"Z kolegami wypił dwa litry wódki i po cztery piwa". Nie pamięta, jak zabił 10-letnią Kingę

Kierowcy grozi do 12 lat więzienia
Kinga zginęła na miejscu
Źródło: TVN24 Łódź
Do 12 lat więzienia grozi 44-latkowi z Będzelina (woj. łódzkie). Dwieście metrów od swojego domu potrącił dwie dziewczynki - swoją dziewięcioletnią córkę i jej o rok starszą koleżankę, Kingę. Pierwsza trafiła do szpitala, druga zginęła na miejscu. Sprawca był kompletnie pijany.

Podejrzany przyznał się do winy.

- Podczas przesłuchania zeznał, że po pracy wypił z kolegami dwa litry wódki i po cztery piwa - opowiada Krzysztof Kopania z łódzkiej prokuratury.

Potem wsiadł za kierownicę zielonego opla. Dwieście metrów od domu zabił 10-letnią Kingę. Dziewczynka zginęła na miejscu. Uderzył też samochodem w swoją dziewięcioletnią córkę. Trafiła ona do szpitala, ale jej życiu nie zagraża niebezpieczeństwo.

- Mężczyzna twierdzi, że nie pamięta momentu wypadku - mówi Kopania.

Śledczy zawnioskowali do sądu o tymczasowe, trzymiesięczne aresztowanie Andrzeja Ch.

Szok

Kinga do Będzelina koło Koluszek przyjeżdżała co lato. Tutaj jej dziadek ma dom rodzinny.

- Ładna działka, las. To dziecko świetnie się tu czuło - mówią miejscowi.

- Wszyscy jesteśmy w szoku. Nic nie będzie już tak, jak było - dodają.

Dziesięciolatkę po wypadku próbował ratować Sławomir Klimek, sołtys w Będzelinie.

- Upadła w nienaturalnej pozycji, nie dawała oznak życia. Miała poważne obrażenia głowy. Zacząłem reanimację - opowiada.

Pamięta, że na miejscu szybko pojawili się inni mieszkańcy. Krzyczeli o "nieszczęściu".

Andrzej Ch. wyszedł wtedy z pojazdu.

- Przewrócił się, szedł przez chwilę na czworaka. Chyba nie wiedział, co się stało - opowiada pani Anna, która po wypadku wybiegła na drogę.

Kingi nie udało się uratować. Jej dziewięcioletnia koleżanka została przetransportowana do Instytutu Centrum Zdrowia Matki Polki w Łodzi. To córka mężczyzny, który doprowadził do wypadku.

Kierowca wjechał w dwie dziewczynki na poboczu

Kierowca wjechał w dwie dziewczynki na poboczu

Tajemnica poliszynela

44-latek został zatrzymany przez policję. Okazało się, że miał w organizmie 2,8 promila alkoholu.

Policja informuje, że sprawca niedzielnej tragedii nie posiadał prawa jazdy.

- Tajemnicą poliszynela jest, że nie miał uprawnień. Ale tu jest wieś. Dlatego nikt go nie zatrzymał i nie wezwał policji - opowiadają miejscowi.

"Roztropne dzieci"

Miejscowi podkreślają, że Kinga była bardzo roztropną dziewczynką, która potrafiła dbać o swoje bezpieczeństwo.

- Miała tu swoje przyjaciółki. Słyszałam, jak wzajemnie ostrzegały się, jak jechał jakiś samochód. Były czujne, nie urządzały niebezpiecznych zabaw - mówi pani Anna, mieszkanka wsi.

Według niej do tragedii doszło, bo pijany kierowca próbował wyminąć auto stojące na poboczu.

- Stracił panowanie i w nie wpadł. Przy takim upojeniu alkoholowym to nie może dziwić - opowiada.

Tłumaczy, że po tragedii po ciężko ranną córkę przyszła żona sprawcy.

- To dziecko krwawiło. Mówiło, że wszystko je boli. Ale matka kazała jej wracać do domu - opowiada sąsiadka przed kamerą TVN24.

Sprawcy może grozić 12 lat więzienia

Sprawcy może grozić 12 lat więzienia

Autor: bż\kwoj / Źródło: TVN24 Łódź

Czytaj także: