"Festiwal filmowy bez skandalu jest jak żołnierz bez karabinu" - twierdzą starzy wyjadacze i wiedzą, co mówią. Skandale towarzyszą canneńskiej imprezie od początku i są równie wyczekiwane, jak filmy w konkursie. I choć nikt chyba nie przebije wyrzuconego z festiwalu Larsa von Triera, deklarującego przed laty "zrozumienie dla Hitlera", wyskoki "nieobyczajnych aktorek" i histeryczne próby zaistnienia stanowią integralną część Cannes. W br. tej metody spróbował Gasper Noe z filmem "Love", którego główną "atrakcją" był szeroko reklamowany trójwymiarowy wytrysk prosto w kamerę.
Czy ktoś jeszcze pamięta, że festiwal w Cannes - dziś wielkie targowisko próżności, święto gwiazd filmu i celebrytów - powstał jako wyraz buntu przeciw faszystowskiej wizji kina?
W 1938 roku na najstarszym z europejskich festiwali w Wenecji nagrodzono słynną "Olimpiadę" Leni Riefenstahl i "Pilota Luciano Serrę", którego powstanie nadzorował wielki Duce. Uznając, iż miejsce sztuki zajęła propaganda, ówczesny minister kultury Francji, zaproponował stworzenie nowego festiwalu. Na jego siedzibę wybrano Cannes na Lazurowym Wybrzeżu. Rozpoczęcie planowano na 1 września 1939 roku, a imprezie miał przewodniczyć sam Louis Lumiere. Plany pokrzyżował jednak wybuch wojny.
Po wojnie wrócono do pomysłu. 20 września 1946 roku odbyła się w Cannes pierwsza edycja festiwalu. Aktorka Grace Moore zaśpiewała Marsyliankę i choć przyznano jedynie 11 równorzędnych wyróżnień, pomysł okazał się strzałem w 10. Ewolucję, jaką w ciągu tych 7 dekad przeszła canneńska impreza, najlepiej obrazuje premiera na tegorocznym festiwalu tzw. "kina fallocentrycznego" Gaspara Noego "Love", gdzie trójwymiarowy wytrysk prosto w kamerę (film pokazywano w 3D), prezentowane w zbliżeniach penisy i długie sceny wyuzdanego seksu wypełniają cały film.
Bikini Bardotki i toples Sylvy
Pierwsze edycje festiwalu, jeszcze skromne, rzeczywiście były wyłącznie świętem kina. Szybko jednak producenci filmowi i wschodzące gwiazdeczki odkryli, że Lazurowe Wybrzeże to wymarzone wręcz miejsce na wielki lans. Zwłaszcza, że wraz początkiem lat 50. Cannes zyskało status wydarzenia, na którym nie można nie być i zepchnęło na plan dalszy Wenecję.
Przede wszystkim jednak na Lazurowym Wybrzeżu zaczęły się pojawiać gwiazdy światowego kina jak Grace Kelly, Sophia Loren, Elizabeth Taylor czy Kirk Douglas. W Europie to był czas wielkiej obyczajowej rewolucji, sprzyjający łamaniu tabu i wszelkiej maści skandalom.
Na festiwalowej plaży zaroiło się od żądnych sławy aktoreczek, wśród których w 1953 roku pojawiła się zjawiskowa Brigitte Bardot. Świeżo poślubiona 19-letnia małżonka Rogera Vadima, paradując w seksownym bikini po bulwarze Croissette… zatamowała ruch w centrum miasta. Sznury samochodów krążyły wokół bulwaru, uniemożliwiając dotarcie na projekcje. O "nieobyczajnej aktorce" rozpisywała się prasa na całym świecie. Efektem tego było pojawienie się Bardot w filmie u boku Kirka Douglasa i zyskanie statusu seksbomby.
