Sześciu ekologów, którzy protestowali na szczycie 108-metrowej chłodni kominowej elektrowni w Bełchatowie, zeszło na ziemię. Powodem ich decyzji było pogorszenie się jakości powietrza i, jak tłumaczyli, zagrożenie dla ich zdrowia. Aktywiści oddali się w ręce policji.
- Aktywiści, którzy przebywali na chłodni kominowej elektrowni Bełchatów przerwali swój protest w ochronie klimatu - poinformował w środowy wieczór Paweł Szypulski z Greenpeace Polska. I dodał, że sześciu działaczy, którzy od 27 listopada przebywali na szczycie komina, oddało się w ręce policji. Grupa aktywistów została przewieziona do komendy policji w Bełchatowie. Ich przesłuchania zaplanowane są na czwartek.
Zeszli przez zanieczyszczone powietrze
Dlaczego działacze zeszli z komina?
- Zdecydowali się przerwać swój protest, który był protestem w ochronie życia, w związku z bardzo wysokim stężeniem zanieczyszczenia powietrza, które pojawiło się wieczorem. Na skutek zmiany kierunku wiatru duża ilość zanieczyszczeń dostała się w to miejsce, gdzie przebywali - relacjonował Szypulski.
Aktywiści na 108-metrowy komin bełchatowskiej elektrowni weszli we wtorek. 13-osobowa grupa składała się z ekologów z Polski, Austrii, Chorwacji, Indonezji, Niemiec, Szwajcarii i Węgier. Podkreślali, że chcą zwrócić uwagę liderów politycznych, którzy pojawią się na szczycie klimatycznym w Katowicach.
Siedmioosobowa część grupy została zatrzymana jeszcze we wtorek po południu.
Aleksandra Apanasionek, rzeczniczka PGE Górnictwo i Energetyka Konwencjonalna, zapewniała, że obecność ekologów na jednym z kominów nie wpływała na pracę elektrowni.
Protest
Przedstawiciele Greenpeace podkreślają, że świat zmaga się z konsekwencjami kryzysu klimatycznego. W specjalnym raporcie Międzyrządowego Zespołu ds. Zmian Klimatu, który ukazał się w październiku tego roku, eksperci nie pozostawiają wątpliwości, że stoimy na krawędzi katastrofy klimatycznej.
Żeby jej zapobiec, trzeba powstrzymać wzrost średniej globalnej temperatury. W krajach rozwiniętych, w tym w Polsce, oznacza to konieczność odejścia od spalania węgla do 2030 roku.
Tymczasem resort energetyki zapowiedział w ubiegłym tygodniu stopniowe odchodzenie od energetyki wiatrowej na lądzie. Obecnie z węgla powstaje w Polsce ok. 80 proc. energii elektrycznej. W 2030 roku ma to być 60, a w 2040 mniej niż 30 procent.
W to miejsce ma się pojawić prąd z elektrowni atomowej oraz odnawialnych źródeł energii - kluczową rolę odgrywać ma rozwój fotowoltaiki (kolektory słoneczne) oraz morskich farm wiatrowych. Pierwsza taka farma ma ruszyć jednak dopiero po 2025 roku.
Los elektrowni wiatrowych na lądzie zdaje się przesądzony. Z rządowego dokumentu wynika, że ilość mocy przez nie wytwarzanej będzie jeszcze przez kilka lat rosła, ale potem zacznie spadać. Do roku 2040 wiatraki mają niemal zniknąć z polskiego krajobrazu.
Autor: tam/pm / Źródło: TVN24, PAP
Źródło zdjęcia głównego: Greenpeace Polska