszcie na Kontakt24@tvn.pl
Autor: bż/i / Źródło: TVN24 Łódź
Źródło zdjęcia głównego: Schronisko w Łodzi