Pociąg jechał ponad 150 km/h. Wtedy maszynista zobaczył, że zaraz przetnie przejazd, przy którym otwarte są rogatki. Po kilku sekundach pociąg zabił rowerzystkę. Rok po tragedii w Gnieźnie (woj. wielkopolskie) prokuratura kończy śledztwo i zapowiada wysłanie aktu oskarżenia.
Okoliczności tragedii, która wydarzyła się dokładnie rok temu w Gnieźnie analizowali specjaliści z Państwowej Komisji Badania Wypadków Kolejowych. Odtworzyli oni, niemal sekunda po sekundzie, jak doszło do śmierci rowerzystki. Wnioski z opublikowanego właśnie raportu są jednoznaczne: na przejeździe kolejowym zawsze trzeba się rozglądać. Bo można zapłacić życiem za czyjś błąd.
Błędu - jak jasno wynika z raportu - dopuściła się dróżniczka, która pracowała na przejeździe przy ulicy Gajowej w Gnieźnie. Jej zadanie było tyleż proste, co odpowiedzialne. Po otrzymaniu informacji o zbliżającym się pociągu miała zamknąć zapory i nie dopuścić do tego, żeby doszło do zderzenia. Ale z tego zadania się nie wywiązała. Dlaczego? Wyjaśniała, że tego dnia "źle się czuła" i bolała ją głowa.
Fakty są takie, że dokładnie o 16:28 opuściła zapory na przejeździe, żeby bezpiecznie mógł przejechać pociąg z Bydgoszczy do Poznania. Dróżniczka wiedziała jednak, że w stronę jej przejazdu pędzi inny skład, opóźniony o 12 minut "pośpiech" z Berlina do Warszawy.
Godzina 16:26
Dróżniczka dostaje zgłoszenie o zbliżającym się pociągu, który pędzi z Bydgoszczy do Poznania. Informuje o tym dyżurny stacji Gniezno. Po kilkudziesięciu sekundach na jej stanowisku rozlega się jeszcze jeden telefon - od dyżurnego odległej o 8 kilometrów stacji w Pierzyskach. Ostrzega on, że w stronę przejazdu pędzi pociąg relacji Berlin - Warszawa.
Godzina 16:27
Dróżniczka w Gnieźnie rozpoczyna normalną procedurę wstrzymania ruchu samochodowego przez przejazd. Przez kolejne 14 sekund przed przejazdem migają czerwone światła ostrzegawcze. W piętnastej sekundzie rogatki się zamykają.
Po obu stronach rogatek stoi łącznie sześć samochodów - dwa od strony ulicy Rzepich, cztery od Mnichowskiej. Po tej stronie na otwarcie szlabanów czekali też mężczyzna i kobieta, która zsiadła z roweru. Pierwsza z tych osób będzie za chwilę próbowała uratować życie drugiej. Bezskutecznie.
Godzina 16:28
Pociąg do Poznania przejechał przez przejazd z dużą prędkością. Dróżniczka zanotowała w prowadzonym na służbie "Dzienniku Dróżnika" przejazd pociągu i nacisnęła guzik odpowiedzialny za podniesienie się rogatek. Wtedy nie myśli o tym, że przecież miała czekać na drugi pociąg.
Zapory się podnoszą. Rowerzystka traci kilka sekund, żeby wsiąść na rower. Czekający obok niej mężczyzna raźnym krokiem przechodzi przez tory. Po swojej lewej stronie słyszy gwizd zbliżającego się pociągu.
Na tym etapie dróżniczka już wie, że popełniła tragiczny błąd. O drugim pociągu przypomina sobie, kiedy ponownie spojrzała na "Dziennik Dróżnika". Nie wiadomo, czy mogła jeszcze w jakiś sposób zapobiec tragedii. Wiadomo za to, że powinna na tym etapie włączyć awaryjną procedurę nagłego opuszczenia rogatek. Zamiast tego wybiera wolniejszą, sztandarową metodę. Rogatki będą potrzebowały kolejnych kilkunastu sekund, żeby opaść.
Godzina 16:29
Skład jedzie bardzo szybko. Późniejsze wyliczenia wykażą, że ma na liczniku 157 km/h. Przerażony pieszy próbuje ostrzec innych, że zaraz może dojść do tragedii. Przebiega przez drugie tory, odwraca się. Krzyczy i macha rękoma. Kierowca jednego z samochodów widząc to naciska mocniej gaz. Dzięki temu udaje się mu zjechać z torów w ostatniej chwili.
Rozpaczliwych okrzyków mężczyzny za torami nie słyszy kobieta na rowerze.
Samochody przecinające przejazd kolejowy obserwuje ze swojej kabiny maszynista w pociągu z Berlina. Jest dokładnie 16:29:18, kiedy uruchamia głośny sygnał dźwiękowy. Jest nieco ponad 400 metrów od przejazdu. Droga ta zajmie mu kolejnych 10 sekund. Pociąg wytraca prędkość, ale bardzo powoli. Kiedy wjeżdża na przejazd, na liczniku ma 144 km/h.
Jak wynika z nagrania z pociągu, kobieta na rowerze w ostatnich sekundach życia zdaje sobie sprawę z zagrożenia. Próbuje przyspieszyć, ale jest już za późno. Jej ciało zostaje odrzucone na kilkadziesiąt metrów. Skład - hamując awaryjnie - będzie do zatrzymania potrzebował ponad pół kilometra. Dokładnie 646 metrów.
***
Z raportu Państwowej Komisji Badania Wypadków Kolejowych wynika, że przy do tragedii pośrednio przyczynili się też kierujący pociągiem z Berlina, którzy zbyt późno wdrożyli hamowanie awaryjne.
Akt oskarżenia na dniach
Śledztwo w sprawie tej tragedii gnieźnieńska prokuratura prowadziła przez rok. Teraz śledczy zapowiadają, że niedługo akt oskarżenia zostanie wysłany do sądu. Na ławie oskarżonych usiądzie dróżniczka, która będzie oskarżona o spowodowanie śmiertelnego wypadku, w którym zginęła rowerzystka. Ma też być oskarżona o nieumyślne spowodowanie bezpośredniego ryzyka wystąpienia katastrofy w ruchu lądowym.
Za te przestępstwa polski kodeks przewiduje do ośmiu lat więzienia.
- Kobieta jednoznacznie nie odniosła się do zarzutów - informuje Michał Smętkowski z poznańskiej prokuratury.
Autor: bż/gp / Źródło: TVN24 Łódź
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 Łódź