Prawdziwy skandal wywołała jednak rok później zapomniana zupełnie Simone Sylva, która wkręciła się na sesję zdjęciową na plaży Roberta Mitchuma i nieoczekiwanie zdjęła stanik. Zdjęcia gwiazdora, próbującego zasłonić dziewczynę stojącą obok topless, obiegły cały świat. Samej Simone, która nie miała urody i talentu BB, nie pomogły w zrobieniu kariery - zmarła mając 29 lat. Na zawsze wpisała się jednak w historię francuskiego festiwalu.
Do dzisiaj początkujące gwiazdy próbują tego samego "chwytu", wpychając się niezapraszane na sesje zdjęciowe topowych gwiazd. Niestety, na nikim dziś już goły biust, ani nawet spora dawka golizny, nie robią najmniejszego wrażenia.
Książę i aktoreczka
Z czasem nagość przestała wzbudzać sensację, a gwiazdy musiały główkować, by zwrócić na siebie uwagę. W 1963 roku młodziutka włoska gwiazda Claudia Cardinale na pokaz filmu Luchino Viscontiego "Lampart", przyprowadziła żywego geparda, wywołując popłoch i ucieczkę z większości gości. Gwiazdą kina została jednak dzięki wielkiej urodzie i autentycznemu talentowi.
W ub.r. festiwal rozpoczął niezbyt udany film "Grace" z Nicole Kidman w głównej roli, pokazujący historię związku hollywoodzkiej gwiazdy Grace Kelly i księcia Monaco Rainiera Grimaldiego. Rozpoczęty właśnie w Cannes, w słynnym hotelu Carlton (w 1955 roku) jeden z najgłośniejszych romansów stulecia, do dziś jest wręcz czczony przez organizatorów imprezy. Amerykańska piękność, gwiazda filmów Hitchcocka, dała się tam właśnie uwieść swemu przyszłemu mężowi. I to pod czujnym okiem prasy.
Z czasem skandale w Cannes straciły, niestety, na finezji. Wystarczy przypomnieć niesmaczny i wstydliwy dla gwiazdy skandal z udziałem Madonny, która w 2008 roku odmówiła zapłaty za hotel zawrotnej sumy 50 tys. euro. Traktowana w Cannes jak królowa (na jej życzenie sprowadzono do pokoju zasłony z Wersalu, udostępniono salę gimnastyczną i utrzymywano apartamenty w temperaturze 30 stopni), odmówiła zapłaty, bo bez jej zgody sfilmowano zamieszkane przez nią apartamenty!
Skandale z polityką w tle
Media kochają skandale obyczajowe, ale festiwalowi towarzyszyły także afery poważne, wywołane werdyktami jury. W 1960 roku Złotą Palmę zdobyło "Słodkie życie" Felliniego, krytykowane wówczas za zbyt odważne sceny erotyczne, co dziś prowokuje do śmiechu. Rok później wybuchł skandal, który miał już podłoże czysto polityczne. Jeden z największych reżyserów w historii kina, Hiszpan Luis Bunuel, projekcją "Viridiany" ukazującego Hiszpanię generała Franco – faszyzującą, przepełnioną fałszywym katolicyzmem, wywołał wściekłość reżimu. Chociaż odebrał Złotą Palmę, został skazany przez Franco na wygnanie i resztę życia spędził w Meksyku. Filmy Bunuela w rodzinnym kraju objęto zakazem wyświetlania na prawie dwadzieścia lat.
Osobny rozdział należałoby poświęcić festiwalowi z 1968 roku, kiedy grupa filmowców z udziałem Romana Polańskiego przerwała go na znak solidarności ze strajkującymi studentami. Gdy studenci wyszli na ulice, by walczyć o wyznawane przez siebie ideały, część zaangażowanych społecznie twórców wycofało zakwalifikowane już filmy, a takie tuzy jak Jean-Luc Godard i Roman Polański namawiali w trakcie trwania imprezy do jej wcześniejszego zakończenia z uwagi na szacunek dla protestujących. Dziś już z pewnością nie udałoby się zatrzymać komercyjnej machiny na potrzeby wielkich idei.
