- Jeśli masz szczęście wystarczy, że znajdziesz swój styl, który jest rozpoznawalny. A potem do końca życia robisz te same 10 zdjęć, nawet jeśli za każdym razem uważasz, że to nowy obraz - Tim Walker, znany fotograf mody, śmieje się z zarzutów, że wszystkie jego prace mają tę samą bajkową, surrealistyczną magię. Łóżka wiszące na drzewach, lotnik w samolocie z bagietki, czy gigantyczne lalki spacerujące po lesie - to tylko kilka z wykreowanych przez niego obrazów, które można oglądać na trwającej właśnie wystawie w Wielkiej Brytanii.
Jego zdjęcia to fantazja stworzona za pomocą rekwizytów, nie programów graficznych. Coś o tym wiedzą mieszkańcy pewnej brytyjskiej wioski w Sussex, gdzie około cztery lata temu Tim Walker postanowił zrealizować ambitny pomysł. Jeden z tamtejszych domów pomalował na żółto, bo wymarzył sobie zdjęcie, na którym budynek wygląda, jakby był zanurzony w wosku. Ale przyszły trzy dni ulewnych deszczy i ulicami wioski zaczęły spływać rzeki żółtej farby.
Nawet po tej wpadce Walker wciąż gardzi cyfrową manipulacją i wszystko, co pokazuje na swoich zdjęciach, naprawdę konstruuje.
"Przyjechało około 20 strażaków, żeby nas ratować"
Zawsze bardzo dokładnie przygotowuje się do pracy. Współpracując z ekipami scenografów, stara się urzeczywistnić swoje wizje i fantazje. Nic dziwnego, że jego sesje zdjęciowe przypominają plan filmowy: fryzjerzy, wizażyści, styliści mody, projektanci kostiumów, monterzy, operatorzy, scenarzyści, producenci i malarze, modelki próbujące wcielić się w swoje role.
- Robienie zdjęć na tradycyjnym filmie jest jak gotowanie oparte na instynkcie. Cyfrowe zdjęcia to jak kurczowe trzymanie się receptury i gotowanie w kuchence mikrofalowej - tak Walker obrazowo opisuje swoją niechęć do nowoczesnej technologii, której nie potrzebuje, by przenieść nas w surrealistyczny świat inspirowany twórczością Salvadora Dali.
W jego sesjach często występują bajkowe postacie: gigantyczne zabawki, klauny i zwierzęta, a także motywy przypominające klimat z filmów Tima Burtona, a więc szkielety, czaszki czy ogromne pająki. Walker odtwarza w olbrzymiej skali roślinne labirynty, na drzewach zawiesza łóżka i stoły, lotnika wsadza do samolotu zbudowanego z bagietki, perskie koty farbuje na pastelowe kolory, a 15-metrowym lalkom każe błądzić w lesie. Nawet górski potok umieścił w... edwardiańskim salonie.
- Myślę, że to entuzjazm do urzeczywistniania nierealnych wizji, które widzę w swojej głowie, sprawia, że ignoruję przeszkody - tak 43-latek tłumaczy umiejętność zamieniania marzeń w rzeczywistość, co robi już od blisko 20 lat na łamach najważniejszych magazynów świata, m.in. "Vanity Fair", "New Yorkera", "W" i "Vouge'a".
W 2011 roku o mało nie przeszkodził mu ogień. Podczas sesji dla "W", gdy chińską modelkę Xiao Wen Ju postawił obok wielkiego smoka wykonanego ze srebrnej folii, plastikowych foremek do ciasta i kartonu, oświetlanego przez płomień z kominka w XIX-wiecznej angielskiej rezydencji. - Smok się zapalił, a potem pożar zajął cały pokój. Przyjechało około 20 strażaków, żeby nas ratować. Sesję zakończyliśmy toastem z radości, że żyjemy - śmieje się.
"Moda nigdy mnie nie kręciła"
Jego bardzo specyficzne podejście do fotografii mody zrodziło się na początku kariery. W młodości ambicją Walkera było robienie filmów, ale jak sam przyznał, w szkole artystycznej wydarzyło się coś, co zaważyło na skierowaniu artystycznych zainteresowań w stronę fotografii. - Każdy robił śmieszne, krótkie filmiki. Ja zrobiłem 20-minutowy film, ale wszyscy się śmiali ze scen, w których nie powinni - wspomina.
Wziął udział w konkursie na sesję mody dla magazynu "Independent". Zdjęcia miały mieć radosny charakter, ale on zamiast młodej modelki wybrał siwowłosą kobietę z organizacji humanitarnej Oxfam. Zajął trzecie miejsce i zdecydował o swojej zawodowej filozofii: nigdy podczas sesji nie będą go interesować ubrania. Dotrzymał słowa nawet jako 19-letni stażysta w biblii mody - "Vogue'u", a potem jako asystent Richarda Avedona, z którym pracował w jego nowojorskim studiu, a także, kiedy realizował swoją pierwszą pracę dla brytyjskiego "Vogue", gdy miał 25 lat.
- Stojąc przed jego aparatem jesteś w świecie jego fantazji. Jestem bardzo nieśmiała, ale te ekstrawaganckie inscenizacje i romantyczne motywy sprawiają, że przenoszę się do lat dzieciństwa, gdy z fascynacją oglądałam ilustracje w książce z baśniami, i to pozwala mi otworzyć się i zagrać kogoś innego - opowiada Stella Tennant, jedna z pierwszych modelek, które pracowały z Walkerem.
- Moda nigdy mnie nie kręciła, ale pozwoliła mi poznać własne marzenia i fantazje, czyli to, co kocham w tej robocie - zapewnia artysta nazywany "Piotrusiem Panem fotografii".
Przy każdym zleceniu bawi się, jak dziecko. Nawet wtedy, gdy w 2009 roku na wzgórzach Northumberland w pobliżu Szkocji "witał przylot" UFO. Wymyślił bowiem sesję polowania na lisy, gdzie myśliwym na koniach z hordą psów towarzyszy statek kosmiczny z modelką. Minęło wiele godzin, zanim zwierzęta wreszcie nauczyły się tolerować błyszczący srebrny przedmiot i udało się zrobić pierwsze ujęcie.
"To, co robię, to histeryczne poszukiwanie emocji"
- W fotografii mody interesuje mnie przesuwanie granic lub łamanie ustalonych norm, które wymyślono tylko po to, by sprzedawać ubrania. To, co robię, to histeryczne poszukiwanie emocji, co jest dużo trudniejsze do zrobienia niż się wydaje - mówi.
Doceniają to kuratorzy, którzy regularnie organizują mu wystawy. - Jego zdjęcia to więcej niż moda. Wpływy surrealizmu i tradycji angielskiego malarstwa pejzażowego sprawiają, że Tim Walker chodzi po linie między modą a sztuką - ocenia Adrian Jenkins z Bowes Museum, gdzie właśnie trwa wystawa prac fotografa pt. "Dreamscapes".
Wystawa "Tim Walker: Dreamscapes", Bowes Museum, Barnard Castle, Durham, Wielka Brytania. Potrwa do 1 września.
Autor: Agnieszka Kowalska / Źródło: Guardian, Wall Street Journal, tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: The Bowes Museum