Tomasz Konieczny, wybitny polski śpiewak operowy, jest dla niemieckojęzycznego świata muzyki poważnej tym, kim Robert Lewandowski dla Bundesligi. Dlatego gdy w ostatniej chwili przyjął zaproszenie festiwalu wagnerowskiego do roli Wotana w "Walkirii", media oceniły, że "uratował Bayreuth".
Tomasz Konieczny, śpiewak operowy pochodzący z Łodzi, jest dobrze znany europejskiej publiczności. W czwartkowy wieczór publiczność Festiwalu w Bayreuth usłyszała go w "Walkirii". - Przyjechałem prosto z wakacji telefon odebrałem na żaglówce w Grecji. Mój kolega, który miał wykonywać partię Wotana, zrezygnował z powodu niedyspozycji już po próbie generalnej. Nagłe zastępstwa w moim fachu po prostu się zdarzają - wyjaśnia.
Tomasz Konieczny na tle gości festiwalu wagnerowskiego wygląda jak zabłąkany turysta. Wśród ludzi wbitych w smokingi i wieczorowe suknie śpiewak przechadza się ubrany w koszulkę polo i z rowerowym koszykiem w ręku. Przemieszcza się po mieście elektrycznym rowerem, bo to zdrowe i praktyczne. Konieczny czuje się tutaj dość swobodnie. Przez dziesięć lat z różnych powodów odmawiał udziału w jednym z najbardziej prestiżowych festiwali operowych świata. W 2018 przyjął propozycję partii w Telramunda w "Lohengrinie", do którego w ostatniej chwili zaproszono inną polską gwiazdę tenora Piotra Beczałę. W ten sposób po raz pierwszy w historii dwóch polskich śpiewaków otworzyło festiwal.
- W przypadku "Lohengrina" pańskie próby trwały blisko dwa miesiące. A teraz raptem kilka godzin. Jak się pan z tym czuje?
- Na szczęście akurat to wystawienie "Walkirii" jest na poły koncertowe i nie wymaga od nas śpiewaków szczególnego przemieszczania się. Oczywiście to jest stres, ale zarazem czysta przyjemność. "Walkirię" kocham. Wotan w "Walkirii" to moja życiowa partia, którą dobrze znam i którą rozwijam od lat. Po prostu cieszę się, że w tym szczególnym miejscu mogę wykonać ulubioną partię - wyznaje Tomasz Konieczny. Trudno mu się dziwić, skoro nawet książkowy wywiad rzeka z artystą nosi tytuł "Twarze Wotana".
W czasie, gdy Konieczny oraz inni śpiewacy będą wykonywać dzieło Wagnera, za ich plecami swoje dzieło tworzyć będzie przy pomocy asystentów Hermann Nitsch. Ten austriacki artysta nie stroni od wykorzystywania krwi, ciał martwych zwierząt czy aranżowania rytuałów nawiązujących do dionizyjskich orgii. - Organizatorzy ostrzegli mnie, żebym nie zakładał swojego fraka. Dadzą mi specjalny strój, bo mogę zostać obryzgany farbą. A więc w imię ojca i syna i do głębokiej wody - śmieje się Konieczny.
Maseczki i smokingi
Na festiwalowy kompleks nie bez powodu mówi się Zielone Wzgórze. Z Tomaszem Koniecznym spotykamy się przed klombem kwiatów posadzonych u stóp teatru. To miejsce, gdzie festiwalowa publiczność najchętniej robi sobie selfie, bo dobrze widać cały gmach Festspielhaus, wzniesiony 150 lat temu według wskazówek Ryszarda Wagnera.
Festiwal wagnerowski w Bayreuth to jeden z najbardziej prestiżowych festiwali operowych świata. Snobizm miesza się tutaj ze szczerym oddaniem muzyce Wagnera. Od 1876 roku, z pewnymi przerwami, wykonuje się tutaj jedynie jego muzykę. Wyjątek uczyniono parę razy dla IX symfonii Beethovena. To szczególna impreza, choćby dlatego, że zarządzają nią nadal potomkowie Ryszarda Wagnera i Cosimy Liszt-Wagner.
Pełno tu nieznanych nigdzie indziej rytuałów. Zamiast gongu publiczność wzywają puzoniści i trębacze wygrywający na balkonie tematy z kolejnego aktu. Chociaż konserwatywny dress code stopniowo się liberalizuje, to nadal dominują stroje wieczorowe lub narodowe. Dlatego do rzadkości nie należy tu widok dżentelmena w bawarskich krótkich spodenkach albo damy w jedwabnym kimonie.
