Po siedmiu latach, jakie minęły od jego ostatniego filmu "Mistrz" Piotr Trzaskalski powraca wzruszającą opowieścią, pełną inteligentnego humoru. Trzech samców z różnych pokoleń, daje nam przez 90 minut niezłą lekcję życia, głównie poprzez uprzykrzanie go sobie nawzajem - tak można w wielkim skrócie streścić fabułę "Mojego roweru".
Trzy pokolenia mężczyzn z jednej rodziny: ekscentryczny dziadek (Michał Urbaniak), sławny pianista i zarazem egoistyczny buc jego syn (Artur Żmijewski) oraz wrażliwy, choć rozwydrzony przez dobrobyt wnuk (obiecujący Krzysztof Chodorowski ) to bohaterowie "Mojego roweru" Trzaskalskiego. Wszyscy uparci, wredni dla siebie nawzajem, za to wyraziści w swoich sądach i opiniach, co musi prowadzić do konfliktów.
Panowie mieszkający w różnych miejscach Europy, spotykają się po długiej przerwie, gdy najstarszy zostaje, porzucony przez żonę. Wciąż warta grzechu babcia (Anna Nehrebecka) znika pewnego dnia niespodzianie, by - co okaże się później- ułożyć sobie życie z nową miłością. Gdzieś między wierszami twórcy dają nam do zrozumienia, że życiem z seniorem rodu nie było ani słodkie ani usłane różami.
Ci, którzy liczą na to, że czeka ich opowiastka w rodzaju: "nigdy nie jest za późno na miłość", etc., są w błędzie. Trzaskalski szybko "spycha" bowiem romans babci na drugi plan, na rzecz zgłębiania niełatwych relacji między przedstawicielami męskiej linii rodu. Co prawda rozpoczyna się jej wielkie poszukiwanie - tu reżyser świetnie operuje kinem drogi, ale wątek ten jest mu jedynie potrzebny do pokazania jak skłóceni nawzajem dziadek, jego syn i wnuczek, krok po kroku uczą się przełamywać bariery. Jak podczas tej nieprzewidzianej wycieczki zaczynają się nawzajem rozumieć i akceptować.
Film Trzaskalskiego zdobył już na festiwalu w Gdyni nagrodę za najlepszy scenariusz. Doczekał się wielkich owacji w Australii i Ameryce, podczas Festiwali Polskich Filmów, wzruszał też w Busan i jako jeden z dwóch polskich tytułów zakwalifikował się do Konkursu Głównego na nadchodzącym Plus Camerimage. Dla reżysera najważniejszym sprawdzianem będzie jednak przyjęcie go przez "zwykłych widzów", którzy od dziś już mogą zacząć szturmowanie sal kinowych.
Słynny jazzman aktorskim objawieniem
Choć to opowieść o męskiej linii rodziny, bez trudu odnajdą się w niej także kobiety. Te bardziej wnikliwe, potraktują go być może nawet jako swoistą "instrukcję obsługi" swoich partnerów.
Nagrodzony w Gdyni scenariusz Piotra Trzaskalskiego i Wojciecha Lepianki zawiera, co przyznaje reżyser, sporo elementów autobiograficznych. W rozmowie z Tvn24.pl Trzaskalski zdradził: - Postać dziadka granego przez Michała Urbaniaka wzorowałem na moim ojcu. Podobnie jak Michał, tata był muzykiem, choć oczywiście nie tego formatu, a jedynie skromnym klarnecistą, który grywał głównie w knajpach. Jak on był jednak niebywale wyrazistą, ekscentryczną i skomplikowaną osobowością.
Wybitny jazzman, który początkowo nie chciał przyjąć roli, zasłaniając się brakiem aktorskich umiejętności, w końcu jednak dał się przekonać. W swej pierwszej dużej filmowej roli (wcześniej kilkakrotnie grywał epizody, zaś 25-krotnie pisał muzykę dla kina) jest absolutnym objawieniem – niezwykle naturalny, na pełnym luzie, Urbaniak okazał się artystą wszechstronnym. Można odnieść wrażenie, że cały film kręci się wokół niego, choć on po prostu… jest na ekranie. W zasadzie nie musi robić nic więcej, poza wypowiadaniem przygotowanych przez scenarzystów kwestii - jest bowiem tak wielką indywidualnością, emanuje tak ogromną charyzmą, że i tak skupia na sobie największe zainteresowanie widza.
Rower jak miecz albo tarcza w rycerskim rodzie
Zastanawiające, że o ile niewiele w naszym kinie opowieści o relacjach "matczyno-córczanych", o tyle to kolejna intrygująca fabuła, opisująca te ojcowsko-synowskie. Niedawno mieliśmy w kinie świetny "Lęk wysokości" Barka Konopki, kilka lat temu Magdalena Piekorz nakręciła obsypane nagrodami doskonałe "Pręgi". Teraz sięgnął do nich Trzaskalski. Ten ostatni podkreśla jednak, że nakręcił film o konflikcie pokoleń a jego sedno leży ponad płcią. Pod koniec filmu dziadek, ojciec i wnuczek, są innymi ludźmi niż w momencie gdy ich poznaliśmy. Wspólna wyprawa w poszukiwaniu babci dała szansę przyjrzenia się bliżej dzielącym ich różnicom, a także czas na wypracowanie kompromisów. Przede wszystkim sprowokowała do refleksji nad potrzebą porozumienia się ludzi sobie najbliższych.
Tytułowy rower pełni tu rolę symboliczną. Przekazywany kolejnym mężczyznom w rodzie, ma być niczym insygnia męskości - jak miecz czy tarcza w rodach rycerskich. Każdy z trójki bohaterów ma związane z nim własne wspomnienia, każdy też ma świadomość przynależności do wspólnoty, jaką jest rodzina. Konflikt pokoleń to rzecz święta i nie omija nikogo – zdaje się mówić swoim filmem Trzaskalski. Pokazując jednak to, co dzieli, zwraca też naszą uwagę na podobieństwa. Mało tego, okazuje się, że to, co dzieli, może równie dobrze łączyć, wystarczy tylko odrobina dobrej woli i chęć zrozumienia motywacji jakimi kieruje się druga strona - rodzic czy dziecko. O tym, jak się tego nauczyć jest właśnie "Mój rower".
Czytaj też na http://moj-rower.tvn.pl/
Autor: Justyna Kobus / Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN