- Mieszkańcy powinni dostać zwrot nadpłaconego podatku śmieciowego, czyli po 100 złotych na mieszkańca. Wiceprezydent Łodzi łamie prawo, mówiąc, że pieniądze się łodzianom nie należą - mówią tvn24.pl działacze opozycji i idą do prokuratury. Miasto się tłumaczy i zapowiada, że też zgłosi się do śledczych.
Kolejny rozdział awantury w sprawie 50 mln złotych, które pozostały w miejskiej kasie po opłaceniu firm odpowiedzialnych za wywożenie śmieci z Łodzi. O sprawie informowaliśmy już w kwietniu. We wrześniu działacze opozycji przygotowali wniosek, na podstawie którego mieszkańcy mogą domagać się zwrotu nadpłaconego podatku śmieciowego.
W odpowiedzi na akcję opozycyjnych polityków magistrat rozesłał mieszkańcom pismo, w którym informuje, że pieniądze nie będą oddawane indywidualnie, a "nadwyżka" zostanie użyta do rozliczeń w kolejnych latach.
Pismo tak rozsierdziło opozycję, że jej działacze postanowili złożyć zawiadomienie do prokuratury o możliwym popełnieniu przestępstwa przez wiceprezydent Agnieszkę Nowak, która podpisała się pod rozsyłanymi broszurami.
- Pani wiceprezydent za publiczne pieniądze uprawia agitację przedwyborczą. Chce zdyskredytować nasze działania i przy okazji zniechęcić mieszkańców, żeby ci ubiegali się o zwrot nadpłaconego podatku śmieciowego - mówi tvn24.pl Sebastian Tylman, radny klubu Łódź 2020.
"Działa na szkodę łodzian"
W poniedziałek do łódzkiej prokuratury wpłynęło pismo, pod którym podpisało się czworo działaczy opozycji - Sebastian Tylman, Łukasz Magin, Marta Grzeszczyk i Iwona Boberska.
Czytamy w nim, że wiceprezydent Nowak mogła dopuścić się przekroczenia uprawnień przez funkcjonariusza publicznego, poświadczania nieprawdy w dokumencie i wydatkowania publicznych pieniędzy na akcję agitacyjną.
- Pismo, za które zapłacili łodzianie, stało się kampanią wyborczą Hanny Zdanowskiej, kandydatki na prezydenta, która jest jednocześnie przełożoną Agnieszki Nowak - grzmi radny Tylman.
Zawiadamiający o rzekomym przestępstwie wiceprezydenta Łodzi żądają zabezpieczenia 50 mln złotych na kontach łódzkiego magistratu. Wszystko po to, żeby pieniądze mogły być zwrócone mieszkańcom.
- Przypominamy, że miasto nie może zarabiać na podatku śmieciowym, więc środki muszą zostać zwrócone - zaznacza Sebastian Tylman.
Urzędnicy: też pójdziemy do prokuratury
Marcin Masłowski z łódzkiego magistratu zaznacza w rozmowie z tvn24.pl, że pisma podpisane przez wiceprezydent Nowak zostały rozesłane, żeby walczyć z "dezinformacyjną akcją radnych startujących z list PiS".
- Wysłaliśmy je po setkach telefonów zdezorientowanych łodzian i wyjaśniliśmy w nim raz jeszcze, że wszystkie pieniądze wpłacone za odbiór odpadów, które znajdują się na koncie urzędu zostaną łodzianom zwrócone już od stycznia 2015 roku - mówi Masłowski.
Urzędnik dodaje, że zwrot podatku śmieciowego będzie systemowy a nie - jak domagają się działacze opozycji - indywidualny.
- Taką metodę zwrotu zaleciła nam Regionalna Izba Obrachunkowa. Polegać ona będzie na tym, że mimo wzrostu kosztów, jakie poniesie miasto za odbiór śmieci, łodzianie tego nie odczują i przez minimum cztery lata stawki pozostaną bez zmian, czyli na poziomie 7 i 12 złotych - argumentuje Marcin Masłowski.
Miasto jednak nie poprzestaje na tych tłumaczeniach - zapowiada, że też złoży zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa.
- Dotyczyć ma faktu, że działacze opozycji informują o możliwości podejrzenia przestępstwa, chociaż wiedzą doskonale, iż o żadnym przestępstwie nie ma mowy i jest to klasyczna gra przedwyborcza, by wzbudzić zainteresowanie mediów swoimi osobami przed zbliżającymi się wyborami - zapowiada Masłowski.
Jeśli chcielibyście nas zainteresować tematem związanym z Waszym regionem, pokazać go w niekonwencjonalny sposób - czekamy na Wasze sygnały/materiały. Piszcie na Kontakt24@tvn.pl.
Autor: bż / Źródło: TVN24 Łódź
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 Łódź