O dodatki w tym roku zadbała pandemia. Publiczność musi nosić na rękach zielone opaski zaświadczające, że zostało się zweryfikowanym pod kątem szczepienia lub negatywnego testu na obecność SARS-CoV-2. Maseczki oczywiście także były obowiązkowe, co kreatywnie wykorzystali twórcy pamiątek, sprzedając chińskie maski FFP2 z portretem Ryszarda Wagnera.
- Również nas artystów wysłano na obligatoryjne wymazy. Dotyczyło to całego personelu. Ale dobrze, że festiwal wraca do normalności. To jest szalenie ważne, by sztuka nam towarzyszyła nawet w pandemii - wyjaśnia Tomasz Konieczny.
W budynku teatru zabroniono używania wachlarzy, żeby nie wzmagać przepływu aerozoli. Zakaz może bawić, ale w przypadku Bayreuth nie jest to błaha kwestia. Wachlarze są popularnym rekwizytem, bo teatr na Zielonym Wzgórzu pozbawiony jest klimatyzacji. Tyleż ze względów konserwatorskich i troski o akustykę, co w myśl zasady, że za Wagnera klimatyzacji nie było i ludzie dawali sobie jakoś radę.
- W przypadku wysokich temperatur na zewnątrz, ta odczuwalna temperatura w środku będzie wynosić jakieś 40 stopni. Muzycy orkiestry korzystają z tego przywileju, że ich nie widać, więc często występują w t-shircie czy krótkich spodenkach. Gdy kłaniamy się do braw, wtedy dyrygent szybko przebiera się w garnitur albo frak - tłumaczy śpiewak.
Polskie Bayreuth
Dzieła Wagnera nawet laikom kojarzą się z gęstą fakturą i ścianą dźwięku. Żeby licznych muzyków gdzieś pomieścić, ale również by odpowiednio zbalansować dźwięk orkiestry, Wagner zaprojektował niezwykle głęboki kanał. Komfort pracy jest tam ograniczony, ale za to efekt niesamowity, bo publiczność nawet na najwyższym balkonie słyszy wszystko doskonale.
- To jest szczególny teatr, zbudowany bezpośrednio na wzgórzu porośniętym starodrzewem. Tutaj ziemia i korzenie rezonują. Akustyka jest tu legendarna - mówi Tomasz Konieczny.
Ale i w Polsce są miejsca związane z Wagnerem, które posiadają cudowną akustykę. To na przykład Opera Leśna w Sopocie, gdzie na wzór Bayreuth organizowano w latach dwudziestych wagnerowski festiwal. Tomasz Konieczny marzy, żeby do tej idei powrócić.
- My w Polsce powinniśmy mieć wielki festiwal operowy. Jesteśmy dużym europejskim krajem, a w tym miejscu świata brakuje takiego festiwalu. Chociaż Opera Leśna wprost stworzona jest do wykonywania dzieł Wagnera, to nie musimy się ograniczać tylko do jego repertuaru. To jest teraz moje marzenie, by stworzyć takie miejsce i być może już w przyszłym roku zadebiutuje tam Bałtycki Festiwal Operowy - dzieli się swoimi planami Tomasz Konieczny.
Niebezpieczne związki
Umiarkowany Postęp w Granicach Prawa - nazwa partii założonej dla żartu przez Jaroslava Haška byłaby dobrym podsumowaniem tego, co od ponad dekady dzieje się w Bayreuth. Rodzina Wagnerów oraz menedżerowie kultury związani z imprezą starają się festiwal unowocześniać i stawiać czoła niechlubnej przeszłości. Ta przeszłość to oczywiście jawny antysemityzm i szowinizm Ryszarda Wagnera oraz toksyczny flirt jego syna i wnuków, jak i samego festiwalu z nazizmem.
Festiwal Wagnerowski był jednym z nielicznych miejsc, gdzie Adolfa Hitlera można było zobaczyć w cywilnym fraku. Prominentni naziści byli tutaj częstymi gośćmi, a festiwal wprzęgnięto w aparat propagandowy Trzeciej Rzeszy. Nie bez entuzjazmu spadkobierców kompozytora. Wnuk Ryszarda, Wieland należał do NSDAP i pracował nad rozwojem rakiet V2. Nim po wojnie Wielandowi dane było wskrzesić festiwal, w budynkach teatru zakwaterowano czarnoskórych żandarmów, a w samym teatrze wystawiano farsy i operetki. Amerykańska armia zrobiła to bardzo świadomie, żeby poniżyć rodzinę Wagnerów.
