To cenzura internetu - alarmują przeciwnicy nowej dyrektywy unijnej. Nic podobnego - odpowiadają jej autorzy, argumentując, że starają się postawić tamę zwykłemu złodziejstwu. I tym razem murem za nimi stają artyści, którzy na piractwie tracą najwięcej. Materiał "Polska i Świat" TVN24.
Artyści, reżyserzy, pisarze, dziennikarze domagają się przyjęcia unijnej dyrektywy w sprawie praw autorskich na jednolitym rynku cyfrowym.
- Chodzi o szacunek między ludźmi. Nie ukradniesz rolnikowi kartofli, bo poda cię do sądu - powie, że go okradłaś. Ale wszyscy okradają artystów i jest OK - mówi Maria Sadowska, wokalistka, kompozytorka, reżyserka i producentka. Kompozytor Jarosław Siwiński przypomina, że "każdy film, każda piosenka, każdy spektakl teatralny, powstał ogromnym nakładem pracy".
Dlatego m.in. Alicja Majewska, Andrzej "Piasek" Piaseczny, Zbigniew Namysłowski, Urszula Sipińska, Natalia Nykiel i wielu innych twórców podpisało się pod petycją do polskich europarlamentarzystów w tej sprawie.
- Dobra niematerialne mają dokładnie taką samą wartość jak materialne. Pokolenie youtuberów, które walczy z tą dyrektywą, zrozumie, że także ich dzieła w przyszłości będą kradzione - mówi Bogusław Chrabota, redaktor naczelny "Rzeczpospolitej".
Kontrowersje wokół projektu dyrektywy
Jednak projekt dyrektywy od początku budzi kontrowersje. O ile twórcy walczą o swoje prawa, to przeciwnicy projektu mówią o końcu wolności w sieci i utrudnieniu dostępu do informacji. Samą dyrektywę nazywają ACTA 2. - Pojawia się duże zagrożenie, że zostanie wylane dziecko z kąpielą, to znaczy wprowadzi się ochronę praw autorskich, a jednocześnie wprowadzi się cenzurę internetu - ocenia Rafał Górski, szef Instytutu Spraw Obywatelskich.
W akcie protestu w lipcu polska wersja najbardziej znanej encyklopedii w sieci na 24 godziny została wyłączona. Wikipedia grzmiała, że dzielenie się wiedzą może nie być możliwe. Pojawiały się też głosy, że nie będzie można przesyłać linków, a nawet tworzyć memów. - Często pojawiają się argumenty, które może nie do końca są zgodne z prawem, ale pojawiają po prostu dlatego, że z internautami nie rozmawia się w sposób poważny i rzetelny - dodaje Górski.
Najwięcej wątpliwości wśród internautów budzi artykuł 11., który zakłada przekazywanie portalom części zysków, jakie na ich pracy zarabiają inne platformy. - Chodzi o to, żeby skłonić nie zwykłego użytkownika, ale wielkie korporacje, które wykorzystują owoce naszej pracy oraz owoce pracy naszych kolegów dziennikarzy, żeby płaciły za treści, które wykorzystują - przekonuje pisarz Zygmunt Miłoszewski. Artykuł 13. nakłada natomiast obowiązek filtrowania treści chronionych prawem autorskim, czyli wrzucanej do sieci muzyki, filmów czy artykułów. I o to walczą artyści. - To nie jest cenzura. To jest tylko prośba o to, że jeżeli ty wykorzystujesz moją piosenkę po to, żeby zarobić na tym pieniądze, to odpal mi z tego mały procent - wyjaśnia Sadowska.
Ponowne głosowanie nad projektem
Jednak po fali protestów 5 lipca projekt dyrektywy został odrzucony. Przeciw zagłosowali wszyscy polscy europosłowie. Teraz dyrektywa znów trafi pod głosowanie, a artyści liczą, że posłowie podniosą rękę za przyjęciem nowych przepisów.
- Mamy regulacje, które będą wkraczały mocno w przestrzeń, która do tej pory nie była regulowana w żaden sposób. Ale jest to naturalna konsekwencja dotycząca wkraczania technologii i świata cyfrowego w nasze życie codzienne - zaznacza zajmująca się mediami cyfrowymi Katarzyna Chałubińska-Jentkiewicz.
Dyrektywa ma być dopiero początkiem i stanowić ogólne ramy, wykorzystywane przy tworzeniu prawa krajowego. - Prosimy o fair play - apeluje Sadowska.
Autor: tmw\mtom / Źródło: tvn24