- To był wspaniały artysta, śpiewał niezwykłym, zachrypniętym głosem. Nie ukrywam, że sam w utworach, w których trzeba było użyć siły, mocy głosu wzorowałem się na jego sposobie śpiewania - wyznał Marek Gałązka, założyciel grupy balladowej "Po Drodze" wspominając Przemysława Gintrowskiego. Pieśniarz zmarł w sobotę w wieku 61 lat.
- Z Przemkiem spotkaliśmy się parokrotnie na wspólnych koncertach. My, grupa Po Drodze - byliśmy młodym zespołem. W sytuacji, gdy ktoś ma pozycję, a ktoś młody wchodzi, to odczuwa się protekcjonalizm wobec debiutanta. On był przecież już znanym artystą, posiadającym renomę. Zupełnie tego nie odczuwaliśmy. Był człowiekiem bardzo sympatycznym, przyjacielskim, nawet bardziej otwartym niż Jacek Kaczmarski - opowiadał Gałązka. Dodał, że ostatnio widział się z Gintrowskim cztery lata temu w kościele św. Jana w Gdańsku. - Graliśmy duży, wspólny koncert (...) Przemek zagrał bardzo dobrze. Ale nie poznałem go wtedy: strasznie zeszczuplał i wyglądał rzeczywiście, jakby trawiła go jakaś choroba, ale na scenie był w znakomitej formie - wspominał Marek Gałązka. - To jest kolejna strata. Przemek należał do ludzi, którzy tworzyli szalenie ważny nurt w polskiej muzyce i kulturze. Teraz był trochę zapomniany, opuszczony przez media. Paradoksalnie - ta śmierć może przypomni o tym, że istnieją tacy artyści - podsumował założyciel "Po Drodze".
"Był bardzo zaangażowany w to, co robił"
Poeta i eseista Tomasz Jastrun, który w latach 80. znał się z Przemysławem Gintrowskim, powiedział, że poznali się "na fali stanu wojennego". - Ukrywałem się wtedy i pisałem martyrologiczne wiersze, bardzo polityczne. Przemek wziął kilka tych tekstów do swojego repertuaru. Stało się tak, ponieważ myśleliśmy tak samo o Polsce, o dramacie, który się stał - wspominał Jastrun. Poeta ocenił, że ochrypły głos Gintrowskiego doskonale pasował do tamtych dramatycznych czasów, bo "był równie dramatyczny". - To, co Przemek śpiewał, było niezwykłe i odpowiednie jak na tamte czasy. Był bardzo zaangażowany w to, co robił - stwierdził Jastrun.
"Mieliśmy poczucie, że jesteśmy wyspą na morzu innych ludzi"
- Zetknąłem się z nim i jego muzyką już w latach 70. Słyszałem go po raz pierwszy na jakimś prywatnym koncercie. Występował razem z Jackiem Kaczmarskim (...). Jego muzyka miała ogromne, wręcz rewolucyjne, znaczenie dla opozycji demokratycznej. W tamtym czasie tworzyliśmy zwarte wewnętrznie środowiska, ale zupełnie obce w społeczeństwie. Mieliśmy (...) poparcie od najbliższych przyjaciół, od bliskich nam - to wynikało z oczywistości moralnej: co jest dobre, a co jest złe - jednocześnie mieliśmy poczucie, że jesteśmy wyspą na morzu innych ludzi - wspominał barda były minister kultury, Andrzej Celiński. Dodał, że "kiedy słyszało się Gintrowskiego, Kaczmarskiego, Kleyffa, Kelusa odkrywało się, że to ludzie naznaczeni, dotknięci palcem przez Pana Boga".
- Gdy słyszałem ich muzykę czułem się pewniej (...) Raptem okazywało się, że nie tylko najbliżsi przyjaciele, ale także ludzie, których nie znałem osobiście, ale ceniłem za artyzm i talent, myślą tak samo, przeżywają to samo. To było bardzo ważne. W moim środowisku, jak tylko poszła wieść, że gdzieś zaraz będzie koncert w prywatnym mieszkaniu stawiało się jak najszybciej kilkadziesiąt osób - dodał polityk.
"Wczoraj słuchałem jego muzyki, nie wiedząc, że odchodzi"
Reżyser Janusz Zaorski, wspominając Gintrowskiego, powiedział, że poznał barda na koncercie, który w latach 70 zorganizował w swoim mieszkaniu na warszawskim Ursynowie. - Byli tam i Kaczmarski i Gintrowski. Powstały z tego kasety, które krążyły po kraju. Miałem wtedy duże mieszkanie, przyszło wielu gości. Na tych kasetach słychać zapowiedzi Jacka Kaczmarskiego i Przemka Gintrowskiego. Zaprzyjaźniliśmy się - opowiadał Zaorski.
Dodał, że przygotowując film "Dziecinne pytania" zaproponował Kaczmarskiemu i Gintrowskiemu podwójny udział. - Nie tylko, jako kompozytorów, ale także, jako aktorów. W filmie są retrospekcje dotyczące Marca '68. Oni zagrali studentów, którzy strajkują na Politechnice Warszawskiej - poinformował reżyser. - Bardzo się polubiliśmy. Chodziłem na ich koncerty. Poznałem Zbyszka Łapińskiego, który grał z nimi na fortepianie. To wspaniałe trio idealnie ze sobą pracowało - wspominał Zaorski. Reżyser powiedział, że ostatnio widział się z Gintrowskim w czerwcu. Zakładali się kto zostanie mistrzem Europy w piłce nożnej. - Gdy dowiedziałem się wczoraj, że Przemek odszedł, przeżyłem wielki szok. Ta wiadomość zastała mnie na festiwalu aktorstwa filmowego, gdzie pokazywałem "Matkę królów". Wczoraj słuchałem jego muzyki, prezentując ten film, nie wiedząc, że odchodzi - podsumował Zaorski.
Autor: ktom\mtom / Źródło: PAP