Zakończył się proces w sprawie Rafała N., 21-latka, oskarżonego o to, że w 2013 roku w centrum Łodzi zabił przypadkowego 20-letniego mężczyznę. Oskarżony przyznał się do zabójstwa, grozi mu dożywocie. Wyrok w tej sprawie sąd ma ogłosić za tydzień.
Proces w sprawie Rafała N. trwał niemal rok. Pierwsza rozprawa odbyła się 10 stycznia, a przewód sądowy został zakończony w poniedziałek. Strony wygłosiły mowy końcowe.
- Ta zbrodnia ucieka wszelkim racjonalnym tłumaczeniom. Zabicie bez powodu oznacza najwyższą możliwą pogardę dla ludzkiego życia - podkreślała prokurator przed sądem podczas mowy sądowej.
Dodała, że oskarżony powinien zostać skazany na dożywotnie więzienie. Wniosła też o pozbawienie go praw publicznych na 10 lat.
Jej zdaniem dowody zgromadzone przeciwko Rafałowi N. zostały "wzmocnione podczas trwającego procesu".
- Oskarżony chciał wyładować swoją agresję, pokazać swoją siłę. Zdawał ciosy, żeby zabić. Nie przestał nawet wtedy, kiedy jego ofiara zaczynała tracić siły. Oskarżony dobrze wiedział, co robi - podkreśliła podczas mowy końcowej prokurator.
Za zabójstwo Rafałowi N. grozi dożywocie.
"Nie pozwolił mu uciec"
Adwokat rodziny, który podczas procesu był oskarżycielem posiłkowym, stwierdził, że zbrodnia zniszczyła poczucie bezpieczeństwa mieszkańców miasta.
- Rafał N. chciał po prostu kogoś zabić. Trafiło na Mateusza - podkreślał mec. Sławomir Szatkiewicz.
Dodał, że Rafał N. nie pozwolił swojej ofierze na ucieczkę.
- Trzy pierwsze ciosy były w szyję, brodę i nos. To były brutalne, ale nie śmiertelne rany. Mateusz próbował uciekać, ale oskarżony na to nie pozwolił - opisywał oskarżyciel posiłkowy.
Uważa on także, że Rafała N. trzeba izolować od społeczeństwa, bo "tylko wtedy nie będzie on zagrażał innym".
Obrońca Rafała N. zaapelował z kolei do sądu, aby ten uwzględnił młody wiek oskarżonego.
- Nie można przyjąć, że oskarżony wiedział dokładnie, co robi, był przecież pod wpływem środków odurzających. Nie wolno też zapominać, że ofiara Rafała N. też była pijana - mówił obrońca, który wniósł o skazanie jego klienta na 15 lat więzienia.
"Rana jest zbyt świeża"
Podczas mów końcowych w sądzie obecny był m.in. ojciec zamordowanego Mateusza. Podczas rozmowy z reporterką podkreślił, że nigdy nie wybaczy oprawcy swojego syna.
- Trudno mi o tym wszystkim mówić, rana jest zbyt świeża - zakończył mężczyzna.
W łódzkim sądzie pojawili się też przyjaciele Mateusza.
- Jesteśmy tu dla ojca Mateusza. W takich sytuacjach powinna być prosta zasada: śmierć za śmierć - powiedzieli wzburzeni w rozmowie z TVN24.
Tragedia na Piotrkowskiej
Do zbrodni doszło w lutym minionego roku. Śledczy ustalili, że około godz. 3 w nocy na murku pod jednym z lokali na Piotrkowskiej usiadł 20-letni Mateusz ze swoją dziewczyną. Kiedy para rozmawiała, obok przechodził Rafał N. z kolegą. Mężczyzna potknął się o nogę kobiety i uderzył ją w twarz. Potem poszedł dalej. Chłopak uderzonej pobiegł za napastnikiem. Kiedy do niego dobiegł, otrzymał 11 ciosów nożem - w tym kilka śmiertelnych. Rafał N. i jego kolega zostawili zakrwawionego 20-latka na chodniku i poszli dalej. Mateusz zmarł po kilku minutach.
N. po kilkunastu godzinach sam zgłosił się na policję. Wówczas przyznał się do zbrodni. Potem zmienił wersję - mówił, że nie chciał zabić, ale tylko przestraszyć swoją późniejszą ofiarę. Potem, w czasie trwania śledztwa, ponownie przyznał się do winy.
