"X-men Origins - Wolverine", jeden z najdroższych i najbardziej oczekiwanych filmów 2009 roku na kilka tygodni przed premierą trafił do sieci. Do tej pory obraz ściągnęło ponad milion internautów. Wytwórnia zapowiada śledztwo, a eksperci nie wykluczają, że za przeciekiem stoi ona sama.
Zdaniem Piotra Metza, redaktora naczelnego "Machiny", nie jest wykluczone, że przeciek i medialny szum wokół niego to tylko niekonwencjonalna reklama. - Być może to jest tzw. guerilla marketing - czyli bardzo nowoczesny, pasujący do doby internetu sposób promocji - mówi Metz.
Zwolennikom tej teorii argumentów dodaje fakt, że wersja filmu, która trafiła do internetu, jest daleka od wersji ostatecznej. Brakuje w niej niektórych scen i części efektów specjalnych. Szefowie filmowych wytwórni doskonale zdają sobie sprawę, że internauci, którzy ten i inne takie filmy ściągają, i tak chętnie obejrzą obraz na dużym ekranie.
Specjaliści, którzy sami zajmują się postprodukcją przekonują, że dostęp do nieukończonego dzieła jest bardzo ograniczony. Ich zdaniem wykradzenie takiego filmu jest praktycznie niemożliwe.
Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24