Za największy skandal związany z filmem w Cannes uznaje się jednak wycofanie w 1956 roku z konkursu na prośbę Niemców dokumentu Alaina Resnaisa o Auschwitz "Noc i mgła". Film, który stał się wzorcem dla następnych obrazów o Holocauście, porażał scenami okrucieństwa. Francuzi protestowali przeciw tej decyzji, organizatorzy jednak nie chcieli zadrażniać relacji z Niemcami.
Często też, nie bez racji, zarzucano festiwalowi brak apolityczności. Tak było choćby w 2003 roku, gdy wygrał "Fahrenheit 9.11"- dokument Michaela Moore’a, film krytykujący ekipę Busha, choć świetnie zrealizowany, potwornie propagandowy. Wybuchł skandal, organizatorom zarzucono tendencyjność i schlebianie lewicującej w większości branży filmowej we Francji. Mimo to Moore opuścił Cannes ze Złotą Palmą, a film okazał się najbardziej dochodowym dokumentem w historii.
Larsa von Triera sympatia do Hitlera
Lars von Trier nie raz dał się we znaki canneńskiej publiczności, ale w 2011 przekroczył granice wytrzymałości organizatorów. W 2009 r. jego "Antychryst" nazwano "obrzydliwym dziełem chorego umysłu", a niektórzy widzowie mdleli na pokazie. Wystylizowane do granic sekwencje seksu i sceny z udziałem Charlotte Gainsbourg okaleczającej miejsca intymne uznano za przekroczenie granic dobrego smaku. Ale to okazało się niczym wobec tego, co Lars zgotował widzom w 2011 roku.
Zdobywca Grand Prix za poruszające "Przełamując fale" i Złotej Palmy za "Tańcząc w ciemnościach", idiotycznym wyskokiem zatrzasnął sobie drzwi do najważniejszej filmowej imprezy Europy. Prezentując skądinąd niezwykły obraz "Melancholia" oświadczył, że jest… nazistą, bo jego przodkowie byli Niemcami.
"Rozumiem Hitlera – mówił zdumionym dziennikarzom. - Mogę sobie wyobrazić, jak siedzi na końcu w swoim bunkrze. Nie można go nazwać dobrym człowiekiem, ale trochę go rozumiem i współczuję" - oznajmił, co wywołało burzę, zakończoną wyrzuceniem filmowca z festiwalu. Nie pomogła próba obrócenia wypowiedzi w żart - reżyser otrzymał zakaz zbliżania się do Pałacu Festiwalowego.
Na razie nic nie wskazuje na to, by miał on zostać anulowany.
Gaspar Noé - skandalista z wyboru
Argentyńczyk Gaspar Noe ze skandalizowania uczynił metodę na robienie kina. Stali bywalcy festiwalu pamiętają mający premierę właśnie w Cannes jego głośny obraz "Nieodwracalne" z 2002 roku, z drastyczną, kilkuminutową sceną gwałtu na bohaterce granej przez Monicę Bellucci, z którego masowo wychodzono z kina. Filmowi, który organizatorzy świadomie zakwalifikowali do głównego konkursu, skandal jednak pomógł w promocji.
Tegoroczne, prezentowane poza konkursem "Love" to nader śmiała próba ukazania trójkąta miłosnego – mężczyzny i dwóch kobiet – właśnie poprzez seks. "Miłość to oślepiające światło, genetyczna potrzeba, odmienny stan świadomości, ciężki narkotyk, choroba psychiczna, gra o władzę – to sperma i łzy" - mówi Noe, zachęcając do obejrzenia swojego filmu. I choć nie było drugiego obrazu, który zgromadziłby taką widownie w br. na festiwalu (kto nie przyszedł na pokaz na długo przed zaplanowaną godziną projekcji, odchodził z niczym), Noe nie doczekał się życzliwych recenzji. Powtarzają się opinie o "języku pełnym wyblakłych estetycznych klisz" i "przesadnie naturalistycznych ujęciach".
Tyle tylko, że o tym widzowie przekonają się dopiero po obejrzeniu filmu Noego, na który z całą zapewne, podobnie jak na "Nieodwracalne", będą walić drzwiami i oknami.
Autor: Justyna Kobus / Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: materiały prasowe