Podczas śledztwa powiedział, że zamordował rówieśnika nożem, który kupił jakiś czas temu. Nosił go często ze sobą, bo - jak powiedział śledczym - lubił się nim chwalić przed innymi. Chciał, żeby "myśleli o nim, że jest gangsterem".
Kolega odpowie za nieudzielenie pomocy
Rafał N. przyznał w czasie śledztwa, że tragicznej nocy pił alkohol i zażywał narkotyki.
Jego kolega nie wyjaśnił, dlaczego nie pomógł 20-letniemu Mateuszowi. On też twierdził, że był pijany i pod wpływem narkotyków.
Obydwaj oskarżeni są znani policji. 21-latek był notowany za rozboje, a 24-latek za przestępstwa narkotykowe.
Rafał N. był - zdaniem biegłych psychiatrów - poczytalny w czasie popełniania zbrodni i dlatego mógł odpowiedzieć za swój czyn przed sądem.
Jego 24-letni kolega Bartłomiej K. odpowiada z wolnej stopy za nieudzielenie pomocy. Grozi mu do trzech lat więzienia. Nie przyznaje się do winy i odmawia składania wyjaśnień. Prokurator w poniedziałek zażądała dla niego dwóch lat więzienia bez zawieszenia. Zdaniem oskarżycieli kolega Rafała N. zasługuje na potępienie, bo nie przeszkodził w zbrodni swojemu koledze i nie zrobił niczego, żeby pomóc Mateuszowi.
List z przeprosinami
N. na początku procesu w swojej sprawie okazał skruchę.
- Przepraszam wszystkich, przepraszam rodzinę Mateusza. Ciężko mi z tym żyć - mówił w sądzie podczas swojej pierwszej rozprawy.
Przed sądem podkreślał, że chce podjąć się resocjalizacji i "czytać książki". Dodawał, że "wstydzi się tego, jak chciał być postrzegany".
Po zatrzymaniu chciał nawiązać kontakt z rodzicami jego ofiary. Napisał do nich list, bo "odczuwał taką wewnętrzną potrzebę". Deklarował, że chce wrócić do społeczeństwa.
- Zdaję sobie sprawę, że zrobiłem coś strasznego. Sam zgłosiłem się na policję i muszę ponieść karę. Każdego dnia cierpię coraz bardziej - pisał w liście.
Śledztwo w sprawie znęcania
Tymczasem śledczy pod koniec stycznia wszczęli postępowania w sprawie ewentualnego znęcania się przez N. nad 19-letnim współwięźniem.
- Według dyrektora aresztu oskarżony wraz z innymi osadzonymi mieli dopuszczać się m.in. szarpania, kopania i polewania wrzątkiem współosadzonego 19-latka - informuje w rozmowie z tvn24.pl Krzysztof Kopania z łódzkiej prokuratury.
Śledztwo w tej sprawie jest tymczasowo zawieszone, bo prokuratorzy chcą przesłuchać mężczyznę, który wraz z Rafałem N. miał znęcać się nad współwięźniem.
- Mężczyzna ten opuścił areszt i na razie nie udało się go przesłuchać na okoliczność przedstawianą przez dyrektora aresztu - tłumaczy Kopania.
Więcej patroli, mapa zagrożeń
Po tragedii na Piotrkowskiej zwiększono liczbę patroli straży miejskiej i policji. Główna łódzka ulica jest dodatkowo chroniona, zwłaszcza od czwartku do niedzieli, kiedy miejscowe kluby i puby odwiedzają tysiące osób.
Sami łodzianie spontanicznie zaczęli tworzyć mapę miejsc niebezpiecznych w mieście. Uczniowie z gimnazjów i szkół ponad gimnazjalnych oznaczali w internecie miejsca, gdzie nie czują się bezpieczni. Potem mapa została przekazana policji i straży miejskiej. Służby częściej monitorują wskazane przez łodzian lokalizacje.
Jeśli chcielibyście nas zainteresować tematem związanym z Waszym regionem, pokazać go w niekonwencjonalny sposób - czekamy na Wasze sygnały/materiały. Piszcie na Kontakt24@tvn.pl.
Autor: bż/lulu / Źródło: TVN24 Łódź
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 Łódź