- Nie mam wyrzutów sumienia, że w "Krwawych godach" uśmierciłem bohaterów. Ale przyznaję, miałem problem z oglądaniem tego odcinka. To było bardzo ciężkie, bo uwielbiam aktorów, którzy się w nich wcielili - zdradził pisarz George R.R. Martin, który stworzył sagę "Pieśń lodu i ognia", na podstawie której powstał serial "Gra o tron". Odcinek zaszokował widzów brutalnymi i krwawymi scenami.
Dziewiąty odcinek trzeciego sezonu "Gry o tron" pod względem dramaturgii przebił wszystkie inne. "Krwawe Gody" zaszokowały widzów pełnymi brutalności scenami, w których krew tryska i trup ściele się gęsto. Nagranie z reakcjami telewidzów w trakcie ich oglądania stało się hitem internetu - w ciągu dwóch dni zaliczyło ponad 1,5 miliona odsłon.
Przedostatni odcinek serii wywołał tak duże zamieszanie, że głos zabrał nawet George R.R. Martin, amerykański pisarz fantasy, którego "Pieśń lodu i ognia" stała się podstawą serialu.
- Dla mnie pisanie "Krwawych godów" było niesamowicie trudne - to jak zabicie dwójki własnych dzieci. Miałem wtedy skończone dwie trzecie "Nawałnicy mieczy" i postanowiłem przeskoczyć ten moment. Dopisałem tom do końca, a potem wróciłem do wesela. To obecnie jedna z najmocniejszych scen w całej sadze - powiedział w wywiadzie dla magazynu "Entertainment Weekly".
"To był bardzo trudny wieczór dla mnie"
Zaś w talk-show Conana O'Briena przyznał, że nie żałuje, iż w książce uśmiercił tylu bohaterów. - Lubię nieprzewidywalność, dlatego piszę rzeczy, które sam chciałbym przeczytać. Jako czytelnik lub widz seriali i filmów lubię niespodzianki - zapewnił.
I uzasadnił: - Nienawidzę, gdy bohater jest w tarapatach, jest otoczony przez 20 osób, a ja i tak wiem, że uda mu się uciec, bo jest bohaterem. Wtedy naprawdę nie czuję żadnej obawy o niego. Dlatego chcę, by moi czytelnicy, a potem widzowie, naprawdę bali się, gdy bohaterowie są w niebezpieczeństwie, bo jest wielkie prawdopodobieństwo, że mogą umrzeć.
Choć nie krył zadowolenia z tego, że wkurzył tylu widzów, przyznał jednak, że sam "miał duży problem z oglądaniem odcinka". - To był bardzo trudny wieczór dla mnie, bo uwielbiam aktorów, którzy się wcielają w moich bohaterów. Tymczasem przez moje bezwzględne decyzje, muszę zakończyć z nimi znajomość - powiedział O'Brienowi, który nazwał go żartobliwie "chorym draniem".
"Zdałem sobie sprawę, że oni wszyscy będą martwi"
Czuł się winny też wcześniej - na imprezie promocyjnej przed premierą "Gry o tron". - Znalazłem się wtedy po raz pierwszy wśród aktorów serialu. To był wspaniały moment, bo zdałem sobie sprawę, że oni wszyscy będą martwi. A oni o tym nie wiedzą - śmiał się.
Poza jedną aktorką, która czytała książkę. - Nie powiem, jak się nazywa, ale prosiła mnie: "Och, proszę, nie zabijaj mnie! Nie chcę umrzeć! Uwielbiam pracować w tym serialu". Poczułem się bardzo, bardzo, bardzo winny. Bo co innego zabić ludzi na papierze, a co innego aktorów z krwi i kości pozbawić pracy - wyznał.
64-letni pisarz zdradził też, że obecnie pracuje nad szóstą książką z serii - "The Winds of Winter". - Spieszę się, bo boję się, że reżyserzy serialu dogonią mnie z fabułą. Ja nad sagą pracuję od 17 lat, a oni serial zrobili w dwa lata i szybko nadrabiają zaległości. Muszę zrobić wszystko, by dwie ostatnie książki wyprzedziły serial. Można się spodziewać słodko-gorzkiego zakończenia - podsumował tajemniczo.
Autor: am//bgr/k / Źródło: Los Angeles Times, tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: HBO