Jest największą sensacją branży filmowej na świecie ostatnich miesięcy. Ben Affleck i jego "Operacja Argo" po zgarnięciu najważniejszych Złotych Globów i brytyjskich nagród BAFTA, była faworytem zbliżającej się oscarowej gali i nie zawiódł.
Jeszcze w styczniu bukmacherzy (nie mówiąc o krytykach) nawet nie rozważali szans zwycięstwa "Argo" w głównych kategoriach. Sam Affleck nie dostał przecież od Akademii nominacji dla najlepszego reżysera.
Dwa Złote Globy w głównych kategoriach - za film i reżyserię, zdublowane ostatnio przez brytyjską BAFTĘ, wcześniej zaś seria nagród od amerykańskich krytyków, Gildii Aktorów mocno namieszały w branży. Film Afflecka wyrósł na jednego z faworytów oscarowych zmagań. I nagrodę za najlepszy film zdobył.
Affleck jest pierwszym filmowcem, który nie zdobył nominacji do Oscara dla najlepszego reżysera, ale wygrał w tej kategorii Złoty Glob oraz nagrodę Gildii Reżyserów Ameryki za rok 2012. W ten sposób uchodzący jeszcze do niedawna za "dobrze zapowiadającego się reżysera" aktor Ben Affleck, kojarzony z kreacjami bynajmniej nie na miarę statuetek, awansował do miana największego objawienia fabryki snów minionego roku.
Czy niedawny laureat aż dwóch Złotych Malin, mógł przez chwilę choć podejrzewać, że dotrze na sam szczyt?
Pokerzysta, którego kręci kino
Affleck ma idealne wręcz warunki do bycia gwiazdorem - przystojny, wysoki (190 cm), wszechstronnie utalentowany, piekielnie inteligentny. Aktorstwem interesował się od dzieciństwa, najpierw jednak studiował arabistykę, potem myślał o lingwistyce. Po arabsku porozumiewa się bez kłopotów, ale mówi także płynnie po francusku i hiszpańsku. Do tego - według relacji nauczycieli - mógł zostać też wybitnym matematykiem.
Zapalony pokerzysta wygrał turniej w stanie Kalifornia w 2004 roku, zgarniając 400 tys. dolarów, a potem zakwalifikował się do finału World Poker Tour. Mnogością talentów Affleck mógłby obdzielić sporą częśc Hollywoodu, ale jak sam mówi – na razie najbardziej kręci go kino.
Początkowo pojawiał się w krótkich filmikach reklamowych, później w serialach telewizyjnych. Na dużym ekranie debiutował w 1993 r. filmem "Uczniowska balanga". Przełom w jego karierze nastąpił jednak dopiero, gdy poznał niezależnego reżysera Kevina Smitha i zagrał dużą role w filmie "W pogoni za Amy". Obraz okazał się przepustką do sławy. Kolejne role w skromnych, niezależnych filmach Smitha, docenianych na festiwalu filmów niezależnych Sundance, wyznaczyły kierunek jego kariery.
Affleck zwracał uwagę. Raz - warunkami zewnętrznymi amanta w dobrym, starym stylu, dwa - dystansem do swojej kariery, z którego słynie do dziś. Pomieszkiwał wówczas na Manhattanie z bratem Caseyem (także aktorem) oraz długoletnim przyjacielem Mattem Damonem. Tam właśnie Ben i Matt napisali scenariusz do filmu "Buntownik z wyboru" (1997) i to tak dobry, że zainteresował się nim sam Gus Van Sant. Film był nominowany do 9 Oskarów i zdobył dwa, w tym za najlepszy scenariusz dla Bena i Matta. Wraz z nim przyszła popularność.
Złe dobrego początki
Choć Affleck był dwukrotnie wybrany przez magazyn "People" jednym z "50 najpiękniejszych ludzi na świecie", długo nie miał szczęścia do ról w kinie popularnym. Po rozstaniu ze Smithem, grał w uznanych za wpadki "Pearl Harbor" czy "Daredevil". Za rolę w tym ostatnim otrzymał nawet Złotą Malinę dla najgorszego aktora.
Po raz drugi dostał ją za rolę płatnego mordercy w "Gigli", gdzie zagrał na prośbę Jenniffer Lopez, z którą związał się na jakiś czas. Para była zaręczona i nawet wyznaczono już datę ślubu, a o zaręczynowym pierścionku za 3,5 mln dolarów kroniki towarzyskie pisały z rozrzewnieniem. Jennifer napisała piosenkę "Dear Ben", a media tytułowały parę wdzięcznym przydomkiem "Beniffer". Do ślubu jednak nie doszło, ponoć z winy Afflecka.