70 lat po zakończeniu wojny brązowe popiersie Ryszarda Wagnera, stojące w parku, oflankowane zostało zdjęciami żydowskich muzyków. To część wystawy Zamilkłe Głosy oddającej hołd artystom, którzy kiedyś festiwal współtworzyli, a potem byli prześladowani przez nazistów.
Jedną z najlepiej ocenianych inscenizacji ostatnich lat są "Śpiewacy Norymberscy" w reżyserii Barrie'go Kosky'ego. Reżyser żydowskiego pochodzenia stworzył inscenizację zabawną i wzruszającą, a jednocześnie przenoszącą część akcji na salę sądową procesów norymberskich. W komicznym z założenia finale drugiego aktu zabawny galimatias szybko przeradza się w antyżydowski pogrom, a publiczności śmiech więźnie w gardle.
Krasnal Ryszard i drag queen
Widać też starania zmierzające do spuszczenia powietrza z festiwalowego balonika. To zadanie o tyle wdzięczne, że Wagner był niepoprawnym narcyzem i sam podsycał na poły boski kult, którym otaczały go rzesze fanów. Kilka lat temu postanowiono z tego zadrwić i dyrekcja festiwalu zamówiła kilkadziesiąt pomalowanych w różne kolory figurek Wagnera. Rozstawione w całym mieście statuetki przypominają wyglądem ukochane przez niektórych Niemców krasnale ogrodowe, co jest tym bardziej zabawne, że kompozytor wzrost miał raczej mikry.
Po latach posuchy w mediach społecznościowych Festiwal w Bayreuth doczekał się wreszcie fanpage'a na Facebooku z prawdziwego zderzenia. Tyle samo miejsca, co dyrygentom i solistom, poświęca się tam pracy orkiestry i personelu technicznego, co ma być dowodem na egalitaryzm imprezy.
W tym roku premierę "Latającego Holendra" poprowadziła Oksana Liniw. Pierwsza dyrygentka w długiej, blisko 150-letniej historii festiwalu, otworzyła imprezę. Pożegnano się za to z wybitnym maestro Christianem Thielemannem. Były już dyrektor muzyczny festiwalu słynął z apodyktycznego charakteru i problemów we współpracy z zespołem. Kolejną, rewolucyjną zmianą było wprowadzenie sprzedaży biletów on-line. Wcześniej bilety się losowało i jeżeli meloman nie był członkiem jednego z rozsianych po całym świecie towarzystw wagnerowskich, to mógł na swój bilet czekać nawet dziesięć lat.
Coraz częściej pojawiają się w Bayreuth inscenizacje, które otwarcie szargają świętości, wywracają libretto na nice lub stawiają je w najdzikszych kontekstach. Niekiedy z dobrym skutkiem, innym razem wywołując oburzenie publiczności wyrażane głośnym buczeniem.
- Sztuka nie znosi stagnacji. Poszukiwania powinny być, ale kto szuka, potrafi też zbłądzić, to normalna rzecz - zauważa Tomasz Konieczny, sam siebie określając jako wroga "teatru śmieciowego", który za wszelką cenę chce szokować. - Niejednokrotnie mamy niestety do czynienia z taką sytuacją we współczesnym teatrze. Czy to wszystko w Bayreuth zmierza we właściwym kierunku? Nie wiem. Gdy brałem udział w produkcji "Lohengrina", nie byłem w pełni zadowolony z sytuacji scenicznej, w której mnie postawiono - dodaje śpiewak.
- To pewnie "Tannhäuser", który zagrają tu lada moment, też nie wzbudziłby pana zachwytu? - dopytuję, wiedząc, że na scenie pojawiają się klauni, jedzenie z Burger Kinga i drag queen w brokacie.
- A nie, akurat ten "Tannhäuser" jest w porządku. Nie jestem wrogiem nowoczesnego teatru tylko złego teatru - wyjaśnia.
Tomasz Konieczny wystąpi przed publicznością w Bayreuth trzykrotnie. Pomiędzy festiwalowymi spektaklami będzie okazja, żeby usłyszeć go w Warszawie na festiwalu Chopin i jego Europa, gdzie w połowie sierpnia wystąpi w komicznej jednoaktówce Cimarosy. Jeśli jego marzenie o zorganizowaniu letniego festiwalu operowego w Trójmieście dojdzie do skutku, to zapewne od przyszłego roku będzie w Polsce częstszym gościem.
Festiwal w Bayreuth rozpoczął się 25 lipca i potrwa do 25 sierpnia.
Źródło: tvn24.pl