Prace nad nim rozpoczęły się tuż po Rewolucji Francuskiej, a został wprowadzony w 1804 roku. Kodeksem Napoleona oprócz historyków zajęli się ostatnio łódzcy urzędnicy – żeby zapobiec reprywatyzacji jednej z kamienic. I wygrali w sądzie.
Jeżeli zdradza żona, to mąż może żądać rozwodu. Jeżeli zdradza mąż, to kobiecie rozwód należy się tylko wtedy, jeżeli „ta druga” mieszka z małżeństwem pod jednym dachem. To jeden z zapisów Kodeksu Napoleona, który zaczął obowiązywać w 1804 roku. Mimo wielu absurdalnych dziś zapisów trzeba pamiętać, że wtedy Kodeks był jednym z najnowocześniejszych aktów prawnych.
Mimo to trudno uwierzyć, że tak archaiczne prawo było podstawą w całkiem współczesnym sporze o kamienicę na osiedlu Górna.
- Pojawiły się osoby, które przedstawiły się jako spadkobiercy gmachu. Miasto powołało się na zapis Kodeksu Napoleona. Wskazano w nim, że prawo do przejęcia spadku przemija po 30 latach od śmierci właściciela mienia. W zeszły wtorek sąd pierwszej instancji przyznał nam rację i uchylił żądania spadkowe – mówi Sebastian Bohusiewicz z Oddziału ds. Ochrony Praw Własności do Nieruchomości, czyli specjalnego zespołu miejskiego, który ma walczyć z nielegalną reprywatyzacją.
Jak to możliwe, że prawo sprzed ponad dwustu lat mógł mieć znaczenie w sporze? Zapisy Kodeksu Napoleona zostały wprowadzone w 1826 roku w Królestwie Polskim i obowiązywały w Polsce po odzyskaniu niepodległości. Prawo zmieniono dopiero w 1947 roku – już w PRL.
A ponieważ właściciel kamienicy (magistrat do uprawomocnienia się wyroku nie chce podawać adresu nieruchomości) zmarł przed 1947 rokiem, to urzędnicy stwierdzili, że mogą powołać się na obowiązujące wówczas prawo.
- Wprowadzone po Kodeksie Napoleona prawo nie zakładało już przedawnienia spraw spadkowych. Było więc mniej korzystne z perspektywy miasta – tłumaczy Bohuszewicz.
Prawnicy na wojnie
Na pomysł na skorzystanie z prawa sprzed lat wpadli urzędnicy z powołanej pięć lat temu komórki do spraw odzyskiwania kamienic.
- W jego skład wchodzą prawnicy, których zadaniem jest prześwietlanie wszystkich przypadków reprywatyzacji w mieście. Mają sprawdzać, czy nie dochodzi lub nie dochodziło wcześniej na tym polu do oszustw czy wyłudzeń – opowiada Marcin Masłowski, rzecznik prezydent Hanny Zdanowskiej.
Dodaje, że w Łodzi (w przeciwieństwie np. do Warszawy) urzędnicy nigdy nie przekazywali prawa do nieruchomości bez kierowania sprawy do sądu.
- Nasz zespół pomaga sądowi podjąć właściwą decyzję; nasi pracownicy docierają do archiwalnych dokumentów, kontaktują się z żyjącymi krewnymi spadkobierców – tłumaczy Masłowski.
Od 2012 roku zespół skierował do prokuratury blisko sto doniesień do prokuratury o możliwości popełnienia przestępstwa.
- Wyłudzanie kamienic to gigantyczny problem. Przestępcy stosują różne techniki. Najczęściej fałszują testamenty. Często też pojawia się grupa osób, która rzekomo towarzyszyła właścicielowi kamienicy w ostatnich chwilach życia. Deklarują oni, że na łożu śmierci nieruchomość została przekazana danej osobie – opowiada Sebastian Bohusiewicz.
- Na podstawie naszych ustaleń złożyliśmy w prokuraturze zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa – kończy Bohuszewicz.
Diabeł tkwi w szczegółach
- O zwroty będą mogły domagać się wyłącznie osoby fizyczne, obywatele Polski, małżonkowie właścicieli i spadkobiercy w pierwszej linii. Czyli dzieci, wnuki i prawnuki – tłumaczy Kamil Zaradkiewicz z resortu sprawiedliwości.
W Łodzi cieszą się z inicjatywy resortu. Ale podkreślają, że czym innym jest zapowiedź ogólnych intencji ustawodawcy, a czym innym stworzenie szczelnego systemu prawnego.
- Diabeł tkwi w szczegółach, a tych na razie nie poznaliśmy. Mamy nadzieję, że ustawa nie będzie zawierała luk, które przestępcy będą mogli wykorzystać. Tak czy inaczej dobrze, że wreszcie ktoś na szczeblu centralnym podjął to zagadnienie – kończy Sebastian Bohuszewicz z łódzkiego magistratu.
Autor: bż/gp / Źródło: TVN24 Łódź
Źródło zdjęcia głównego: Wikimedia Commons/TVN24 Łódź