Młody kierowca plus młody pasażer? To przepis na tragedię. A każdy kolejny znajomy na pokładzie tylko potęguje ryzyko - bo "impreza" w samochodzie, nawet przy trzeźwym kierowcy często kończy się wypadkiem. Przekonani są o tym pomysłodawcy ogólnopolskiej akcji, pod hasłem: "Jestem Auto Asertywny. Nie jeżdżę pod wpływem.... pasażerów".
Osiemnastoletnia Monika miała prawo jazdy od tygodnia. Wieczorem zabrała na przejażdżkę czworo znajomych. Była trzeźwa, ale jechała zdecydowanie za szybko. Na al. Włókniarzy w Łodzi jej osobowy opel wpadł w poślizg, zjechał z drogi i z hukiem wbił się w przydrożny warsztat.
Asia, rówieśniczka Moniki nie miała zapiętych pasów. Tuż przed uderzeniem wypadła przez okno i uderzyła w ścianę; zginęła na miejscu. Kilka godzin później w szpitalu zmarł ich 21-letni kolega. - Starała się jeździć bezpiecznie, nie wiemy, co jej odbiło - mówili potem znajomi Moniki.
Do tej tragedii doszło pod koniec 2011 roku, ale do podobnych dochodzi niemal codziennie. Jak czytamy w policyjnych statystykach, kierowcy od 18-24 roku życia doprowadzają do największej liczby wypadków (blisko trzy razy więcej niż np. kierowcy w wieku od 40-59 lat).
Jak beczka prochu
- Wielu tych wypadków można by było uniknąć, gdyby nie zły wpływ pasażerów na młodego kierowcę - mówi Maciej Janaszewski, instruktor w łódzkiej auto-szkole, która przystąpiła do ogólnopolskiego programu "Jestem Auto Asertywny".
Jego organizatorzy przedstawiają statystykę, która robi wrażenie: jeden młody pasażer podwaja ryzyko wypadku. Trzech lub więcej - zwiększa od 4 do 5 razy "szansę" na tragedię.
- Dlatego też w szkołach ponadgimnazjalnych w całej Polsce ruszają warsztaty, będą trwały przez cały ten tydzień, do piątku włącznie - wyjaśnia Paweł Tomaszek, dyrektor Akademii Auto Świat.
Cel zajęć jest prosty.
- Kierowcy muszą zrozumieć, że brak asertywności może ich zabić. Z kolei do pasażerów musi dotrzeć, że hasła "dawaj gazu!" to podpalanie beczki z prochem - mówi nasz rozmówca.
Nie daj się zabić
Jak w praktyce wyglądają warsztaty? Zaczyna się od szoku. Organizatorzy pokazują kompilację filmów, które znalazły się w sieci. Ich przebieg jest podobny - grupa młodych ludzi jedzie samochodem. Słychać radosną, energetyczną muzykę. Niektórzy piją alkohol.
Potem dochodzi do wypadku - kamera zaczyna odbijać się po wnętrzu rozpadającego się pojazdu. Słychać krzyki. To nagranie różni się od dziesiątek kampanii reklamowych w jednym - wszystkie wykorzystane filmy są autentyczne.
- Potem przystępujemy do teorii. Rozmawiamy z młodymi ludźmi, tłumaczymy im, że asertywność to odwaga, a uleganie presji to tchórzostwo - opowiada Maciej Janiszewski.
Na tym etapie uczniowie słuchają też o tym, jak zareagować na pasażerów nalegających na to, żeby jechać "szybciej" i "ciekawiej".
- Słuchając roześmianego kolegi trzeba mu powiedzieć: "chcę dojechać na miejsce, ale nie w worku". Albo "lubię was, dlatego nie dam wam się zabić" - mówi nasz rozmówca.
Twarzą w twarz
Dan Ariely, znany amerykański psycholog porównał presję rówieśników na młodego człowieka do podniecenia seksualnego. W obu przypadkach emocje wyłączają możliwość racjonalnej oceny sytuacji. W przypadku podniecenia - kończy się to często niechcianymi ciążami, w przypadku presji rówieśników w samochodzie - śmiercią.
Jedyna skuteczna metoda z tym zjawiskiem polega na oswojeniu się z daną sytuacją - przeżycie jej. "Za drugim podejściem do sytuacji krytycznej jesteśmy już mądrzejsi" - twierdzi Ariely.
Dlatego też akcja "Jestem Auto Asertywny" zakłada wariant praktyczny. Za kierownicą siada młody kierowca. W tym samochodzie siadają jego znajomi. Ich zadaniem jest namawianie kierowcy do złego. Kierowca ma racjonalnie tłumaczyć im, dlaczego ich nie słucha.
Jeśli chcielibyście nas zainteresować tematem związanym z Waszym regionem - czekamy na Wasze sygnały/materiały. Piszcie na Kontakt24@tvn.pl
Autor: bż / Źródło: TVN24 Łódź
Źródło zdjęcia głównego: Akademia Auto Świat