Początek nowego wieku nie był dla niego szczęśliwy. Kariera aktorska stanęła w miejscu, a Ben osamotniony, zaczął szukać pocieszenia w alkoholu. W końcu przyjaciele siłą posłali go na odwyk. Szybko pokonał nałóg. I to niejeden. Po roli w filmie "Smoking Aces", która wymagała od niego palenia przez kilka dni na planie, niemal non-stop, znienawidził też i papierosy - rzucił palenie na zawsze.
Po chudych latach nadeszły obfite. Rolą w świetnym "Hollywoodland", zainspirowanym tajemniczym morderstwem w fabryce snów, nareszcie udowodnił, na co naprawdę go stać. Otrzymał za nią Puchar Volpi dla najlepszego aktora na festiwalu w Wenecji i nominację do Złotego Globu. Był już wówczas mężem ślicznej Jennifer Garner.
W 2007 roku Affleck nakręcił swój pierwszy film fabularny "Gdzie jesteś Amando", kryminalny dramat, oparty na powieści Dennisa Lehane. W głównej roli obsadził swojego brata Caseya Afflecka. Już wtedy stało się jasne, że Ben stawia własny stempel w tradycyjnym kinie gatunku. Udowodnił to trzy lata później kapitalnym "Miastem złodziei" - opowieścią o uprowadzonej przez gang dziewczynie, która z czasem zakochuje się w dawnym oprawcy. Najlepsze jednak wciąż było przed nami.
Operacja sukces
Największym atutem "Operacji Argo", opartej na prawdziwych, niedawno odtajnionych zdarzeniach, jest to, że będąc dramatem politycznym, pozostaje komedią charakterów.
Sporo tu również błyskotliwych odniesień do współczesnej popkultury. Ten szpiegowski thriller, opowiada o operacji ratowania sześciu amerykańskich zakładników, porwanych w Teheranie w 1979 roku. Całość udowadnia, że Affleck kręci znacznie lepsze filmy, niż te, w których jako aktor jest obsadzany.
Obraz powstał w oparciu o wspomnienia agenta CIA Tony'ego Mendesa, który uczestniczył w akcji. Affleck pokazuje swojego bohatera nie tylko jako uczestnika dramatycznych wydarzeń, ale umiejętnie buduje klimat moralnych rozterek, jakie przeżywa. Prócz polityki i sensacji, sporo tu też kpiny z samego Hollywood. Do kin amerykańskich "Argo" wszedł wczesną jesienią i zebrał znakomite recenzje. W tak gigantyczny, kasowy i artystyczny sukces jaki odniósł obraz, zgarniając najważniejsze nagrody filmowe na świecie nie wierzyli jednak chyba sami twórcy. Affleck wyprodukował go wspólnie z Georgem Clooneyem w wytwórni Warner Bross.
Przystojniak o złotym sercu
Komu nie wystarcza fakt, że Affleck mówi czterema językami i wygrywa światowe mistrzostwa w pokera, donosimy, że jest także wielkim filantropem.
Od lat działa z zaangażowaniem w organizacji A-T Children's Project. Zaczęło się od spotkania z 9-letnim chłopcem z Kongo, chorym na dystrofię mięśniową, po którym Affleck nawiązał współpracę z Organizacją Narodów Zjednoczonych. W 2008 roku przemawiał w Parlamencie, referując sytuację kongijskich uchodźców. Własnym sumptem wydał też krótki film, ilustrujący ją. W 2010 roku ogłosił natomiast powstanie inicjatywy "koncentrującej się na pracy z dziećmi ze Wschodniego Kongo", którą osobiście finansuje i nadzoruje.
Ostatnio pojawiły się też plotki, że Affleck, zagorzały demokrata, myśli na poważnie o kandydowaniu do Senatu USA. Po najbardziej cenionym prezydencie USA Ronaldzie Reganie, (który jednak aktorem był kiepskim) i Arnoldzie Schwarzeneggerze, do niedawna gubernatorze Kalifornii, byłby kolejnym człowiekiem z Hollywood, który "poszedł w politykę". Na razie jednak on sam pytany o to, mówi, że zamierza się teraz skupić na reżyserii i już pracuje nad kolejnym dramatem, o roboczym tytule "Tell No One".
Affleck zwycięża
Affleck z oscarowych wyników chyba może być zadowolony. Jego "Operacja Argo" zdobyła nie tylko nagrodę dla najlepszego filmu, ale także za scenariusz adaptowany oraz za montaż.
Podczas oscarowej gali nie wytrzymał - odbierajac Oscara, popłakał się. - Byłem tu 15 lat temu i nawet nie marzyłem, że jeszcze wrócę - mówił nawiązując do swojego pierwszego Oscara otrzymanego za scenariusz do "Buntownika z wyboru".
Autor: Justyna Kobus, nsz//kdj,mtom / Źródło: tvn24.pl