- Musimy sprawnie włączyć się do ruchu, dlatego nie możemy ciągle obserwować tego, czy ktoś nie biegnie na przystanek - tłumaczy jeden z kierowców łódzkiego autobusu w filmie opublikowanym przez rzecznika Miejskiej Przedsiębiorstwa Komunikacyjnego. Przewoźnik w ten sposób odnosi się do skarg, które piszą zdenerwowani łodzianie.
- Nie robimy żadnych zawodów w uciekaniu pasażerom. Po prostu nie możemy robić inaczej - mówi Damian, kierowca łódzkiego autobusu miejskiego.
Wywiad z nim przeprowadził Sebastian Grochala, rzecznik łódzkiego MPK i opublikował na swoim video blogu w internecie. Film ma tłumaczyć mieszkańcom Łodzi, dlaczego kierowca autobusu potrafi zamknąć drzwi tuż przed biegnącym na przystanek pasażerem i odjechać.
- To nie jest kwestia złośliwości. Po prostu kiedy chcemy odjechać z przystanku, musimy obserwować, co dzieje się z lewej strony autobusu. Patrzymy więc w lewe lusterko - tłumaczy Damian.
"Zawsze ktoś traci"
Ale - jak możemy dowiedzieć się z nagrania umieszczonego na blogu Grochali - czasami kierowca odjeżdża, chociaż widzi biegnącego pasażera. Dlaczego?
- Kierowca musi mieć na uwadze, że pasażerowie siedzący już w pojeździe oczekują od niego trzymania się rozkładu. Tego samego oczekują inni, którzy czekają na następnym przystanku. Kierowca nie zawsze może pozwolić sobie na to, żeby dać szansę biegnącym pasażerom na wejście do środka - podkreśla Grochala.
Rozmawiający z nim kierowca dodaje, że "inaczej się po prostu nie da".
- Tu często pojawia się efekt domina. Jeżeli na czas nie włączymy się do ruchu, to nie mamy potem szans na przejechanie przez duże skrzyżowanie w sekwencji zielonych świateł. Efekt jest taki, że poczekanie kilkudziesięciu sekund potrafi skutkować kilkuminutowym opóźnieniem na końcu trasy - kończy Damian.
Autor: bż/gp / Źródło: TVN24 Łódź
Źródło zdjęcia głównego: Między Przystankami