Akademia Sztuki i Wiedzy Filmowej bliska podjęcia jednej z najbardziej radykalnej decyzji w historii ceremonii wręczenia Oscarów - pisze Matt Donnelly na łamach "Variety", powołując się na źródła zbliżone do produkcji gali. Jak podaje magazyn, po raz pierwszy od trzech dekad gala może nie mieć prowadzącego.
Matt Donnelly na łamach "Variety" wskazuje, że producenci przymierzają się do wybrania kilku nazwisk z hollywoodzkiej czołówki, którzy zapowiadaliby poszczególne części. Takie rozwiązanie zastąpiłoby jednego prowadzącego, który - zgodnie z tradycją - wygłasza monolog otwarcia. Producenci gali jednocześnie chcą uniknąć przemowy wypełnionej przytykami pod adresem prezydenta Trumpa - pisze amerykański magazyn.
Produkcja gotowa na wszystko
"Variety" informuje, że Akademia Sztuki i Wiedzy Filmowej (AMPAS) oraz producenci gotowi są zatrudnić największe talenty, również po to, żeby zapewnić wysoką oglądalność transmisji telewizyjnej 24 lutego. Jak dowiedziała się redakcja "Variety" nikt nie otrzymał propozycji, aby zastąpić Kevina Harta w roli gospodarza gali. Komik i aktor zrezygnował jednak z tej funkcji po tym, jak wybuchła wokół niego burza związana z jego homofobicznymi wypowiedziami i postami w mediach społecznościowych sprzed lat.
"Producenci show ruszyli dalej i postanowili skupić się na gwiazdorskich skeczach i muzyce filmowej, która odegra ważną rolę dzięki prawdopodobnym nominowanym jak Lady Gaga, Dolly Parton czy Kendrick Lamar" - pisze Donnelly, powołując się na osobę, która uczestniczy w produkcji wielkiej gali.
Dziennikarz zwraca uwagę również, że gala pozbawiona gospodarza nie jest przyjmowana jednoznacznie pozytywnie. Według niego kierownictwo produkcji oscarowej nocy miało usłyszeć negatywne komentarze podczas jednej z imprez po wręczeniu Złotych Globów. Jedna z ważnych postaci przemysłu medialnego, miała podkreślić - jak pisze Donnelly - że często gwiazdor, który prowadzi tak ważne wydarzenie telewizyjne, bywa najmocniejszym jego elementem.
Powstaje też pytanie - zaznacza Donnelly - czy taka formuła zostanie dobrze przyjęta przez amerykańską widownię, która przyzwyczajona jest do mocnego akcentu w postaci gospodarza.
Eksperyment czy powrót do kompromitującego formatu?
Oceny ewentualnej ceremonii w nowej formule są podzielone.
- Dlaczego nie dać temu szansy? Świat jest tak spolaryzowany, że w przypadku każdego prowadzącego, wszystko, co by powiedział, byłoby analizowane do upadłego - sugeruje w rozmowie z Donnellym Brad Adgate, konsultant medialny. - Brak prowadzącego może być eksperymentem i nie oszukujmy się, czasy prowadzenia w stylu Boba Hope’a czy Billy’ego Crystala już minęły - dodaje. Ostatnia oscarowa noc bez jednego prowadzącego miała miejsce 30 lat temu i określana jest jako blamaż. Wówczas producenci zafundowali widowni 11-minutowy numer muzyczny, w którym Rob Lowe śpiewał z Królewną Śnieżką. Jak przypomina Donnelly, "Lowe do dzisiaj nie może się z tego otrząsnąć". A kompromitująca gala zakończyła błyskotliwą karierę Allana Carra, producenta m.in. "Grease".
Dziennikarz, powołując się na otoczenie Donny Giglotti, producentki tegorocznej gali, wskazuje, że i tak szukała ona sposobów, by skrócić niekończącą się ceremonię. Oszczędności te miały dotknąć przede wszystkim prowadzącego.
Tak czy inaczej odpowiedzialni za oscarową noc muszą znaleźć odpowiedni sposób na to, żeby znowu przyciągnąć widownię telewizyjną. Zeszłoroczną ceremonię oglądało zaledwie 26,5 mln Amerykanów, co oznaczało spadek o 19 procent w porównaniu z 2017 roku. Kompromitujący występ Lowe’a i Królewny Śnieżki oglądało 42,6 mln widzów.
Autor: tmw//kg / Źródło: Variety, tvn24.pl